Na Wyspach zaczynają rozumieć, że wymiana towarów po brexicie nie będzie taka prosta.
Podstawowy argument, który podnoszą zwolennicy jak najszybszego opuszczenia Wspólnoty przez Wielką Brytanię, głosi, że brexitu bez porozumienia z Unią Europejską nie należy się obawiać. Chociaż wypadniemy z jednolitego rynku, wciąż będziemy handlować zgodnie z regułami Światowej Organizacji Handlu – dowodzili eurosceptycy. A te są korzystne, bo przecież WTO od dawna walczy o jak najniższe cła.
Problem polega na tym, że nie jest to tak proste. Chociaż Wielka Brytania jest członkiem WTO, to politykę handlową w imieniu Londynu prowadziła dotychczas Bruksela. Teraz to się zmieni, w związku z czym Brytyjczycy muszą przedstawić organizacji wykaz wszystkich kategorii produktowych (a jest ich kilka tysięcy) wraz z cłami, jakie rząd brytyjski będzie od nich pobierał, a także kwotami, czyli ilością danego towaru, jaki można będzie wwieźć na teren Zjednoczonego Królestwa, nie płacąc podwyższonej stawki celnej.
Londyn przedłożył taki wykaz już w lipcu. I wtedy zaczęły się schody. Musi on być bowiem zaakceptowany przez wszystkich 164 członków WTO, a ponad 20 państw zgłosiło do niego zastrzeżenia. Do momentu wypracowania kompromisu wykaz nie obowiązuje, a do brexitu pozostało już mniej niż dwa miesiące. Wniosek? Wielka Brytania nie do końca automatycznie przejdzie w handlu z Unią Europejską z jednolitego rynku do reguł organizacji.
Damian Wnukowski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM) uspokaja jednak, że handel z Wielką Brytanią będzie się mógł odbywać bez przeszkód. – Możliwe jest prowadzenie wymiany handlowej na podstawie przedstawionych wykazów dotyczących towarów i usług nawet bez ich zaakceptowania przez innych członków WTO. Odbywa się to z założeniem, że dany członek w dobrej wierze będzie dążył do porozumienia. Członkowie, którzy zgłaszają obiekcje do wykazów, mogą w międzyczasie próbować rozwiązać problemy na drodze negocjacji, a w ostateczności skorzystać z mechanizmu rozwiązywania sporów w ramach WTO – mówi ekspert.
Nie do końca prawdziwy jest natomiast argument, jakoby Światowa Organizacja Handlu odesłała cła do lamusa. Owszem, przeciętna wysokość naliczana pomiędzy członkami organizacji na wszystkie kategorie produktowe jest jednocyfrowa, ale już poszczególne towary mogą być obłożone wysokimi cłami. Średnia wysokość tego podatku na produkty mleczne nakładana przez UE wynosi np. 35,9 proc., a na samochody – 10 proc. Brytyjskie towary staną się więc droższe.
Brexiterzy odpowiadają, że aby udrożnić handel z Unią, będąc już poza jednolitym rynkiem, Londyn mógłby zaoferować Brukseli jednostronną obniżkę ceł, na którą Bruksela z pewnością odpowiedziałaby podobnym gestem. Tutaj z kolei problem polega na tym, że WTO wymaga, aby wszystkich członków organizacji traktować w taki sam sposób. Obniżenie przez Londyn ceł np. na unijną żywność (z tej strony kanału La Manche pochodzi 30 proc. tego, co trafia na brytyjskie stoły) wymagałoby takiej samej obniżki dla wszystkich innych krajów.
Jest jeden wyjątek od tej reguły i ma on miejsce wtedy, kiedy dwie strony podpiszą układ o wolnym handlu. Wielka Brytania deklaruje, że docelowo taki traktat chciałaby z Unią zawrzeć, niemniej tuż po brexicie handel z Brukselą będzie się odbywał na zasadach WTO. Co więcej, jako członek Wspólnoty Zjednoczone Królestwo jest stroną ponad 30 umów o wolnym handlu i wielu innych porozumień, które ułatwiają wymianę towarową (w tym 20 ze Stanami Zjednoczonymi). Cały ten dorobek Brytyjczycy będą musieli wypracować od zera.
To także nie będzie proste, bo Londyn samotnie będzie dysponował mniejszą siłą przebicia niż cała Unia. Na ile jest to realne zagrożenie, stało się jasne w ubiegłym tygodniu, kiedy „Huffington Post” podał przykłady postulatów, jakie amerykański biznes zgłosił przed ewentualnymi negocjacjami umowy o wolnym handlu między Wielką Brytanią a USA. Wśród nich znalazła się m.in. zmiana sposobu zakupu przez brytyjski NFZ leków od firm ze Stanów Zjednoczonych, poluzowanie standardów ochrony żywności, a także zniesienie ochrony prawnej tradycyjnych brytyjskich wyrobów.