Polskie wojsko zostanie w Afganistanie przez następne pół roku – zdecydował marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. W ciągu tego czasu w dowództwie wojska sporo się zmieni.
Marszałek podjął decyzję o przedłużeniu pobytu polskiego kontyngentu jako pełniący obowiązki głowy państwa po tragicznej śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego. To decyzja czysto techniczna – wniosek o przedłużenie (i zwiększenie liczebności) wojska w Afganistanie rząd skierował do prezydenta w połowie marca. Lech Kaczyński zamierzał go podpisać.
Dotychczasowe postanowienie o użyciu polskiego wojska w ramach operacji w Afganistanie obowiązywało do 13 kwietnia i przewidywało użycie 2,2 tys. osób, w tym 200 w odwodzie strategicznym, który na przełomie stycznia i lutego został wysłany, by wzmocnić kontyngent. Nowe rozporządzenie Bronisława Komorowskiego zwiększa polski kontyngent do trzech tysięcy żołnierzy i pracowników (do 2600 na miejscu i kolejnych 400 w odwodzie w kraju).
Po co więcej wojska w Afganistanie? Nowy kontyngent ma zwiększyć swobodę działania żołnierzy w Ghazni, a docelowo pozwolić na wcześniejsze wycofanie się z Afganistanu.
Marszałek Komorowski podpisał też postanowienie o kolejnym użyciu polskiego lotnictwa w sojuszniczej misji patrolowania przestrzeni powietrznej nad Estonią, Litwą i Łotwą.



Kto będzie dowodził wojskiem i lotnictwem? MON nie chce podejmować żadnych decyzji kadrowych – ani o nich mówić – do czasu zakończenia żałoby narodowej i pogrzebów ofiar katastrofy.
Nieoficjalnie wymienia się już nazwiska osób, które miałyby objąć stanowiska po tragicznie zmarłych dowódcach armii. Jako przyszłego szefa Sztabu Generalnego wymienia się nazwiska generałów Mieczysława Cieniucha lub Edwarda Gruszki. Cieniuch w przyszłym roku kończy 60 lat i powinien przejść na emeryturę. Ma już doświadczenie w zasiadaniu na ważnych stanowiskach – kilka lat temu przez cztery tygodnie był p.o. szefem Sztabu Generalnego.
Z kolei generał Gruszka nie ma wysokiego autorytetu wśród żołnierzy – od czasu gdy na ćwiczenia Anakonda dwa lata temu przybył w asyście ochroniarzy. Szefem Wojsk Lądowych miałby zostać generał Mieczysław Stachowiak ze Sztabu Generalnego. – To dobry żołnierz – mówi nam nieoficjalnie jeden z wysokich urzędników ministerstwa. – Sęk w tym, że nie jest dobrym strategiem. W trakcie komputerowych ćwiczeń NATO we Francji stracił 90 proc. swoich ludzi.
Szefem powietrznych sił zbrojnych miałby zostać obecny p.o. dowódca generał Krzysztof Załęski. To wojskowy dowódca o dużym doświadczeniu, choć nie jest pilotem, tylko inżynierem nawigacji.
– Wszystkie te nominacje przywróciłyby na stanowiska tak zwany wojskowy beton – mówi nam polityk z kręgów zbliżonych do MON. – Tymczasem armią powinno pokierować młode pokolenie, które jest o wiele lepiej wykształcone.