Konsultant krajowy chirurgii ogólnej prof. Jerzy Sieńko, a także ortopedii i traumatologii narządu ruchu prof. Jarosław Czubak od kilku miesięcy przekonywali resort zdrowia, że dla bezpieczeństwa pacjentów lepiej, by oddziały chirurgii ogólnej w mniejszych szpitalach nie mogły już wykonywać operacji ortopedycznych. Dziś taka możliwość istnieje i mniejsze placówki korzystają z tej furtki, na jeden dzień w tygodniu udostępniając blok operacyjny ortopedzie.

Z oddziałów chirurgii znikną zabiegi ortopedyczne

Jak dowiedział się DGP, ministerstwo i Narodowy Fundusz Zdrowia (NFZ) uwzględnili ich uwagi i od stycznia 2026 r. takiej możliwości już nie będzie.

– Zmiany zostały uwzględnione w zarządzeniu prezesa NFZ – informuje Paweł Florek, dyrektor biura komunikacji społecznej i promocji w Funduszu. – Chodzi o to, aby podnieść jakość udzielanych świadczeń dotyczących kompleksowych zabiegów w zakresie kończyny dolnej i miednicy u osób po 65. roku życia i przed 66. rokiem życia oraz aby te świadczenia realizowały tylko ośrodki, które mają dostęp do specjalistycznych oddziałów zabiegowych. Prezes Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji wnioskował, żeby obie te grupy świadczeń nie były już rozliczane w ramach chirurgii ogólnej. Zmiana ta wejdzie w życie po okresie przejściowym, czyli od 1 stycznia 2026 r., zgodnie z propozycją przedstawicieli środowiska szpitali podczas konsultacji projektu zarządzenia – dodaje.

Obecnie pacjenci takiego „obwoźnego” specjalisty po zabiegu dochodzą do siebie na oddziale chirurgii ogólnej, gdzie przez całą dobę dyżurują specjaliści tylko tej dziedziny.

– A dla bezpieczeństwa pacjenta na miejscu powinien być stale urolog lub ortopeda. W każdej chwili mogą wystąpić powikłania i konieczność reoperacji. Chirurg ogólny jej nie przeprowadzi – zauważa prof. Jerzy Sieńko.

Wtóruje mu konsultant krajowy ortopedii, prof. Jarosław Czubak, który zwraca uwagę, że dla pełnego bezpieczeństwa pacjenta i zapewnienia odpowiedniej jakości opieka ortopedyczna powinna być skoordynowana: – To znaczy, że cały proces terapeutyczny powinien się odbywać w jednym ośrodku, zatrudniającym wykwalifikowanych, doświadczonych specjalistów, od momentu kwalifikacji do zabiegu – anestezjologicznej i ortopedycznej – przez samą operację po opiekę pooperacyjną i proces rehabilitacji. To nie tylko kwestia samego operatora, lecz także innych członków personelu medycznego, którzy mają doświadczenie w znieczulaniu do danej operacji czy asystowaniu do niej – tłumaczy prof. Czubak.

Wyjaśnia, że w szpitalach powiatowych, które nie mają własnego oddziału ortopedycznego, najczęściej wykonywane są zabiegi laparoskopowe biodra i kolana. Dominują endoprotezo plastyki, czyli wszczepienie protezy stawu dla przywrócenia jego funkcji.

Z punktu widzenia finansowania szpitali to się opłaca

– Takie rozwiązanie często nie tylko ułatwia lokalnym mieszkańcom dostęp do operacji ortopedycznych, lecz także ratuje budżet szpitala. Po prostu pozwala mu wyrobić kontrakt na chirurgię w ramach ryczałtu – mówi nam były dyrektor szpitali powiatowych, który woli zachować anonimowość. I podkreśla, że korzystały obie strony – pacjenci, którzy nie musieli dojeżdżać wiele kilometrów na operację do większego miasta, i szpital, który często nie miał tylu pacjentów chirurgicznych, żeby wypełnić kontrakt.

