Polityczny pat wewnątrz Partii Konserwatywnej zwiększa prawdopodobieństwo, że Wielka Brytania opuści Unię Europejską bez porozumienia.
Brytyjska premier deklarowała, że wystąpienie z UE powinno oznaczać zarazem opuszczenie jednolitego unijnego rynku i unii celnej. Ale wobec trudności z przepchnięciem twardego brexitu zaczęła szukać kompromisowych rozwiązań. I rząd, i Partia Konserwatywna są podzielone w tej sprawie.
Za, a nawet przeciw
Samego wyjścia z UE nikt nie kwestionuje, ale część chce, aby relacje z nią pozostały jak najściślejsze, nawet wraz z pozostaniem we wspólnym rynku i unii celnej. Drudzy na takie rozmiękczanie brexitu się nie godzą.
May jest pośrodku, mając świadomość, że jednoznaczne opowiedzenie się po którejś ze stron oznacza rebelię drugiej i może doprowadzić do upadku rządu. Problem w tym, że wskutek tego pata rząd wciąż nie określił, jak widzi rozstanie z Unią, bez czego nie może ruszyć druga faza negocjacji brexitowych. A czas biegnie.
– Problemy Theresy May były możliwe do przewidzenia. Ich praprzyczynami są podziały wśród konserwatystów na tle UE istniejące od lat 90. XX w. I to, że nie osiągnęła ona jako lider bezwzględnego zwycięstwa w wyborach parlamentarnych w czerwcu zeszłego roku – ocenia dr Przemysław Biskup, analityk ds. brexitu w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.
Teraz w kwestii relacji celnych z UE rozważane są dwie propozycje. Pierwsza to partnerstwo celne. Wielka Brytania pobierałaby w imieniu Unii cła na towary importowane do Wspólnoty przez brytyjskie porty czy lotniska i przekazywała pieniądze Brukseli. Albo alternatywnie – pobierałaby od importowanego produktu cło brytyjskie lub unijne w zależności od tego, które jest wyższe, a po dotarciu towaru do punktu przeznaczenia zwracałaby eksporterowi ewentualną różnicę. Druga propozycja zakłada pozostawienie granicy celnej między Wielką Brytanią i Unią, ale maksymalne uproszczenie jej przekraczania i w miarę możliwości ograniczenie fizycznych kontroli przez zastosowanie nowoczesnych technologii oraz certyfikaty dla zaufanych importerów i eksporterów. Ale według nieoficjalnych źródeł w zeszłym tygodniu na posiedzeniu komitetu stałego rządu ds. brexitu ministrowie nieznaczną większością opowiedzieli się przeciw obydwu tym propozycjom, co stawia szefową rządu w bardzo kłopotliwej sytuacji.
Na domiar złego Izba Lordów od połowy kwietnia debatuje nad ustawą o wyjściu z UE – będącą najważniejszym brytyjskim aktem prawnym związanym z brexitem – wnosząc do niej poprawki osłabiające, wbrew woli Theresy May, wymowę dokumentu. Do tej pory premier przegrała w Izbie Lordów dziesięć głosowań w tej sprawie. Wprawdzie poprawki lordów można odrzucić w Izbie Gmin, ale nie jest pewne, czy to się uda, bo w szeregach konserwatystów jest grupa posłów gotowych złamać dyscyplinę klubową w celu zmiękczenia brexitu. To tworzy wokół brytyjskiej premier aurę porażki.
Narzekacze i brekstremiści
To jeszcze nie koniec problemów. Efektem afery Windrush – związanej z nieuregulowanym statusem mieszkających od lat w Wielkiej Brytanii imigrantów z krajów Commonwealth – było ustąpienie bardzo lojalnej wobec May minister spraw wewnętrznych Amber Rudd i zastąpienie jej Sajidem Javidem, co zmieniło układ sił w rządzie, bo jest on raczej sceptyczny wobec wspomnianych propozycji relacji celnych z UE. Do kompletnej katastrofy brakowało tylko porażki konserwatystów w wyborach lokalnych, ale ich wynik można uznać za remisowy, bo opozycyjna Partia Pracy nie zyskała tak wielu mandatów, jak się spodziewano.
