Komisja weryfikacyjna ds. reprywatyzacji założyła na czwartkowej rozprawie w sumie 6 tys. zł grzywny na prezydent stolicy Hannę Gronkiewicz-Waltz za niestawienie się przed komisją na rozprawach dot. dwóch nieruchomości przy ul Twardej.



W czwartek - po drugiej rozprawie - komisja zamknęła badanie sprawy nieruchomości Twarda 8 i 10. W związku z roszczeniami "handlarza roszczeń" Macieja M., musiało się stamtąd przenieść prestiżowe gimnazjum - jeszcze przed decyzją z 2014 r. o przyznaniu M. prawa użytkowania wieczystego.

Decyzja komisji, co do obu nieruchomości zostanie ogłoszona na następnej rozprawie. Strony (czyli ratusz i M.) mogą jeszcze złożyć pisemne stanowiska w sprawie.

Prezydent stolicy nie stawiła się na wezwanie komisji jako strona. Wcześniej skierowała do NSA wniosek o rozstrzygnięcie sporu kompetencyjnego ws. komisji, której konstytucyjność kwestionuje. Komisja ukarała ją dwiema grzywnami po 3 tys. zł za niestawienie się na rozprawach, dotyczących obu nieruchomości.

Za wnioskami o ukaranie, zgłoszonymi przez przewodniczącego komisji Patryka Jakiego, zagłosowało pięciu członków komisji (zgłoszonych przez PiS), przeciw był jeden (zgłoszony przez PO), przy trzech wstrzymujących się (zgłoszonych przez Nowoczesną, Kukiz'15 i PSL).

Prezydent zapowiedziała odwołanie. "Prezydent m.st. W-wy nie jest w postępowaniu stroną, a organem. Czekam na orzeczenie NSA" - napisała na Twitterze.

Uzasadniając swój wniosek, Jaki mówił, że mimo prawidłowego wezwania do stawiennictwa na rozprawy prezydent nie stawiła się przed komisją.

Przeciw wnioskowi Jakiego wystąpił reprezentant PO Robert Kropiwnicki, apelując o jego wycofanie. Argumentował, m.in., że Jaki wnioskuje o ukaranie strony, która uznaje, że jest w sporze prawnym z komisją i złożyła wniosek do NSA o rozstrzygnięcie tego sporu. "Dlatego Kodeks postępowania administracyjnego wyraźnie mówi, że w takich sytuacjach należy zawiesić postepowanie, żeby strony się nie spierały kto ma co robić. Jak rozstrzygnie sąd administracyjny, to wtedy będzie czas na rozmowę z ratuszem" - dodał.

Jaki replikował, że nie ma zamiaru wycofywać się z wniosku. "Pani prezydent powinna się tutaj stawić jako strona, nie dlatego, że nam się tak podoba albo, że ktoś pani prezydent grozi, ale właśnie dlatego, że to powinno wynikać z szacunku do obywateli i własnych wyborców" - dodał. Podkreślił, że wnioskiem do NSA próbuje ona powiedzieć, że "sama chciałaby oceniać swoje decyzje".

Popierając wniosek Jakiego, Sebastian Kaleta powiedział, że nie ma żadnego sporu kompetencyjnego. "To jest tylko wymyślona zagrywka, by tak naprawdę prowadzić obstrukcję wobec naszych działań" - ocenił. Dodał, że wszystkie zeznania świadków, które pozyskała komisja wskazują na to, że "pani prezydent jest osobą, która była słusznie wezwana osobiście przed komisję, ponieważ jak wskazują świadkowie wiele z decyzji mogło być podejmowanych z jej osobistym udziałem". Według niego, "postawa prezydent, która polega na tym, żeby komisja nie prowadziła swoich działań jest wysoce nieakceptowalna".

Adam Zieliński, reprezentujący Kukiz'15, mówił, że podziela zdanie, iż prezydent jako organ powinna stawić się przed komisją. "Natomiast nie podzielam tych argumentów i przekonania, że taka kara będzie skuteczna" - dodał. "Stosowanie takich środków, które nie przyniosą żadnego efektu, tylko i wyłącznie kierują działania komisji w kierunku dyskusji bieżącej, politycznej i ułatwiają de facto stronie nieobecnej krytykowanie działań naszego organu" - ocenił.

