Płaca minimalna wynosząca 4806 zł brutto, a stawka godzinowa na poziomie 31,40 zł – to rządowa propozycja kwot, które mają obowiązywać od przyszłego roku, zgodna z sugestiami resortu finansów. Jednak są to sumy wyższe, niż oczekiwali pracodawcy, i niższe od tego, na co liczyły związki zawodowe. Teraz wszystko w rękach Rady Dialogu Społecznego. Do 15 lipca przedstawiciele pracodawców, pracowników oraz rządu mają czas na wypracowanie wspólnej propozycji. Pierwsze dwie grupy zapowiadają, że są otwarte na negocjacje, choć przyznają, że trudno im będzie się spotkać pośrodku.
Pensja minimalna dla pracowników za niska
– Nasze wyliczenia, z których wynika, że minimalna krajowa powinna być od stycznia przyszłego roku na poziomie 5015 zł brutto, są nadal aktualne – mówi Norbert Kusiak, sekretarz Prezydium Rady Dialogu Społecznego w OPZZ. Przyznaje jednak, że mogą one ulec korekcie, jeśli rząd dokonał zmian we wskaźnikach przedstawionych kilka tygodni temu w Wieloletnich założeniach makroekonomicznych na lata 2025–2029. A wiele na to wskazuje, bo resort finansów uwzględnił w swoich wyliczeniach inflację na poziomie 3 proc., a nie 3,8 proc.
Norbert Kusiak dodał przy okazji, że propozycja Rady Ministrów jest nieracjonalna, nieuzasadniona i nie odpowiada na potrzeby 3 mln osób, które za swoją pracę dostają co miesiąc minimalne wynagrodzenie.
– Najnowsze dane GUS dotyczące wyników finansowych przedsiębiorstw dowodzą, że są one w coraz lepszej sytuacji i to mimo corocznych podwyżek płacy minimalnej – mówi związkowiec. – W I kw. tego roku wypracowały o niemal 20 proc. lepszy wynik finansowy netto niż rok wcześniej. Nie sprawdzają się tym samym prognozy, że wzrost najniższej krajowej jest powodem ich kłopotów. Dowodzą tylko, że firmy mają zdolności adaptacyjne do nowej sytuacji – zaznacza.
Dodaje, że tak mała podwyżka płacy minimalnej od nowego roku będzie ze szkodą nie tylko dla pracowników, ale też dla gospodarki, bo siła nabywcza konsumentów nie wzrośnie, a to konsumpcja jest motorem napędowym.
– Taka kwota nie idzie też w parze z zapowiedziami rządu o budowaniu nowoczesnej gospodarki. W ten sposób idziemy w kierunku gospodarki opartej na taniej sile roboczej i niskie koszty pracy. Zostaniemy w pułapce średniego rozwoju – mówi Norbert Kusiak.
Dla pracodawców za dużo
Swojej propozycji na RDS zamierzają też bronić pracodawcy, według których wzrost płacy minimalnej w 2026 r. powinien się opierać na wskaźniku wynikającym z obecnej ustawy, tj. nie przekroczyć 50 zł. A to oznacza najniższą krajową rzędu 4716 zł brutto.
– Propozycja rządu nie jest zaskoczeniem. Podwyżka byłaby jednak wyższa od tej oczekiwanej przez firmy. Rząd dał ostatecznie więcej, niż wynika to wprost z przepisów – mówi Mariusz Zielonka, główny ekonomista Konfederacji Lewiatan, i wyjaśnia, że firm nie stać na większy wzrost minimalnej.
– Dobre wyniki finansowe prezentowane przez GUS dotyczą przede wszystkim większych firm – tłumaczy. Tymczasem to małe firmy, zatrudniające do pięciu pracowników, płacą minimalne wynagrodzenie za pracę. Nie mają pieniędzy na podnoszenie kosztów stałych.
Zdaniem Mariusza Zielonki podwyżka najniższej krajowej nie będzie służyła gospodarce. Jest ryzyko, że inflacja utrzyma się na dotychczasowym poziomie, jeśli nie wzrośnie. – Wzrośnie siła nabywcza najmniej zarabiających, ale pogorszy się sytuacja tych, którzy otrzymują wynagrodzenie nieco powyżej najniższej krajowej – uważa przedstawiciel pracodawców.
Katarzyna Lorenc, ekspertka BCC ds. rynku pracy oraz zarządzania i efektywności pracy, podkreśla, że należy skończyć z rozdawaniem prezentów, za które płacą przedsiębiorcy.
– Dając większą podwyżkę płacy minimalnej, sprawimy, że firmy będą zmuszone przekierować na ten cel środki, które powinny przeznaczać na zwiększanie efektywności pracy, czyli na inwestycje w nowe technologie. Efektywność pracy rośnie wolniej, bo o 2 proc., niż realne płace, które wzrosły o 10 proc. – zauważa ekspertka i wskazuje, że trzeba też skończyć z mierzeniem wszystkich jedną miarą.
– Myśląc o płacy minimalnej, patrzymy głównie przez pryzmat przedsiębiorstw z dużych aglomeracji – dodaje. – Tymczasem dla firm z mniejszych miejscowości takie podwyżki to rzucanie kłód pod nogi. W ten sposób też zwiększamy próg wejścia dla nowo zakładanych działalności – mówi Katarzyna Lorenc. Według niej nadszedł czas na zmiany.
– Należy wreszcie pomyśleć o tym, by podwyżki płac były dokonywane mądrze, czyli z uwzględnieniem regionalizacji i wielkości firm – podpowiada Katarzyna Lorenc. Pracodawcy proponują też, by od 2027 r. płaca minimalna była ustalana w oparciu o zmienione przepisy jako 60 proc. mediany wynagrodzeń w gospodarce narodowej.
Ministerstwo dopuszcza kompromis
W resorcie pracy usłyszeliśmy nieoficjalnie, że będzie on na RDS reprezentował stanowisko rządu. Pole do dyskusji na temat próby ewentualnego zwiększenia rządowej kwoty ministerstwo widzi natomiast w sytuacji, gdy nie dojdzie do kompromisu w trakcie prac. Czy zatem stanie się tak jak w poprzednim roku, gdy rząd ostatecznie zadecydował o większej kwocie, niż pierwotnie proponował?
Zdaniem ekspertów nie ma ku temu przesłanek.
– Argumenty resortu finansów, które podano jako podstawę do zaproponowanej kwoty, są zasadne. Ostatnie lata to dynamiczny wzrost płacy minimalnej – tłumaczy Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich. – Utrzymanie tego tempa w kolejnych latach przyniesie więcej szkód niż pożytku, zwłaszcza w obecnej sytuacji gospodarczej. Siła ekonomiczna firm z mniejszych miast wcale nie jest duża. Kolejna podwyżka sprawi, że będą one tracić na konkurencyjności – przestrzega.
Zdaniem Łukasza Kozłowskiego już dziś Polska jest mało atrakcyjna w regionie pod względem kosztów pracy. To może spowodować odpływ inwestycji do innych krajów. Ekspert wskazuje też na mocną pozycję resortu finansów w czasie negocjacji. – To on dba o finanse kraju. Dlatego niewiele się zmieni, jeśli ostateczna decyzja w sprawie kwoty zostanie w rękach rządu – przewiduje Łukasz Kozłowski. ©℗