Morawiecki układa się z Ziobrą, czyni awanse twardej części wyborców i polityków PiS, by zmiana premiera odbyła się maksymalnie płynnie i bez zakłóceń
Dziś mamy poznać skład nowego gabinetu, a we wtorek exposé. Wszystko wskazuje na to, że przynajmniej na starcie wielkiej rekonstrukcji ministrów nie będzie. – Chciałbym, żeby to się odbyło szybciej, żeby już na początku przyszłego tygodnia można było powołać Radę Ministrów, w praktycznie bardzo podobnym czy niemalże identycznym składzie – tak w piątek Mateusz Morawiecki mówił w TV Trwam.
Zadania na początek
Na starcie przed nowym premierem rysuje się duże wyzwanie – przekonać do siebie klub parlamentarny PiS i resztę obozu Zjednoczonej Prawicy. Na początek nowy szef rządu dał sygnał, że zamierza zakopać topór wojenny ze Zbigniewem Ziobrą, szefem resortu sprawiedliwości. – Mamy już potwierdzoną chęć bardzo głębokiej, dobrej współpracy dla dobra Polski – podkreślał Morawiecki w TV Trwam. Z naszych informacji wynika, że ludzie Ziobry w rządzie mogą być spokojni o swoje stanowiska. Mimo że Beata Kempa ma się pożegnać z szefowaniem kancelarii premiera, to prawdopodobnie pozostanie w rządzie.
– Także w tych spółkach Skarbu Państwa, które są dzisiaj w kręgu wpływów ministra sprawiedliwości, nie będzie trzęsienia ziemi, chociaż Morawiecki pewnie będzie chciał tam mieć swoich ludzi – twierdzi nasz informator z kręgów rządowych.
Nowy premier może liczyć na zawarty już dawno temu sojusz z wicepremierem Jarosławem Gowinem i na wsparcie jego partii Porozumienie. Cieplejsze relacje będzie też miał z Pałacem Prezydenckim, któremu nie podobała się bliska współpraca duetu Szydło – Ziobro, będąca w rządzie przeciwwagą dla rosnącej w ostatnich miesiącach pozycji Morawieckiego.
Następcę Beaty Szydło zapewne czeka też cykl spotkań w Sejmie i regionach. Dla pozyskiwania twardych wyborców PiS nowy premier skierował swoje pierwsze kroki po desygnacji do mediów kontrolowanych przez ojca Tadeusza Rydzyka. To gest w stronę żelaznego elektoratu, który ma problemy z akceptacją zmiany na fotelu premiera. Podobny cel miały jego słowa o marzeniu, jakim jest „rechrystianizacja Europy”.
Sceptycyzm i opory wobec decyzji Jarosława Kaczyńskiego widać też wśród polityków PiS, którzy woleli utrzymanie status quo z Beatą Szydło lub wejście do rządowej gry samego prezesa rządzącej partii.
Po zaplanowanym na wtorek exposé nowego premiera czeka najtrudniejsze zadanie, czyli rozmowy o faktycznej rekonstrukcji rządu. – Morawiecki musi swoje nominacje uzgodnić z Jarosławem Kaczyńskim, Zbigniewem Ziobrą i Jarosławem Gowinem – mówi polityk z obozu rządowego. Nominacje to element całościowej układanki. W PiS panuje opinia, że Morawiecki nie będzie miał pełnej swobody. – Nie po to taka zmiana, żeby premier sobie sam ministrów wybierał – mówi polityk związany z Nowogrodzką. Kaczyński, Ziobro i Gowin zawarli porozumienie dotyczące wyborów europejskich. Jak wynika z informacji DGP, są w nim także punkty dotyczące kwestii wewnętrznych.
Rola Dudy
Jeszcze w czwartek rano Andrzej Duda rozmawiał z prezesem Kaczyńskim i premier Szydło o rządowym przesileniu. – Prezydent powiedział, że powinien nastąpić koniec tej telenoweli o rekonstrukcji i powinna zostać podjęta decyzja. Chodziło o wyjaśnienie sytuacji, czy Beata Szydło odchodzi, czy zostaje – mówi nam osoba znająca kulisy spotkania. Zdaniem prezydenta przeciągający się okres niepewności rzutował na skuteczność działania rządu.