"Nadzieja umiera ostatnia" - tak Jaki odpowiedział na pytanie mediów, czy grzywna "będzie skuteczna" i czy prezydent pojawi się przed komisją. Dodał, że nie chodzi o karanie jako cel sam w sobie, tylko o to "byśmy poważnie traktowali prawo, które sami uchwaliliśmy". Jego zdaniem Gronkiewicz-Waltz w sposób jawny i ostentacyjny dezorganizuje prace komisji, która pracuje tylko dlatego "że prezydent pozwoliła na to, żeby ta afera reprywatyzacyjna wybuchła".

Wcześniej - zeznając jako świadek ws. nieruchomości, z której w związku z roszczeniami przeniesiono gimnazjum - szef BGN Marcin Bajko mówił, że słyszał bezpośrednio od Gronkiewicz-Waltz, iż nie powinno być szkół w Śródmieściu. "I że tutaj nie ma potrzeby jakiegoś ratowania na siłę" - dodał. Jak zeznał, "a priori zostało założone, że ta szkoła (przy Twardej) zostanie zlikwidowana". "Oczywiście ja też rozumiem pewne argumenty merytoryczne, oprócz przekonania, że nie powinno być szkół w Śródmieściu, argumentem merytorycznym jest to, że nie można inwestować w infrastrukturę, która jest objęta roszczeniami, czyli np. remont tego gimnazjum, w sytuacji kiedy roszczenia są, jest niemożliwy" - mówił.

"Teoretycznie, szkoła mogła istnieć jeszcze wiele lat, mogły trwać spotkania z inwestorem i tam jakieś rozwiązanie pozytywne mogło być wypracowane. Natomiast po podjęciu uchwały o jej przeniesieniu nie ma już interesu społecznego, którego możemy bronić w tej sposób, w związku z tym zaistniała zasadność wydania decyzji (zwrotowej)" - powiedział Bajko. Według niego, można było rozważać przyznanie właścicielowi roszczeń Maciejowi M. nieruchomości zamiennej, ale nie po uchwale Rady Miasta z lutego 2013 r. o jej przeniesieniu.

Bajko dodał, że zespół koordynujący w ratuszu zgodził się na likwidację gimnazjum. Jemu samemu nakazano zaś prowadzić rozmowy z M. by "jak najlepiej rozwiązać ten problem dla miasta". Zarazem ocenił, że decyzja jego zastępcy Jerzego Mrygonia o przyznaniu M. prawa użytkowania wieczystego nieruchomości przy Twardej była "na ówczesny stan wiedzy, prawidłowa". Według świadka, skoro właścicielem przedmiotowych nieruchomości nadal jest miasto, to nie można mówić by poniosło ono stratę.

W sprawie zwrotu nieruchomości przy Twardej, decyzji nie konsultowałem z prezydent - zeznał Bajko. Dodał, że likwidacja szkoły, była przesądzona, więc poprosił o taką decyzję, która to umożliwiała. "Samej decyzji ws. Twardej ze mną nikt nie konsultował" - zeznał.

Na pytanie, czy M. bywał w ratuszu częściej niż inni, Bajko odparł, że miał on roszczenia nie tylko co do Twardej. "Miał roszczenia do boiska liceum na Foksal; oprócz tego miał jeszcze nieruchomość przy Królewskiej; bardzo problematyczną nieruchomość, na której budował budynek na trasie W-Z, również część nieruchomości pod wysokościowiec przy Pałacu Kultury" - odparł Bajko. "W związku z tym, tych spotkań było dużo; on przychodził do mnie, bo ja kierowałem zespołem, który negocjował te sprawy" - dodał.

Bajko podał, że w 2013 r. w BGN przygotowano pełne zestawienie ok. 116 nieruchomości "oświatowych", które mają "możliwość reprywatyzacji", co przekazano prezydent. Ustalono, że trzeba to przekazać Radzie Miasta i burmistrzom oraz zastanowić się czy w tej sytuacji w te placówki inwestować, a także nad "ewentualnym wygaszeniem pewnych placówek.

