Nie da się utrzymać stoczniowej produkcji, bo majątki będą sprzedane po kawałku. Bud-Bank Leasing, odpowiadający za podział, wycenę i sprzedaż szczecińskiej i gdyńskiej stoczni, ogłosiła listę chętnych inwestorów. Wadium, czyli 10 procent licytowanego majątku, wpłaciło tylko osiem firm.

Pięć z nich jest zainteresowanych kupnem majątku w Szczecinie, trzy zawalczą o aktywa stoczni w Gdyni. Co to za firmy? Czy wśród nich pojawili się inwestorzy z Kataru i jakie części majątku zamierzają kupić? To ścisła tajemnica.

Całej stoczni nie chce nikt

Wczoraj minister skarbu Aleksander Grad powiedział wprost: – Nie ma inwestora, który chciałby kupić cały majątek stoczni w Gdyni czy Szczecinie. Jest szansa, że ci, którzy wpłacili wadium i będą licytowali za dwa tygodnie ten majątek, będą tworzyli tam miejsca pracy.

Na dziewięć składników stoczni w Gdyni nie znaleziono żadnego amatora. Nieoficjalnie wiadomo, że nikt nie jest zainteresowany częścią majątku odpowiadającą za produkcję, czyli pochylnią.

Ale tutaj są chętni na zakup majątku produkcyjnego, np. doki. Co to oznacza? – Smutny koniec złudzeń i snucia opowieści, że w Szczecinie czy Gdyni można jeszcze wskrzesić produkcję statków – mówi Bartosz Arkułowicz z SLD.

Przetarg na majątek Stoczni Gdynia ma się odbyć 26 listopada, dzień później – przetarg na Stocznię Szczecińską. Oba odbędą się w formie elektronicznej, z zachowaniem tajności. Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki, przyznaje, że rząd zrobił wszystko, by znaleźć inwestora zainteresowanego całym majątkiem. – Ale były na to nikłe szanse. Sytuacja w przemyśle stoczniowym jest fatalna. Nasze stocznie nie wytrzymały konkurencji. W tym przemyśle teraz liczą się tylko Chiny, Japonia i Korea – mówi Steinhoff.

Gdzie jest katarski inwestor?

To już drugi przetarg na sprzedaż stoczni. Pierwsza próba zakończyła się klapą, bo jedyny inwestor zainteresowany tzw. suchym dokiem, a więc częścią stoczni służącą do produkcji statków, wycofał się.

Chodzi o katarski fundusz Stichting Particulier Fonds Greenrights. W maju wylicytował 380 mln zł za aktywa stoczni, wpłacił wadium i zniknął. Kolejnych rat już nie uregulował.

Rząd próbował jeszcze negocjować z katarskim rządowym funduszem QIA, ale bez rezultatu. W październiku wybuchła tzw. afera stoczniowa. Do mediów wyciekły wtedy materiały Centralnego Biura Antykorupcyjnego, które miały świadczyć o tym, że poprzedni przetarg na sprzedaż majątku stoczni był ustawiony pod katarską firmę. Szef CBA Mariusz Kamiński oskarżył rząd i Grada o naruszenie interesów państwa.

Czytaj więcej: Dziennik.pl

Barbara Sowa