Spotkanie u Dudy jeden z polityków prawicy, z którym rozmawialiśmy, zinterpretował jako oczekiwanie dymisji premier. Pałac zaprzecza takiej interpretacji. – Prezydent miał Beacie Szydło za złe wspieranie Macierewicza i konkurencyjne orędzie wygłoszone, gdy zawetował ustawy sądowe – mówi rozmówca DGP.
– Z góry proszę o wsparcie i wyrozumiałość w moich kontaktach z ministrami. Zwłaszcza z tymi, z którymi w kontekście konstytucyjnym i kompetencyjnym mam najwięcej do czynienia. Bo taka współpraca z czynnym udziałem premiera jest najbardziej owocna – powiedział po przyjęciu dymisji Beaty Szydło i wręczeniu desygnacji Mateuszowi Morawieckiemu Andrzej Duda. To pokazuje, że przed nami okres ocieplenia na linii „duży pałac” – „mały pałac”.
Miejsce Macierewicza
Punktem zapalnym pozostaje minister obrony narodowej. Na tej płaszczyźnie napięcia między rządem a prezydentem były ostatnio najsilniejsze. Pojawiają się jednak sygnały, że największe problemy właśnie są rozwiązywane.
W piątek do Biura Bezpieczeństwa Narodowego trafiła informacja o odebraniu gen. Jarosławowi Kraszewskiemu poświadczenia bezpieczeństwa. Dla otoczenia prezydenta nie była ona zaskoczeniem, a sposób zakończenia tej sprawy ustalono już wcześniej. Kraszewski zapewne dziś bądź jutro złoży odwołanie do premiera i sprawa trafi w ręce Mariusza Kamińskiego, ministra-koordynatora służb specjalnych. Antoni Macierewicz zostanie z niej zupełnie wyłączony, co dla ludzi prezydenta jest krokiem na przód. – To zwycięstwo Dudy nad Macierewiczem, bo oni chcieli jednego – rozstrzygnięcia i zabrania tej sprawy z jego rąk – mówi nam polityk PiS. Sam model rekonstrukcji, najpierw wymiana premiera i zaprzysiężenia większości starych ministrów jako nowych, a ocena i wymiana dopiero potem, powoduje, że szanse Antoniego Macierewicza na pozostanie w rządzie rosną.
Przyszłość Szydło
Komentatorzy od kilku dni zastanawiają się nad powodami zmiany na stanowisku premiera. Z obozu rządzącego słychać o dwóch. – Premier była niedecyzyjna, rząd coraz bardziej dryfował, wysokie sondaże były niewspółmierne ze stanem państwa – mówi osoba z rządu.
Drugim była rosnąca pozycja Beaty Szydło. – Gdyby przeżyła politycznie całą kadencję, stałaby się numerem dwa w PiS. Gdyby zmiany nie zostały zrobione zaraz w czwartek, to po wygranym wotum w kolejnych dniach tak by się wzmocniła, że trudno byłoby ją odwołać – mówi polityk PiS.
Dotychczasowa szefowa rządu ma być wicepremierem w rządzie Mateusza Morawieckiego.
– Sama Szydło mogła chcieć takiej funkcji, bojąc się marginalizacji. Ale wyborcom można sprzedać wersję, że nie odchodzi z rządu i będzie się zajmowała tym, co dla niej najważniejsze: sprawami społecznymi – zauważa politolog Rafał Matyja.
– Szydło została w rządzie, by złagodzić opór w PiS, ale prezes zawsze uprawia politykę równowagi sił. Osłabił Szydło, wzmocnił Morawieckiego, ale by ten ostatni za bardzo nie urósł, będzie miał w rządzie byłą premier – mówi polityk z obozu władzy.
Chodzi też o to, by była premier nie stała się ośrodkiem konsolidacji opozycji w PiS. – Gdyby Kazimierza Marcinkiewicza po dymisji w 2006 r. zostawiono bliżej rdzenia partii, to może by się tak bardzo nie urywał – zauważa Rafał Matyja.