Rosyjska gospodarka coraz bardziej odczuwa skutki niespotykanej od 40 lat suszy i gigantycznych pożarów – ich konsekwencją bedzie wzrost inflacji o połowę i spadek dochodów z eksportu liczony w miliardach dolarów.
Według różnych ocen inflacja w tym roku zamiast planowanych 6 proc. wyniesie od 7,5 do 9 proc. Wszystko przez wzrost cen żywności, nieunikniony w obliczu rekordowo niskich zbiorów zbóż. Z poszczególnych regionów już napływają informacje o podwyżkach. W Samarze kasza podrożała nawet o 100 proc. W Penzie wprowadzono ograniczenia w sprzedaży wody pitnej – nie więcej niż sześć butelek na osobę.
W ocenie resortu rolnictwa szalejący od końca lipca ogień strawił 20 proc. upraw zbóż oraz 30 proc. ziemniaków i buraka cukrowego. Tegoroczne zbiory zbóż wyniosą zaledwie 70 mln ton wobec 97 mln w 2009 r. Innymi słowy, Moskwa – do tej pory trzeci eksporter ziarna na świecie – będzie musiała sięgnąć po rezerwy. Powinno wystarczyć – w magazynach zgromadzono 21,5 mln ton, a ogólny popyt Rosjan w tym roku rolnym (lipiec 2010 – lipiec 2011) nie powinien przekroczyć 77 mln ton. W razie czego w odwodzie są jeszcze zasoby Białorusi i Kazachstanu, połączonych z Rosją unią celną.

Ucierpi nawet Egipt

Na wszelki wypadek rząd wprowadził zakaz eksportu zboża w okresie od 15 sierpnia do 31 grudnia. W zeszłym roku Moskwa zarobiła na jego wysyłce 3,6 mld dol. Stratni będą zwłaszcza Egipcjanie i Turcy, z którymi Rosja zawarła największe kontrakty. W Turcji cena chleba może wzrosnąć nawet o 1/5. Egipt (lider w imporcie pszenicy) interwencyjnie kupił już dodatkowe 240 tys. ton od Francji.
– Embargo zostało wprowadzone także po to, by chronić wielkich eksporterów – twierdzi z kolei analityk firmy Kalita-Finans Aleksiej Wiazowski. – Na początku roku zawarli oni kontrakty zagraniczne przewidujące cenę 160 dol. za tonę. Rolnicy dostają dziś 220 dol. Zakaz pozwoli eksporterom na uniknięcie strat i bezproblemowe wycofanie się z podpisanych już umów – dodaje w rozmowie z nami.
Oficjalnie w wyniku pożarów zginęły 52 osoby. Ale to nie wszystkie ofiary anomalii pogodowych. Dym z płonących torfowisk od tygodnia spowija Moskwę. Widoczność w mieście miejscami sięga 100 metrów, a zdaniem lekarzy oddychanie stołecznym powietrzem można porównać do wypalania 30 papierosów dziennie. Do tego dochodzi niespotykana fala upałów. W Moskwie temperatura od 9 lipca nie spadła poniżej 30 stopni. Rezultat: wzrost śmiertelności osób starszych i mających problemy z krążeniem. – W normalne dni umiera 360 – 380 osób, a teraz około 700 – mówił Andriej Sielcowski ze stołecznego ratusza.

Dymisja dobra na wszystko

W tej sytuacji nieuchronnie pojawiają się pytania o odpowiedzialność władz. Trzy lata temu zreformowano służbę leśną. W jej wyniku liczba leśników spadła z 200 tys. do 50 tys. „Po przyjęciu nowego kodeksu leśnego lasy zostały pozostawione bez dozoru” – komentuje agencja RAPSI. Nic więc dziwnego, że – aby zapobiec ewentualnym protestom – władze postawiły na PR. Premier własnoręcznie odpisał blogerowi o nicku „top lap”, który w mało parlamentarnym stylu skrytykował rząd za wieloletnie zaniedbania i bezradność w walce z żywiołem.
Prezydent przekazał z własnej kieszeni 350 tys. rubli (35 tys. zł) na pomoc pogorzelcom, o czym nie omieszkała natychmiast poinformować jego służba prasowa. Posypały się też pierwsze dymisje. Sposób prosty, ale na razie działa. Poza niezadowoleniem w internecie wybuchł zaledwie jeden protest. Mieszkańcy Penzy manifestowali 5 sierpnia przeciwko rosnącym cenom wody.