Wczoraj formalnie działalność zainaugurowała Europejska Służba Działań Zewnętrznych, czyli unijna dyplomacja.
Zaczęło się od falstartu – z powodu braku porozumienia w sprawie budżetu na przyszły rok pracę na razie mogło zacząć tylko jej najwyższe kierownictwo.
Pieniądze to – obok rozdziału stanowisk między poszczególnymi państwami – najbardziej drażliwa sprawa w funkcjonowaniu nowo powstałej instytucji. ESDZ ma mieć do dyspozycji budżet w wysokości 9,5 mld euro. Jej szefowa, Brytyjka Catherine Ashton, dostała pensję w wysokości ok. 321 tys. euro rocznie, co czyni ją najlepiej opłacaną kobietą politykiem w świecie zachodnim.
Rozmiar unijnych przedstawicielstw i koszty ich utrzymania budzą duże kontrowersje w czasach, gdy niemal wszystkie państwa Unii prowadzą politykę oszczędnościową. Brytyjski dziennik „Daily Telegraph” ujawnił niedawno, ilu dyplomatów jest przewidzianych do niektórych egzotycznych placówek. I tak na Barbadosie personel ambasady będzie liczył 46 osób, w Burkinie Faso – 59, w Mauretanii – 46, na Mauritiusie – 39, w Namibii – 26, na Timorze Wschodnim – 20, w Papui Nowej Gwinei – 27. Nawet w liczącym zaledwie 230 tys. mieszkańców, leżącym na Pacyfiku Vanuatu pracować będzie sześciu unijnych dyplomatów. Na dodatek Ashton zdecydowała o wydaniu 39 mln euro na zakup kuloodpornych samochodów.
Mimo też jej zapewnień o tym, że przy nominacjach będą uwzględnione kryteria geograficzne oraz płci, ambasadorami w większości są obywatele starych 15 państw członkowskich, zwłaszcza Francji, Włoch, Belgii i Niemiec. Jak pokazał opublikowany w sierpniu tego roku głośny raport Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, przed powołaniem ESDZ na 115 szefów delegatur Unii tylko dwóch było z 12 państw członkowskich przyjętych w 2004 i 2007 r. (Węgier i Litwin). Wprawdzie w ogłoszonej we wrześniu pierwszej puli nominacji ambasadorskich znalazło się dwoje Polaków – Joanna Wronecka obejmie placówkę w Jordanii, a Tomasz Kozłowski w Korei Południowej – ale poza nimi z nowych państw był tylko Bułgar. Pozostałe 23 przedstawicielstwa znów objęli obywatele starej Unii.
– Nie chodzi o utworzenie 28. unijnej polityki zagranicznej, lecz o to, byśmy robili ją jako „27”. Chodzi o to, byśmy przekazywali tę samą wiadomość i byli bardziej efektywni w świecie – mówiła wczoraj Ashton.
Docelowo powołana na mocy traktatu lizbońskiego ESDZ ma się składać z sieci 136 ambasad i zatrudniać kilka tysięcy osób, które w sporej części zostaną przesunięte z istniejących już instytucji, głównie z Dyrekcji ds. Stosunków Zewnętrznych KE. Wczoraj swoje obowiązki objęli francuski dyplomata Pierre Vimont, który jest sekretarzem generalnym korpusu dyplomatycznego UE; dyrektor wykonawczy, Irlandczyk David O'Sullivan oraz Niemka Helga Schmid, zastępczyni sekretarza generalnego. Drugim – obok Schmid – zastępcą sekretarza generalnego, odpowiedzialnym za stosunki międzyinstytucjonalne, będzie Polak Maciej Popowski. On jednak pracę rozpocznie dopiero po nowym roku.