Wraz z odejściem Angeli Merkel skończy się era mieszczańskiej przewidywalności – największej dla nas korzyści z rządów liderki chadeków.
Wszystko wskazuje na to, że piątkowa wizyta Angeli Merkel w Warszawie będzie jedną z ostatnich w roli szefowej niemieckiego rządu. Wprawdzie mocne wstrząsy, których doznaje niemiecka scena polityczna, mogą przyspieszyć moment jej odejścia, ale sama Merkel – jako kanclerz – chce dokończyć obecną kadencję, co dawałoby jej jeszcze trzy lata na stanowisku.
Niezależnie od tego, jak szybko dojdzie do zmiany kanclerza, informacja o ustąpieniu Merkel kładzie się cieniem na intensywnych ostatnio relacjach dyplomatycznych pomiędzy Polską a Niemcami. W zeszłym tygodniu Berlin odwiedził prezydent Andrzej Duda. Teraz kanclerz wraz ze swoimi ministrami przyjedzie do Warszawy na konsultacje międzyrządowe.
Angela Merkel nadaje ton stosunkom polsko-niemieckim od prawie 13 lat. To czas, w którym nasi politycy wiedzą, czego mogą się spodziewać po tamtej stronie Odry. Wraz z odejściem Merkel skończy się era mieszczańskiej przewidywalności – największej korzyści z rządów liderki chadeków.
– Będzie nam trudniej bez Angeli Merkel. Zapewne nie będzie rewolucji, ale przestaniemy być przez Berlin rozumiani – mówi Tomasz Krawczyk, ekspert w relacjach z Niemcami i były doradca premiera Mateusza Morawieckiego. – Po niej przyjdą politycy, którzy będą mieli do nas dużo bardziej pragmatyczny stosunek. Nie będą Polsce niechętni, ale nie będą też czuli specjalnej odpowiedzialności za nią. Będą nas traktować jak każde inne państwo – podkreśla. Nie jest tajemnicą, że nasi zachodni sąsiedzi nie grzeszą znajomością spraw Europy Środkowej. Merkel wyróżniała się dużym wyczuciem w tych kwestiach, do czego przyczyniły się jej osobiste doświadczenia.
W Europie kanclerz należy do tych polityków, którzy mocno wspierają integrację z Europą Środkową. Był to jeden z powodów, dla których Angela Merkel długo opierała się planom prezydenta Emmanuela Macrona. Francuski przywódca w ramach reformy Unii Europejskiej chce przyspieszyć integrację europejską, nawet kosztem pozostawienia niektórych krajów na marginesie. To mogłoby zapoczątkować głęboki podział w Europie, gdzie poza unijnym trzonem pozostałyby państwa niebędące w strefie euro. Problemy wewnętrzne sprawiły, że Merkel w zamian za wsparcie w kwestiach migracyjnych dała Macronowi zielone światło dla planu reformy, ale niezbyt się w jego realizację zaangażowała. Dlatego wizja Macrona pozostaje w zawieszeniu.
Od czasu objęcia władzy w Polsce przez PiS stałym punktem rozmów polsko-niemieckich jest kwestia Nord Stream 2. Rozbudowa magistrali na dnie Bałtyku, którą płynie rosyjski gaz do Niemiec, jest największą zadrą we wzajemnych relacjach. Merkel nie reagowała na polskie argumenty, ale też niechętnie stawała w obronie tego projektu. Prawda jest jednak taka, że za zachodnią granicą nie ma wielu polityków, którzy w tej kwestii zgadzają się z Polakami. Wyjątkiem mogą być Zieloni, którzy w Niemczech rosną w siłę. Nie pochwalają rozbudowy gazociągu ze względu na ochronę środowiska, ale i dlatego że partia ma mocno antyrosyjski kurs.
Merkel nie przeciwstawiła się nigdy importowi rosyjskiego gazu, ale za to upierała się przy sankcjach wobec Moskwy po aneksji Krymu. – To ona zawsze stawiała warunek, że jeśli Rosja chce być w dobrych stosunkach z Unią Europejską, to musi szanować prawo międzynarodowe i nie może prowadzić agresywnej polityki wobec Europy Środkowej i Wschodniej – zauważa Krawczyk. I to pomimo niemieckiego biznesu, któremu rosyjskie sankcje zamknęły drogę do robienia interesów na wschodzie.
Chcąc utrzymać dobre relacje z sąsiadem, Merkel stroniła też od ocen dotyczących praworządności w Polsce. Berlin pod jej sterami wspiera Komisję Europejską, która próbuje powstrzymać zmiany w polskim sądownictwie, ale też unika obierania twardego stanowiska wobec rządu PiS. I nigdy nie pozwoliła sobie na publiczne połajanki pod adresem Warszawy.
Polskę i Niemcy łączą interesy ekonomiczne. Gdy era Merkel przeminie, gospodarka może stać się kołem zamachowym naszych wzajemnych stosunków. Może też – niezależnie od tego, kto zasiądzie w fotelu kanclerza – stabilizować nasze relacje polityczne.