- Polacy nie mają się czego bać, jeśli chodzi o wiedzę na ten temat na zachodzie Europy – mówi historyk Piotr M. Majewski.
Co nam mówi badanie o poziomie wiedzy na Zachodzie?
Wiedza jest w miarę przyzwoita. Widać, że odpowiadający mają obycie w najnowszej historii i nie mówią nonsensów. Choć pytania ułatwiają im ustosunkowanie się do nich. Tak jest z pytaniem, czy Polacy ryzykowali swoje życie, by nieść pomoc Żydom. Wszystkie cztery narody się z tym zgadzają, ale nie wyczerpuje to problemu. Pytanie, co by było, gdybyśmy zapytali, czy Polacy byli współsprawcami. Główny wniosek jest taki, że polskie obawy dotyczące tego, jak nas widzą za granicą, są wyolbrzymione. Potoczna wiedza na temat wojny jest dość zgodna z faktami. Przy czym to w znikomym stopniu efekt polskiej polityki historycznej, a raczej pewnego konsensusu w nauczaniu historii w Europie Zachodniej, który jest dla Polski generalnie korzystny, wbrew temu, co się czasami u nas twierdzi.
Skąd różnice między krajami?
Widać, że wiedza Brytyjczyków i Niemców odbiega od wiedzy Włochów i Francuzów. W Niemczech II wojna światowa jest przedmiotem ciągłej refleksji. Przy różnych zarzutach, jakie można postawić niemieckiej edukacji, trzeba podkreślić przepracowanie tego tematu. W przypadku brytyjskim II wojna jest istotnym elementem tożsamości, nawet popkultury. Dla Brytyjczyków pierwsza faza wojny, ewakuacja z Dunkierki, bitwa o Anglię to ważne momenty historii, co działa korzystnie także dla nas. Polacy nie mają się czego bać, jeśli chodzi o wiedzę na ten temat na zachodzie Europy.
Jaki jest stan wiedzy o polskim wkładzie w II wojnę, np. o Enigmie?
Zmiana dotyczy wiedzy, że Polska i cała Europa Środkowa i Wschodnia były ofiarą dwóch totalitaryzmów, że wojna nie ograniczyła się tylko do okupacji niemieckiej, ale mieliśmy także najazd Armii Czerwonej i rozbiór Polski. Jeszcze 25 lat temu postrzeganie wojny na Zachodzie było zero-jedynkowe. Historycy wiedzieli o pakcie Ribbentrop-Mołotow, ale nie patrzono na ten pakt z perspektywy ofiar, czyli naszej części kontynentu. Teraz to się przebiło do świadomości mieszkańców.
Co było przyczyną zmiany?
Doniosłą rolę odegrały prace historyków anglosaskich, jak Norman Davies czy Timothy Snyder, które weszły do światowego obiegu historycznego. Poza tym sumują się doświadczenia narodów tej części Europy po 1945 r.: Polaków, Bałtów, Rumunów, Czechów, Węgrów. To duża grupa, która do europejskiej pamięci wojny i jej konsekwecji wniosła swoją pamięć.
To jest powód rosyjskiego wzmożenia?
To bardziej skomplikowane. Narracja rosyjska przez pewien czas oswoiła pakt Ribbentrop-Mołotow. Teraz następuje regres, wynikający raczej z politycznych potrzeb. Putin potrzebuje karty historycznej do bieżącej polityki. Tymczasem na Zachodzie i w Europie Środkowej i Wschodniej narracja, że Związek Radziecki pokonał III Rzeszę, została zniuansowana. Nikt nie kwestionuje zasług Armii Czerwonej w pokonaniu III Rzeszy, ale mówi się też o negatywnych aspektach historii.
Jak się przeciwstawiać postsowieckiej narracji?
Jedyny sposób to rzetelne pokazywanie własnej historii. Absurdalne jest podążanie tą samą drogą co Rosja. Polityka rządu wystawiła polską historię na cel. Im bardziej podbija się bębenek i np. składa się kwiaty na grobach żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej, tym bardziej zachęca się Putina do wykorzystywania tej karty.
Jak godzić karty chwalebne z czarnymi, np. Żegotę ze szmalcownikami?
Pokazywać jedno i drugie, i mówić, jakie były proporcje. To, że będziemy mówili o szmalcownikach, zastanawiali się nad stosunkami polsko-żydowskimi w czasie okupacji czy czarnymi kartami partyzantki powojennej, zbrodniach „Burego” i „Ognia”, nie zmieni ogólnego obrazu Polski w II wojnie światowej. Polska pozostanie ofiarą III Rzeszy i ZSRR, nie zaprzeczy to także polskiemu wkładowi w wygraną. Natomiast zakłamywanie historii w odpowiedzi na politykę Putina czy kogokolwiek innego jest najgorszą rzeczą, jaką możemy zrobić.