Prezydenci Polski i Ukrainy obiecywali podwojenie liczby przejść. Ale w budżecie na 2017 r. nie zabezpieczono na ten cel pieniędzy.
Ukraina jest na ostatniej prostej do uzyskania ruchu bezwizowego z UE. Być może stanie się to już w tym roku. Będzie to oznaczać wzrost natężenia ruchu przez i tak już zakorkowane przejścia graniczne. Już dziś jest ich za mało, a te, które są, wymagają modernizacji. Gdy w grudniu 2016 r. gościł w Polsce prezydent Petro Poroszenko, podczas spotkania z Andrzejem Dudą obaj przywódcy obiecywali podwojenie liczby przejść. Tymczasem w budżecie na 2017 r. na inwestycje na polsko-ukraińskiej granicy przewidziano śmiesznie małe środki, które nie wystarczą na pokrycie nawet ułamka potrzeb.
Plan: jedno przejście
Polsko-ukraińska granica ma 535 km i znajduje się na niej zaledwie osiem drogowych przejść granicznych. Jak łatwo policzyć, jedno przypada na 67 km, choć przyjmuje się, że na tego typu granicy jedno przejście powinno przypadać na kilkanaście, najwyżej dwadzieścia kilometrów. Dla porównania, przed wejściem do strefy Schengen na 541-kilometrowej granicy polsko-słowackiej funkcjonowały aż 52 przejścia, włącznie z tymi na szlakach turystycznych. To jeden z powodów, dla których nie tworzyły się tam kolejki. Z kolei na dawnej granicy z Niemcami (467 km) było 30 przejść drogowych.
Niestety, nie wygląda na to, by w najbliższym dziesięcioleciu ta liczba na granicy z Ukrainą choćby zbliżyła się do tej z granicy niemieckiej, słowackiej czy czeskiej sprzed ery Schengen. W najbliższych latach powstanie tylko jedna nowa inwestycja: pieszo-drogowe przejście Malhowice – Niżankowice (projekt: 2017 r., budowa: 2018 r.). A co z innymi? „Podczas posiedzenia (międzyrządowej – red.) Komisji ds. Przejść Granicznych i Infrastruktury, które odbyło się 18 marca 2014 r. w Krakowcu, przyjęto, że zagadnienie otwarcia nowych przejść granicznych będzie przedmiotem ewentualnych analiz po zakończeniu prowadzonych działań zmierzających do rozbudowy infrastruktury przejść granicznych i dróg dojazdowych w Polsce i na Ukrainie” – poinformował DGP zespół prasowy MSWiA.
Nie ma wiz, nie ma wizji
W praktyce oznacza to, że po zbudowaniu Malhowic następne nowe przejście może powstać dopiero w okolicach 2030 r., a kolejne – kilka lat później. Budowa takiego przejścia to koszt rzędu od kilkunastu (pieszo-rowerowe) do kilkudziesięciu milionów złotych (samochodowe). Tymczasem, jak wynika z danych, które uzyskaliśmy od MSWiA, w 2016 r. wydatki inwestycyjne na granicy polsko-ukraińskiej wyniosły zaledwie 10,9 mln zł (a na całej granicy wschodniej 49 mln zł). W tym roku nie planuje się wzrostu finansowania. Łączny budżet województw oraz rządowa rezerwa celowa, przeznaczone na modernizację infrastruktury granicznej na całej granicy z Białorusią, Rosją i Ukrainą, opiewają na 50 mln zł. Rząd nie przygotowuje się więc na znaczący wzrost natężenia ruchu po skasowaniu wiz, choć już teraz kolejki sięgają kilku godzin lub więcej.
Kijów robi na kredyt
Mniej więcej połowę z tych środków pokrywają bieżące remonty. Zaledwie kilka milionów rocznie idzie na poważniejsze inwestycje, które siłą rzeczy są rozciągane na wiele lat. Najlepszym przykładem jest budowa brakującej infrastruktury do odpraw pieszych w Hrebennem. Obecnie granicę można tu przekraczać jedynie w pojazdach. Aby był dopuszczony także ruch pieszych, trzeba zbudować nowy budynek odpraw i oddzielić fizycznie korytarz ruchu pieszego od samochodów. Decyzja o budowie potrzebnej infrastruktury zapadła w 2013 r., a jej koszt jest niewielki – zaledwie 3,5 mln zł. Jednak i to zadanie z braku środków rozciągnięto na kilka lat: w tym roku trwają prace dokumentacyjne, w przyszłym ma się rozpocząć budowa.
Z tych samych przyczyn ślimaczy się budowa Malhowic. Ich otwarcie planowano pierwotnie na Euro 2012. Obecny termin to 2018 r., ale i on nie jest na sto procent pewny. W dodatku zagrożone jest powstanie terminalu odpraw pieszych, bo MSZ przez trzy lata nie zaktualizowało noty dyplomatycznej, co miało być jedynie formalnością. Należałoby do niej dopisać cztery słowa: „oraz pieszych i rowerzystów”. Jeszcze gorzej jest po stronie ukraińskiej. – Nadal obowiązuje stanowisko, według którego kolejne przejścia graniczne, w tym Zbereże – Adamczuki, powinny zostać zrealizowane przez Ukrainę – podkreśla Małgorzata Tatara z Urzędu Wojewódzkiego w Lublinie.
O takim podziale zadań strony zdecydowały w 2007 r. na posiedzeniu w Arłamowie. Zgodnie z porozumieniem Polska w całości na swoim terenie i za swoje środki miała zbudować trzy przejścia: w Budomierzu, Dołhobyczowie i Malhowicach. Z kolei Ukraina – trzy inne, m.in. Zbereże – Adamczuki. Kijów nie zrealizował żadnego z tych zobowiązań. Sytuację ma uratować polski kredyt dla wschodnich sąsiadów, z którego środki mają w połowie pójść na infrastrukturę graniczną, o czym mówili w grudniu Duda i Poroszenko. – Z tych środków ma zostać sfinansowana m.in. budowa ukraińskiej części korytarza odpraw pieszych na przejściu Hrebenne – Rawa Ruska oraz modernizacja dróg dojazdowych – precyzuje Małgorzata Tatara.