Prawomocny wyrok w tej sprawie zapadł przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie w grudniu 2017 r. SA utrzymał wyrok wymierzony biznesmenowi w 2016 r. przez warszawski sąd okręgowy, a ustalenia sądu I instancji uznał za prawidłowe. Później SA oddalił zażalenia obrońców Falenty, którzy ubiegali się o odroczenie wykonania kary m.in. ze względu na stan zdrowia skazanego.
"W Sądzie Najwyższym jest nasza ostatnia nadzieja i z punktu widzenia tego, co się aktualnie dzieje w naszym kraju, ale również choćby z punktu widzenia dzisiejszego orzeczenia TSUE. Albo mamy rządy prawa, albo mamy rządzenie prawem" - mówił przed sądem obrońca Falenty mec. Marek Małecki.
Mec. Małecki przekonywał też, że reforma procedur karnych, która weszła w życie w listopadzie tego roku, działa na niekorzyść jego klienta. Jak podkreślił, złożona przez niego kasacja w czterech z pięciu zarzutów odnosi się do kwestii związanych z uzasadnieniem wyroku, tymczasem wprowadzone zmiany dotyczą m.in. możliwości uchylenia wyroku sądu odwoławczego ze względu na to, że jego uzasadnienie nie spełnia określonych wymogów. Obrona wskazywała także na zmiany w prawie dotyczące przeprowadzenia przez sąd odwoławczy postępowania dowodowego.
Pełnomocnik części oskarżycieli posiłkowych mec. Roman Giertych przekonywał, że kasacja ma charakter ogólny i "w gruncie można odnieść wrażenie, że sprowadza się ona do powtórzenia apelacji z dopisaniem pewnych zarzutów". Mec. Giertych złożył też wniosek związany z listami Falenty do prezydenta Andrzeja Dudy oraz prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Jego zdaniem informacje w nich zawarte mogą świadczyć o tym, że mamy do czynienia z pewnym dowodem "popełnienia przestępstwa przez szerszą grupę osób".
"Składam wniosek, aby wysoki sąd skierował te listy wraz z zawiadomieniem do prokuratura generalnego o możliwości popełnienia przestępstwa" – poinformował mec. Giertych. Listy Falenty zostały dołączone do sprawy już po wydaniu w niej prawomocnego wyroku, a więc nie były w niej dowodem. "Rzeczpospolita" informowała w czerwcu, że Falenta napisał w kwietniu do prezydenta Andrzeja Dudy, że jeśli nie zostanie ułaskawiony, to ujawni, kto za nim stał.
W kasacji podniesiono m.in. zarzuty "rażącego naruszenia przepisów postępowania" przez sąd drugiej instancji. Według obrony skazanego miało ono polegać m.in. na łącznym odniesieniu się przez sąd II instancji do apelacji obrońców poszczególnych oskarżonych "mimo oczywistych różnic pomiędzy wniesionymi środkami zaskarżenia, zarówno w zakresie przedstawianych w nich zarzutów, jak i formułowanych wniosków".
Obrona Falenty zarzuca również sądowi apelacyjnemu, że "w sposób powierzchowny i wybrakowany" odniósł się do zarzutów apelacyjnych dotyczących "wskazanych przez obrońców sprzeczności, nieścisłości i niekonsekwencji w wyjaśnieniach jednego ze współoskarżonych". Ponadto zgodnie z kasacją SA bezzasadnie oddalił wszystkie wnioski dowodowe obrońcy Falenty, podczas gdy "mając na względzie istotę procesu kontradyktoryjnego, sąd drugiej instancji winien być zobligowany do dopuszczenia wszystkich dowodów mających istotne znaczenie dla rozstrzygnięcia sprawy".
Prokuratura wnioskowała o oddalenie kasacji. Odpowiadając na zarzuty w niej wymienione, prokurator podkreślał, że w przypadku zbieżnych zarzutów prawo pozwala na odniesienie się do nich łącznie. Jak dodał, nie zgadza się ze stwierdzeniem dotyczącym powierzchownej kontroli sądu. Odnosząc się do zasady, zgodnie z którą niedające się usunąć wątpliwości rozstrzyga się na korzyść oskarżonego, prokurator podkreślił, że o rażącym naruszeniu przepisów postępowania można mówić, gdy te wątpliwości zostaną najpierw wyartykułowane przez sąd. "Jeżeli wątpliwości powstają w pana głowie, mojej głowie czy innego uczestnika procesu, który nie jest sądem, to zarzut ten jest po prostu źle postawiony" – zwrócił się do obrońcy Falenty.
Sprawa, w której skazani zostali Falenta i kelnerzy, dotyczy nagrywania w latach 2013-2014 r. osób z kręgów polityki, biznesu oraz funkcjonariuszy publicznych w dwóch restauracjach. Nagrano m.in. ówczesnych szefów: MSW - Bartłomieja Sienkiewicza, MSZ - Radosława Sikorskiego, resortu infrastruktury - Elżbietę Bieńkowską, prezesa NBP Marka Belkę, szefa CBA Pawła Wojtunika. W sumie, podczas 66 nielegalnie nagranych spotkań, utrwalono rozmowy ponad stu osób; prokuraturze udało się ustalić tożsamość 97. Ujawnione w mediach nagrania wywołały w 2014 r. kryzys w rządzie Donalda Tuska.
Ze względu na złożoność sprawy Sąd Najwyższy odroczył wydanie orzeczenia do wtorku, 26 listopada.