– Wybory potwierdziły status quo w kluczowych miejscach z punktu widzenia referendum z 2016 r. To oznacza, że przyspieszone wybory parlamentarne przyniosłyby tylko dalsze komplikacje, więc ich prawdopodobieństwo maleje – mówi Biskup.
Zmniejszenie ryzyka przedterminowych wyborów nie zmienia faktu, że sytuacja May jest bardzo trudna. Wstępnie zakładano, że negocjacje między Londynem a Brukselą na temat przyszłych relacji handlowych powinny się zakończyć we wrześniu–październiku, tak aby był czas na ratyfikowanie całego porozumienia przed 29 marca 2019 r. Biorąc pod uwagę, że drugi etap jeszcze nie ruszył, sukcesem będzie, jeśli uda się je zamknąć przed końcem roku. Unia Europejska zresztą też nie ułatwia życia premier May, jak dotąd była zdecydowanie mniej skłonna do ustępstw niż Brytyjczycy.
– May musi nawigować pomiędzy dwiema frakcjami w partii, a jej sytuację komplikuje to, że obie w miarę rosnącej presji czasowej zaostrzają kurs. „Narzekacze” (Remoaners) starają się przepchnąć przez rząd, ale też przez Izbę Lordów i przez zbuntowanych posłów w Izbie Gmin, inicjatywy faktycznie blokujące brexit. Z drugiej strony „brekstremiści” (Brextremists) korzystają ze zmiany układu sił w rządzie oraz z dobrze zorganizowanej grupy posłów, aby grozić, że jeśli May dalej będzie szła w kierunku unii celnej, doprowadzą do obalenia rządu – mówi dr Biskup.
Twarde pożegnanie
Tak naprawdę czas gra bardziej na korzyść twardych eurosceptyków, bo im wystarczy tylko przeciąganie trwającego pata. W ten sposób mogą doprowadzić do sytuacji, że czasu na negocjacje po prostu zabraknie i 29 marca przyszłego roku Wielka Brytania automatycznie opuści Unię bez żadnego porozumienia. Ten scenariusz staje się właśnie realny. Takie rozwiązanie uwalniałoby Londyn od wszelkich zobowiązań w postaci dalszych płatności do unijnego budżetu czy gwarantowania praw unijnych imigrantów. Z tego powodu jest pożądane przez skrajnych brexiterów, ale grozi poważnym wstrząsem dla brytyjskiej gospodarki (zresztą dla Unii też byłby to spory problem finansowy). Właśnie z obawy o gospodarcze konsekwencje brexit bez umowy jest scenariuszem, którego Theresa May – a także cały brytyjski biznes – chce za wszelką cenę uniknąć. Dlatego musi albo błyskawicznie wypracować jakiś kompromis akceptowalny dla całej Partii Konserwatywnej, albo zdecydować się na jakieś radykalne kroki. Ale na te też nie ma zbyt wiele czasu.
– Jeśli Theresa May zamierza podjąć jakieś twarde cięcia wewnątrz partii i utrącić jedną z frakcji – co w praktyce oznacza najpewniej utrącenie eurosceptyków – to musi to zrobić teraz. Z powodu kalendarza politycznego następna okazja będzie dopiero w listopadzie, a wtedy siła przetargowa May wobec UE będzie bardzo ograniczona. Wówczas w grę będą wchodziły tylko skrajne scenariusze – albo bardzo łagodny brexit na warunkach UE, albo wyjście bez porozumienia – wyjaśnia Przemysław Biskup.
Ani jeden, ani drugi nie będzie tym, co Theresa May obiecywała, mówiąc o przekuciu brexitu w sukces.
Brekstremiści grożą obaleniem rządu, jeśli May poprze unię celną.

Plany premier Theresy May w kwestii brexitu sypią się w ostatnim czasie niemal na wszystkich frontach