Krewny zatrzymany za związki z podziemiem oznacza odpowiedzialność zbiorową całej rodziny. Jest w Rosji region, który nie ma sobie równych, jeśli chodzi o łamanie praw człowieka. Czeczenia. Uchodźcy stamtąd szukają ratunku w Europie.
Polska twierdza zamknięta przed uchodźcami / Dziennik Gazeta Prawna
Ale wśród ludzi koczujących na polskiej granicy nie wszyscy są uchodźcami. Są tam też agenci czeczeńskiego przywódcy Ramzana Kadyrowa.
Czeczeni wydeptali sobie ścieżkę przez Brześć ponad 10 lat temu. Między Rosją a Białorusią nie ma punktów kontrolnych. Do pociągu do Terespola można wsiąść bez unijnej wizy, a większość Czeczenów, składających wniosek o wizę, otrzymuje odmowy. Jest zbyt duże prawdopodobieństwo, że nie zechcą wrócić do domu. Dlatego ten szlak stał się jedynym możliwym dla ofiar bombardowań i migrantów ekonomicznych. Ale latem 2016 r. te drzwi się zamknęły. Polscy pogranicznicy zaczęli przyjmować najwyżej cztery rodziny dziennie. Resztę odsyłano z powrotem. Do września w pułapce znalazły się tysiące obywateli Rosji.
Według prawa międzynarodowego pogranicznicy byli zobowiązani wpuścić do Polski każdego, kto poprosił o azyl, i wysłać z odpowiednimi dokumentami do specjalnych ośrodków. Gdy sprawą zainteresowały się media, Kadyrow oświadczył, że uchodźców obserwują jego zaufani ludzie. Ci, którzy starali się wyjechać z przyczyn ekonomicznych, wrócili do Czeczenii. Los na loterię stał się dla nich zbyt drogi, zwłaszcza że mało kto w niej wygrywał. Dziesiątki rodzin zostało na dworcu w Brześciu. Na ławkach wolno spać od północy do piątej rano. Później ochrona wszystkich wyganiała.
Mówi się, że w Czeczenii działa tylko jedno prawo: „Ramzan powiedział”. Kadyrow mówił prawdę o swoich zaufanych. Jeden z nich przyjechał razem z rodziną jako zwykły uchodźca. Codziennie przychodził na dworzec, słuchał rozmów, plotek, wypytywał, czy nie przyjechali nowi uchodźcy, dziennikarze albo wolontariusze. Jeśli tak, kręcił się wokół nich. Do czasu mu się udawało. Wpadł, bo lubił bary, kluby ze striptizem i dyskoteki. Jednej z poznanych dziewczyn wysłał swoje zdjęcia ze zbliżonymi do Kadyrowa ludźmi o pseudonimach „Patriot” i „Łord”. Dziewczyna wysłała je znajomym Czeczenom. Kadyrowiec musiał wyjechać. Misja się nie powiodła.
W Czeczenii faktycznie nie ma wojny. Ale od około dwóch lat jej władze ostro prześladują tych, którzy walczyli w pierwszej wojnie czeczeńskiej (1994–1996) i nie przysięgli wierności Kadyrowowi.
Said
– Byłem taksówkarzem w Gudermesie. Przy moich ranach to jedyny sposób zarobku. Przyzwyczaiłem się, że cały czas zatrzymuje mnie drogówka. Szczęście, kiedy udawało się wykpić łapówką. Gorzej, kiedy zaczynali pytać o pokaleczoną odłamkami szyję i plecy. Zatrzymywali, bili, torturowali. Przesłuchania po dwa, trzy dni. Pytali, gdzie broń, gdzie bojownicy. Z rozpaczy czasem wymieniałem imiona nieżyjących. W odpowiedzi bili jeszcze silniej. Grozili, że wywiozą w góry ze „snickersami”, czyli materiałami wybuchowymi. Albo że mnie potrzymają, aż wyrośnie mi broda, a wtedy zrobią ze mnie bojownika zabitego za okazywanie sprzeciwu przy zatrzymaniu. Tak policja nabija statystyki. Był czas, gdy żyliśmy spokojnie. Krewny żony dostał wysokie stanowisko w ministerstwie. Nie ruszali nas. Wystarczyło zadzwonić, a on uruchamiał swoje kanały. Skończyły się przeszukania i areszty. Ale trzy lata temu krewny zmarł. Prześladowania znów się zaczęły. W 1995 r. wziąłem do ręki broń, widząc, jak dzieci giną w bombardowaniach. Moja wojna skończyła się po dwóch miesiącach. Odniosłem rany, które zrobiły ze mnie inwalidę. Teraz są przekleństwem, dowodem winy w oczach kadyrowców.