Według świadka, prezydent Warszawy nie nakazywała aby zmieniono czy wydano konkretną decyzję w sprawie reprywatyzacji.

Bajko mówił, że zalecenia miasta wymagały od pracowników Biura przestrzegania terminów wynikających z Kodeksu postępowania administracyjnego. "Ale jak przestrzegać terminów Kpa, kiedy te wnioski mają 70 lat" - dodał świadek. Jego zdaniem, sprawiały one, że pracownicy BGN, zamiast sprawdzać "czy jest odpowiednio ustalony krąg spadkobierców, czy w 100 proc. wszystkie wątpliwości wyjaśnione", mieli pilnować terminów. Pytany o zalecenia by "terminowo" wydawać decyzje, Bajko powiedział, że takie polecenia prezydenta "to presja o bardzo dużej wadze".

W procesie reprywatyzacyjnym mieliśmy obowiązek ustalić obecnych właścicieli nieruchomości i osoby uprawnione do niej. Nie obejmowało to kwot transakcji, to nie była nasza kompetencja badać, za ile ktoś komuś przekazał prawa do nieruchomości - zeznał Bajko.

Świadek mówił też, że Gronkiewicz-Waltz poprosiła o akta sprawy Noakowskiego 16 (która w wyniku decyzji miasta w części przypadła rodzinie Gronkiewicz-Waltz - PAP). Miałem z nią długie na ten temat rozmowy - mówił Bajko. Według niego, rozmowy dotyczyły tego, "jak się wydaje takie decyzje od początku do końca - na czym to polega". Dodawał, że wydaje mu się, że poza tą konkretną sprawą, prezydent nie interesowała się szczególnie innymi sprawami reprywatyzacyjnymi.

Bajko nie zgodził się z wypowiedzią Gronkiewicz-Waltz z sierpnia 2016 r., że "nie wiedziała co się działo, a odpowiedzialność za aferę ponoszą urzędnicy". "Fakty mówią co innego. Pani prezydent wiedziała o wszystkim, o zasadach, o tym co się dzieje w zakresie reprywatyzacji" - ocenił.

Indagowany, czy zwolnienie go z pracy w 2016 r. przez Gronkiewicz-Waltz było zemstą, czy ma może inny podtekst, Bajko odparł, że pozwał miasto za to zwolnienie i nie chce się wypowiadać "by nie stracić szansy przed sądem". Oświadczył tylko, że "działanie pracodawcy nie miało podstaw prawnych".

Bajko podał, że informowano ABW o liście reaktywowanych spółek, domagających się zwrotów nieruchomości; zamiast kontroli czy poproszenia o akta, odpowiedzieli, że prezydent miasta nie jest właściwy do otrzymania takiej informacji.

Po Bajce zeznania składał Artur Bobrowski, pełnomocnik Edith S., spadkobierczyni pominiętej w ustalaniu udziału w spadku ws. nieruchomości przy Twardej.

Maciej M. wniósł by komisja uchyliła obie decyzje reprywatyzacyjne na jego korzyść. Reprezentujący go adwokat mec. Marek Gromelski tłumaczył, że taki wniosek jest "ważny dla jego interesów procesowych". Dodał, że "oddziaływałoby to pozytywnie na stosowanie środków zapobiegawczych" wobec M. (czyli aresztu - PAP). "Nie będziemy polemizować, jeśli komisja uzna, że zachodzą ustawowe przesłanki do uchylenia decyzji" - dodał adwokat.

Już po przyznaniu użytkowania wieczystego M., odnalazła się Edith S. - wobec czego miasto nie podpisało z nim umowy notarialnej ws. działek przy Twardej; on sam pozwał zaś miasto do sądu o nakazanie zawarcia tego aktu. Miasto - które nadal jest właścicielem działek - wszczęło z kolei postępowanie wznowieniowe wobec Twardej. Właścicielem tych działek nadal jest miasto. Jaki podkreśla zaś, że decyzja o użytkowaniu wieczystym dla M. nadal jest "w obrocie prawnym".