Zakończył się X. Festiwal Polskich Filmów w Los Angeles. Wśród kilkudziesięciu gości z Polski: aktorów, reżyserów, producentów, znaleźli się także studenci szkół filmowych z Łodzi i Katowic. Sześcioro młodych operatorów zgodnie twierdzi, że wyjazd do Los Angeles dużo im dał i na pewno chcieliby tu pracować, ale zaznaczają, że po swojemu.

Studenci wydziałów operatorskich podkreślają, że najważniejszym punktem ich pobytu na Festiwalu Filmów Polskich w Los Angeles było spotkanie z kilkoma amerykańskimi operatorami filmowymi w firmie Kodak, gdzie pokazali swoje etiudy. "Sama możliwość porozmawiania z nimi była dla nas bardzo znacząca - zaznacza laureat najlepszej festiwalowej etiudy ("Kolejny dzień") Paweł Chorzępa - wysłuchaliśmy ich opinii o naszej pracy, skonfrontowaliśmy doświadczenia".

Młodzi operatorzy spotkali się także z rówieśnikami z jednej z najlepszych amerykańskich szkół filmowych American Film Institute. "W szkole przyglądaliśmy się jak tutejsi studenci podchodzą do zawodu - mówi Chorzępa - My w Polsce bardziej skupiamy się na szukaniu motywacji, zastanawiamy się nad koncepcją całości filmu. Szukamy inspiracji w malarstwie. Tu skupiają się na jak najszybszym dotarciu do widza, przekazaniu mu prostych, zrozumiałych informacji, przy zachowaniu pełnego profesjonalizmu. Liczy się szybkość i efektywność. Mieliśmy sporo spotkań z ludźmi, którzy są profesjonalistami".

Tarasiewicz: nasza praca wygląda zupełnie inaczej

Paweł Tarasiewicz, student łódzkiej filmówki, porównuje style pracy studentów szkół operatorskich w Polsce i USA: "nasza praca nad etiudami wygląda zupełnie inaczej jak tutaj. My musimy zrobić całość: zdjęcia, reżyserię, montaż, często też scenografię. Amerykańscy studenci mają wyznaczone swoje role nawet przy produkcji własnych filmów ćwiczeniowych, ich praca ogranicza się najczęściej do robienia zdjęć, za pozostałe sprawy odpowiadają inni. Amerykańscy studenci zazdroszczą nam wolności na planie. My, jako operatorzy, mamy w Polsce znacznie większy wpływ na całość filmu". Tarasiewicz zwraca uwagę, że amerykański przemysł filmowy jest bardzo profesjonalny: "Każdy wie co robi, ma swoją specjalizację, tu nie ma miejsca na przypadkowość".

Paweł Chorzępa z katowickiej szkoły filmowej porównuje sposoby realizacji filmów w Europie i USA: "To jak pracują Amerykanie jest niewątpliwie wzorem dla innych twórców, jak kręci się filmy. W Europie filmy kręci się zupełnie inaczej. Dzięki pobytowi tutaj mogliśmy porównać sposób realizacji filmów u nas i USA. My jesteśmy bardziej kreatywni w kręceniu filmów. Mamy znacznie mniej pieniędzy na produkcję, promocję musimy znaleźć inne drogę do widzów. Szukamy widza ambitniejszego. Musimy w związku z tym oddziaływać bardziej na intelekt, musimy tworzyć coś bardziej zaskakującego, świeżego, niezwykłego. Kino holliwoodzkie jest bardziej klasyczne, konwencjonalne, prostsze. Opowiada historię w sposób bardziej dobitny".

"My możemy mówić o takich rzeczach, które nas interesują, absorbują - dodaje Ernest Wilczyński z łódzkiej filmówki - Amerykanie mają bardzo konkretne zadania, są bardziej ograniczeni w możliwości wypowiadani. Odnoszę wrażenie, że oni tutaj znacznie bardziej wiedzą czego chcą".

Wilczyński podkreśla, że chciałby robić filmy w Hollywood, ale nie od razu po studiach, bez doświadczenia. "Podoba mi się europejski system produkcji, mamy więcej czasu na pracę i większy wpływ na filmy niż operatorzy tutaj". Paweł Chorzępa również zaznacza, że chciałby kiedyś móc spróbować swoich sił w amerykańskiej branży filmowej: "Chciałbym tu pracować, myślę, że każdy z nas ma na to ochotę, ale chcielibyśmy tworzyć tu na własnych warunkach, a praca w Hollywood to szereg wyrzeczeń, z których głównym jest właśnie poddanie się amerykańskiej machinie filmowej - czyli w rezultacie wyrzeczenie się części swojej indywidualności. Kiedy ja tu przyjeżdżam jako student, nie mam tu wyrobionego nazwiska, muszę zaczynać od zera. Przejść całą drogę od człowieka noszącego kable do operatora. Trzeba umieć się przebić, a jest to rynek trudny i agresywny. Druga droga, to zdobycie nazwiska w Europie, wtedy amerykańscy producenci sami chcą z tobą pracować. Łowią talenty. Przyjazd do Stanów w takiej sytuacji daje ci już zupełnie inny start. Wtedy ma się pozycję i można robić filmy bardziej po swojemu, chociaż też nie do końca" - kończy Chorzępa.

Studenci odwiedzili także centralę firmy Panavision, największego producenta kamer i sprzętu filmowego

"W Panavison mieliśmy okazję przyjrzeć się sposobom budowania kamer, całej technologii ich produkcji. Dla wielu ludzi byłoby to pewnie mało ciekawe, dla nas było bardzo pasjonujące" - zaznacza Chorzępa.

Dziesiąta edycja Festiwalu Polskich Filmów w Los Angeles dobiegł końca 3 maja

Łącznie pokazano na nim ponad 20 filmów fabularnych (w tym filmy niezależne), a także: animacje, dokumenty, teatry telewizji i etiudy studenckie. Z Polski przyjechało kilkudziesięciu gości, wśród nich m.in. Jerzy Skolimowski, Jacek Bromski, Alina Janowska, Andrzej Jakimowski, Anna Cieślak i Szymon Bobrowski.

Najlepszym polskim filmem, wg amerykańskich jurorów, okazał się obraz Kasi Adamik "Boisko bezdomnych".

Z Los Angeles