Jeśli Putin chciał coś wyciągnąć od Trumpa, to nie było ku temu lepszej okazji niż ta, gdy ten był bez amerykańskiego tłumacza i doradców.
Choć Biały Dom bagatelizuje znaczenie nieujawnionej dotychczas rozmowy Donalda Trumpa z Władimirem Putinem, do której doszło podczas szczytu grupy G20, stawia ona prezydenta Stanów Zjednoczonych w kłopotliwej sytuacji. Nawet jeśli Trump nie zawierał z Putinem żadnych potajemnych układów, to na pewno wykazał się lekkomyślnością i brakiem doświadczenia w dyplomacji.
Informację o rozmowie jako pierwszy ujawnił Ian Bremmer, amerykański politolog, szef firmy konsultingowej Eurasia Group, która specjalizuje się w ocenie ryzyka geopolitycznego. Powołując się na bezpośrednich świadków, ujawnił, że kilka godzin po oficjalnym i budzącym ogromne emocje na świecie spotkaniu prezydentów USA i Rosji w Hamburgu, doszło między nimi do jeszcze jednej, tym razem prywatnej konwersacji. Mniej więcej w połowie uroczystej kolacji Trump podszedł do Putina, siedzącego obok amerykańskiej pierwszej damy Melanii, po czym rozmawiali ze sobą prawie godzinę.
– Niemal wszyscy na kolacji pomyśleli, że to naprawdę dziwne, iż prezydent Stanów Zjednoczonych jasno chce pokazać, że ma najlepsze osobiste relacje z prezydentem Putinem albo po prostu niczym się nie przejmuje. Wszyscy byli speszeni, zakłopotani i zaskoczeni – mówił Bremmer dziennikowi „New York Post”.
Na dodatek obaj prezydenci wychodzili z kolacji jako jedni z ostatnich już po tym, jak salę opuściła gospodyni spotkania, niemiecka kanclerz Angela Merkel, i to w odstępie zaledwie czterech minut od siebie.
Krótka konwersacja
Ani Trump, ani służby prasowe Białego Domu nie kwestionowały informacji o tej rozmowie, przekonując jednak, że nie należy się w niej doszukiwać żadnego drugiego dna. „The Fake News staje się coraz bardziej nieuczciwy. Nawet kolacja zorganizowana dla przywódców G20 w Niemczech ma wyglądać złowieszczo” – napisał Trump na Twitterze. „Nie było żadnego drugiego spotkania prezydenta Trumpa z prezydentem Putinem, a jedynie krótka konwersacja pod koniec kolacji. Insynuacje, że Biały Dom próbował »ukrywać« drugie spotkanie, są fałszywe, nikczemne i absurdalne” – napisano z kolei w oświadczeniu Białego Domu, dodając, że wszyscy przywódcy krążyli po sali i rozmawiali ze sobą, takie kontakty należą do obowiązków prezydenta, a rozmowa z Putinem trwała znacznie krócej niż godzinę.
Biorąc pod uwagę wszystkie deklaracje Trumpa sprzed wyborów o zamiarze szukania porozumienia z Rosją, sprawę domniemanych rosyjskich prób ingerowania w kampanię wyborczą na jego korzyść oraz fakt, że pierwsze oficjalne spotkanie zamiast 35 minut trwało 135 minut, a Trump mówił później o chemii między nim a rosyjskim przywódcą, łatwo z rozmowy przy kolacji wysnuwać teorie spiskowe. Zwłaszcza że według Bremmera obaj przywódcy rozmawiali poza zasięgiem słuchu pozostałych uczestników. Oczywiście zważywszy na to, że często trudno odgadnąć, jakie są prawdziwe intencje Trumpa, nie można kategorycznie wykluczyć, iż dokonał on jakichś prywatnych ustaleń z Putinem czy coś mu obiecał, ale też nie ma żadnych przesłanek, które by to potwierdzały.
To tylko próżność?
Na dodatek stosunki amerykańsko-rosyjskie są najchłodniejsze od końca zimnej wojny, więc jednostronne ustępstwo nie ma racjonalnego uzasadnienia. Obecnie bardziej prawdopodobne jest to, na co wskazywał Bremmer. Mający narcystyczny charakter Trump chciał długą rozmową z Putinem pokazać pozostałym, że to on ma z nim najlepsze kontakty, a oni dwaj są najbardziej wpływowymi przywódcami świata. Inna sprawa, że Trump – zaspokajając własną próżność – postąpił bardzo nieostrożnie i wykazał się brakiem doświadczenia międzynarodowego. Nie chodzi tu wcale o mało eleganckie zachowanie w stosunku do pozostałych, ale o sprawy bezpieczeństwa.
W kolacji wzięli udział tylko przywódcy G20 z małżonkami oraz po jednym tłumaczu na każde państwo. Ponieważ Trump siedział koło premiera Japonii Shinzo Abego, amerykański tłumacz znał jedynie japoński. Natomiast z Putinem Trump rozmawiał za pośrednictwem tłumacza rosyjskiego, co automatycznie stawiało go w gorszej pozycji. Na dodatek Trump podczas tej rozmowy był sam (w trakcie wcześniejszej, tej oficjalnej, towarzyszył mu sekretarz stanu Rex Tillerson), a jak wiadomo, niuansów polityki międzynarodowej amerykański prezydent dopiero się uczy, podczas gdy Putin jest w niej od prawie dwóch dekad. Jeśli rosyjski prezydent – były oficer KGB – chciał wyciągnąć od Trumpa jakieś deklaracje czy poufne informacje, nie było lepszej sytuacji niż taka.
– Gdybym był na Kremlu, moja rekomendacja dla Putina brzmiałaby: „Zobaczmy, czy uda się go złapać sam na sam”. Wygląda na to, że dał radę to zrobić – mówi „New York Timesowi” Steven Pifer, były amerykański ambasador na Ukrainie.
Na dodatek jedyny zapis rozmowy jest w posiadaniu Rosjan, bo wobec braku amerykańskiego tłumacza i nagrania, notatka na jej temat została sporządzona jedynie na podstawie relacji samego prezydenta. To wszystko składa się – zdaniem Bremmera – na złamanie procedur bezpieczeństwa. I z pewnością ten wątek również pojawi się w prowadzonym dochodzeniu w sprawie domniemanych rosyjskich prób wpływania na wynik wyborów.