Chadiża
– Uciekłam od krewnych męża. Mam troje dzieci. Mąż był narkomanem, szybko umarł. Żyliśmy w jego mieszkaniu w Groznym. Po pogrzebie z wioski przyjechała jego rodzina. Zaczęli mnie wyganiać z domu. Naciskali, grozili odebraniem dzieci. Przeniosłam się z dziećmi do kawalerki matki. Ale i tam nie dawali mi spokoju. Sąd ani czeczeńska policja mnie nie obroni. To wewnętrzna sprawa rodziny, a w niej rację ma zawsze mężczyzna.
Achmied
– Możesz od roku nie utrzymywać kontaktu z krewnym. Nie wiedzieć, gdzie mieszkał i co robił. Ale jeśli tego krewnego zatrzymali albo zabili podczas napadu na żołnierzy, w potyczce z kadyrowcami, na celownik trafia cała rodzina. Przyjechałem, bo mój syn i krewny dwa lata temu uciekli do lasu, a podczas próby zatrzymania zaczęli się ostrzeliwać. Zanim ich zabito, zdołali śmiertelnie ranić policjanta. Dlatego nas też zaczęli prześladować. W Rosji nie ma dla nas ratunku, ani u krewnych w Woroneżu, ani u rodziny w Moskwie. Tylko problemów im narobimy. Wszędzie nas nachodzili.
Magomied
Nosi maseczkę na twarzy, żeby nikt go nie rozpoznał.
– Rok temu szedłem na zajęcia z siostrą cioteczną. Ona szła bez chusty na głowie, a u nas nie wolno chodzić bez niej do szkoły. Dlatego dałem jej swoją bluzę, a ona założyła na głowę kaptur. Ochroniarz to zobaczył i gwałtownie ściągnął jej ten kaptur. Niby że nie wolno tak chodzić po uniwersytecie. Ale u nas dotknąć w ten sposób obcą dziewczynę to ogromna zniewaga. Następnego dnia razem z przyjacielem pobiliśmy tego ochroniarza. Potem się dowiedzieliśmy, że doniósł na nas, że szykujemy zamach terrorystyczny. Aresztowali mnie, grozili, że podrzucą mi naboje, nazywali wahabitą. Pomógł daleki krewny, policjant. Powiedział, że jeśli zapłacę naczelnikowi, to mnie wypuszczą. Zapłaciliśmy i przekwalifikowali mnie w papierach na narkomana. Ten krewny poradził mi ucieczkę. Miałem dwa warianty: uciec do lasu albo wyjechać z Rosji. Wybrałem drugi. Tutaj jestem sam. Nikt poza matką nie wie, gdzie jestem. Dlatego noszę maskę.
Wśród koczujących na polskiej granicy są też agenci przywódcy Czeczeni
Nie mają już dokąd uciekać
W grudniu 2016 r. grupa bojowników napadła na policjantów w Groznym. Napastnicy zginęli na miejscu. Kadyrowcy zorganizowali potem „wiejskie zebranie” wymierzone w ich rodziny. Ludzie, za których plecami stali uzbrojeni w automaty kadyrowcy, musieli oświadczyć, że nie zamierzają dalej żyć obok nich. W istocie te rodziny wygnano z rodzinnej wioski Prigorodnoje. Biorąc pod uwagę, że w Rosji nie znajdą spokoju, a drzwi do Europy się zamknęły, nie mają już dokąd uciekać.