Szczecin, Łódź, Lublin, Kielce tracą mieszkańców. Grożą im stagnacja i upadek. Miasta walczą więc o dobry PR. 21 maja w Gdańsku odbędzie się światowy zjazd gdańszczan. Ruda Śląska reklamuje się hasłem: „Szczęśliwi ludzie mieszkają w Rudzie”.
W ciągu ostatnich 7 lat z polskich miast wyprowadziło się prawie 700 tys. Polaków – wynika z najnowszego raportu GUS. Zmalała liczba miast uznawanych za duże i średnie. Podczas gdy jeszcze w 1998 roku było ich w całym kraju odpowiednio 42 i 189, to dekadę później już tylko 39 i 181. A prognozy mówią, że w 2035 roku w miastach będzie żyło kolejne 2,5 mln ludzi mniej. Ludzie wolą mieszkać albo na wsi, albo w dużej metropolii.
– Problem w tym, że z miast wyjeżdżają młodzi i prężni, więc spada w nich popyt wewnętrzny. Miasto przestaje się rozwijać, więc uciekają kolejni mieszkańcy, i robi się z niego prowincjonalne miasteczko – ocenia prof. Wojciech Łukowski, socjolog miasta.
Kielce jeszcze na początku 2008 roku miały ponad 200 tys. mieszkańców, a pod koniec grudnia 2009 roku dwa tysiące mniej. Kryzys przeżywają Szczecin, Łódź, Olsztyn czy Lublin. Tracą mieszkańców, a co za tym idzie znaczenie gospodarcze. – Władze miast mają teraz ostatni moment, by ten proces przynajmniej spowolnić – mówi dr Jan Korniłowicz z Instytutu Rozwoju Miast.
Wyludniają się zwłaszcza te miasta, które nie wykorzystały szansy rozwojowej
Inaczej grozi nam, że w Polsce zagnieździ się tzw. kapitalizm punktowy – będzie kilka prężnie rozwijających się ośrodków, a między nimi pustka i nędza.
Wyludniają się zwłaszcza te miasta, które nie wykorzystały szansy rozwojowej i nie stworzyły swoim mieszkańcom szansy na dobre życie. – Grozi im nawet nie stagnacja, tylko upadek – prognozuje Korniowicz.
Podobne problemy miały inne kraje. W Niemczech po upadku muru berlińskiego ze wschodnich landów wyjechało ponad 1,5 mln ludzi. Miasta takie jak Lipsk, który w ciągu 10 lat stracił 100 tys. mieszkańców, z prężnych ośrodków stały się niewiele znaczącymi miasteczkami, a otaczające je regiony nie mogą się wydobyć z gospodarczej zapaści.



Polska znowu dzieli się na A i B
Do tej pory ucieczkę mieszkańców udało się zahamować kilku polskim metropoliom. Ludzie wciąż ciągną do Warszawy, a Wrocław jest mekką młodych, którzy uwierzyli, że tam mają szansę na zawodowy rozwój. Podobnie Trójmiasto i Poznań. Zyskują też miasta satelickie metropolii, tzw. obwarzanki. Ale cztery duże ośrodki miejskie to trochę niewiele, jak na 38-milionowy kraj.
Wrocław od lat przekonuje, że jest najlepszym miejscem do życia w Polsce. To chlubne wyjątki, większość miast nie robi wystarczająco wiele, by powstrzymać mieszkańców przed wyprowadzką. Efekt: w ciągu 7 lat uciekło ich blisko 700 tys.
Polska znowu dzieli się na A i B. Ale już nie położenie po jednej lub drugiej stronie Wisły ma decydujące znaczenie. Podział rozkłada się na regiony z silnymi i słabymi miastami. – Z jednej strony mamy takie metropolie jak Warszawa czy Kraków oraz nowe, coraz prężniejsze ośrodki: Białystok, Wrocław, Poznań i Trójmiasto. Z drugiej coraz większą grupę miast, które po prostu umierają na naszych oczach – mówi socjolog miast profesor Wojciech Łukowski i tłumaczy, że silne, rozwijające się miasto jest akumulatorem rozwoju dla okolicy. Słabe, jak np. Łódź (tylko między rokiem 2008 a 2009 straciło 7 tys. mieszkańców) czy Tarnów (2 tys. mniej), pociągają całą okolicę w dół.
Cały proces jednak zaczyna się w samym mieście, a pierwszą jego oznaką jest ucieczka mieszkańców. – I dlatego właśnie najlepsze, co mogą zrobić miasta, to przekonywać obywateli, by nie wybierali się na emigrację. A tych, którzy już wyjechali, namówić, aby wrócili – tłumaczy politolog i socjolog Piotr Dzik.
Zły PR może być powodem odpływu mieszkańców
O Wrocławiu stało się głośno, gdy jego władze zaapelowały do młodych polskich emigrantów: przyjedźcie do nas, będzie dla was praca, możecie tu się uczyć i wygodnie mieszkać. Dziś wszyscy wierzą, że we Wrocławiu żyje się lepiej niż w reszcie kraju, a miasto jest jednym z nielicznych, które zamiast tracić, zdobywa nowych mieszkańców. Także Białystok, Toruń czy Rzeszów zdobyły po kilka tysięcy nowych mieszkańców.
Zły PR może być powodem odpływu mieszkańców. Najlepszym przykładem jest tu Warszawa.
– Rozwój miejskiej metropolii sprawia, że rosną też tzw. obwarzanki, miasteczka leżące na ich okręgu – dodaje Dzik. Legionowo, Piaseczno czy Konstancin-Jeziorna wokół Warszawy w ostatnich latach powiększyły się o kilkadziesiąt tysięcy osób. A nawet więcej, gdyż metropolia warszawska jest mocno niedoszacowana – nawet o pół miliona mieszkańców, którzy tu mieszkają i pracują, ale nie są zameldowani. Władze miast przekonują ich, aby tu właśnie płacili podatki, a nie tam, gdzie mają tylko meldunek.
Zniechęceni ofertą i wyglądem swojego, dotychczasowego miejsca pobytu, obywatele wybierają wieś lub metropolie. / ST