Prof. Jerzy Sieńko podkreśla jednak, że konieczność zrealizowania kontraktu nie usprawiedliwia narażania bezpieczeństwa pacjentów: – Jeżeli w jakimś mieście oddział chirurgiczny nie ma kogo operować, to być może nie odpowiada potrzebom zdrowotnym ludności na tamtym terenie. Można go przekształcić w oddział opieki długoterminowej. Jestem zdania, że oddziałów chirurgicznych jest za dużo i naprawdę nie muszą istnieć w każdym powiecie. Oddział zabiegowy powinien operować. To ważne zarówno dla bezpieczeństwa pacjentów, jak i samych chirurgów, którzy muszą wykonywać zabiegi, by zachować profesjonalizm – tłumaczy prof. Sieńko.

Jesienią zeszłego roku na prośbę konsultantów krajowych sprawie przyjrzały się też Narodowy Fundusz Zdrowia i Agencja Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji. Jak wynika z naszych informacji, operacje ortopedyczne wykonywane na oddziałach chirurgii ogólnej często były rozliczane według kodu H31F, zarezerwowanego dla operacji wielotkankowych, które są rozliczane korzystniej niż pojedyncze artroskopie. Podczas gdy za rekonstrukcję wielotkankową szpital dostaje ok. 14 tys. zł, za zwykłą artroskopię NFZ płaci mu ok. 6 tys. zł. Urzędnicy podejrzewają, że może dochodzić do tzw. „upcodingu”, czyli kodowania procedur wycenianych wyżej, by zapewnić placówce większą kwotę z funduszu.

Pragnący zachować anonimowość ortopeda, który raz w tygodniu operuje na oddziale chirurgii ogólnej, tłumaczy jednak, że rekonstrukcje wielotkankowe są częstymi zabiegami: – Wykonuje się je u osób aktywnych, w sile wieku, pracujących, które w innych placówkach czekają na nie bardzo długo i w kolejkach tracą sprawność. To np. jednoczesna rekonstrukcja więzadła krzyżowego przedniego i uszkodzenia łękotki albo artroskopowej plastyki chrząstki, urazów, które zaliczamy do medycyny sportowej – wyjaśnia. Dodaje, że nikt z jego znajomych ortopedów nie ryzykuje „upcodingu”, choćby w obawie przed kontrolą NFZ.

– Nie mamy powodu do upcodingu, bo wbrew powszechnej opinii nie dostajemy procentu od wykonanej operacji, a stałą kwotę. Zależy nam na pacjentach, nie zyskach szpitala – podkreśla. ©℗

opinia

Musimy dążyć do lepszego modelu

ikona lupy />
Małgorzata Gałązka-Sobotka, dziekan Centrum Kształcenia Podyplomowego oraz dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego / Materiały prasowe

Wprowadzenie przepisów, zgodnie z którymi oddziały chirurgii ogólnej nie mogłyby już wykonywać operacji ortopedycznych czy onkologicznych, jest jak najbardziej racjonalne. To zresztą wątek, który się przewija w dyskusjach od dłuższego czasu.

Dziś mamy do czynienia z rozproszeniem wysokospecjalistycznych świadczeń, co nie jest z korzyścią dla pacjentów. Taki model nie gwarantuje kompleksowej obsługi pacjenta, zapewniającej dobry efekt leczenia. Jest bowiem oferowana operacja przez zespół specjalistów, który przyjeżdża na zabiegi do szpitala raz czy dwa razy w miesiącu, ale rehabilitacja czy nadzór nad powikłaniami już nie, bo tego szpital nie gwarantuje. Tymczasem to model, do którego powinniśmy dążyć, tak jak to się dzieje na Zachodzie. To będzie z zyskiem dla chorych, ale i systemu. To model, który zapewni wysoką jakość leczenia. Obecny sprawia, że pacjent po zabiegu jest zostawiony sam sobie i ostatecznie zostaje zmuszony do korzystania ze świadczeń prywatnie. ©℗