Zdaniem ekspertów, lepiej nie wykreślać z projektu ustawy przepisu, w myśl którego 500 zł na dziecko wpływa na kryteria przyznawania innych świadczeń. Może to spowodować, że spadnie motywacja Polaków do pracy, a być może niektórzy nawet ją porzucą.
Skutki 500 złotych na dziecko
/
Dziennik Gazeta Prawna
Gabinet Beaty Szydło zamierza wykreślić z projektu ustawy przepis, zgodnie z którym świadczenie wychowawcze, czyli słynne już 500 zł na dziecko, byłoby uwzględniane przy przyznawaniu zasiłków z pomocy społecznej. Jak wynika z naszych informacji, resort rodziny, pracy i polityki społecznej zwrócił się do Ministerstwa Finansów, żeby dokonało odpowiednich zmian w projekcie budżetu na 2016 r., co oznacza zwiększenie wydatków o ponad 900 mln zł. Ministerstwo pytane przez DGP o możliwość takiej korekty odpowiedziało jedynie, że „prace nad ustawą o świadczeniach wychowawczych nie zostały jeszcze zakończone. Zatem nie ma rozstrzygnięć co do hipotetycznej wysokości skutków budżetowych, jakie miałyby się wiązać z przyjęciem rozwiązań w tym zakresie”. Decyzja w tej sprawie może zapaść na dzisiejszym posiedzeniu rządu, który będzie się zajmował projektem budżetu na 2016 r.
Gdyby wspomniane rozwiązanie faktycznie weszło w życie, oznaczałoby to, że świadczenie 500 zł na dziecko nie miałoby wpływu na uprawnienia do zasiłków z pomocy społecznej czy zasiłków rodzinnych. To oznacza dwie bardzo negatywne konsekwencje. Po pierwsze, znacząco zwiększyłyby się wydatki budżetowe. Obok wspomnianej korekty opiewającej na ponad 900 mln zł w 2016 r. w kolejnych latach konieczne byłoby znalezienie dodatkowych 2 mld zł rocznie. Co najmniej. – Jeśli 500 zł nie będzie wpływało na dochód będący podstawą do przyznawania świadczeń z pomocy społecznej, to – zwłaszcza w przypadku kobiet – będzie silnym bodźcem, by nie szukać pracy – uważa Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych.
Pojawi się grupa osób, którym bardziej będzie się opłacało brać 500 zł na dziecko i dodatkowe wsparcie pomoc z pomocy społecznej, niż pracować. Ustawa zamiast być rozwiązaniem prorodzinnym, stanie się socjalnym. Dzisiejsi odbiorcy świadczeń rodzinnych i z pomocy społecznej to grupa, której dochody i tak bardzo wzrosną po wprowadzeniu nowego świadczenia
Czteroosobowej rodzinie, w której jedno z rodziców zarabia 2 tys. zł, a drugie 1,3 tys., czyli łącznie 3,3 tys. zł, po wejściu w życie nowego rozwiązania będzie przysługiwało świadczenie wychowawcze na jedno dziecko, czyli ich dochód wzrośnie do 3800 zł. Nie dostaną 500 zł na pierwsze dziecko, tylko na drugie, bo ich dochód na osobę w rodzinie przekracza 800 zł. Ale jeśli w tej rodzinie rodzic zarabiający mniej zrezygnuje z pracy, to oprócz tysiąca złotych za pierwsze i kolejne dziecko zaczną też spełniać kryteria zarówno do zasiłku rodzinnego, jak i z pomocy społecznej. Dostaną stamtąd co najmniej 300 zł, o ile będą to tylko podstawowe typy tych świadczeń. Przy rozmaitych dodatkach może być to jeszcze więcej. To oznacza, że taka przykładowa
rodzina dostanie co najmniej tyle, ile dziś, a jeśli różnych form pomocy będzie sporo, może się zbliżać do 3800 zł, czyli tego, co dostałaby, gdyby oboje rodzice pracowali.
To może się okazać potężnym bodźcem, by część rodziców albo nie szukała pracy, albo ją nawet rzuciła, bo przy zawodach wynagradzanych niewysoko
praca będzie się niemal nie opłacać. – Skutki ilościowe dla rynku pracy trudno oszacować, ale można się spodziewać obniżonej aktywność zawodowej, zwłaszcza kobiet – podkreśla Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych.
Takie obawy mają też pracownicy miejskich ośrodków pomocy społecznej, z którymi rozmawialiśmy. A to z kolei może doprowadzić do sytuacji, w której puchnąć zaczną wydatki budżetowe na pomoc społeczną. Wówczas okaże się, że program, który miał pomagać rodzinom i zwiększyć dzietność, by w perspektywie wspierać gospodarkę, już na starcie ją obciąży.
O tym, że zwiększenie skali transferów socjalnych może zaszkodzić rynkowi pracy, jest przekonany Michał Myck, dyrektor Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA. – Negatywny wpływ na rynek pracy i tak może nastąpić, bez względu na to, czy dodatki wychowawcze będą wliczane do kryterium dochodowego przy przyznawaniu innych świadczeń, czy nie. W rodzinach z dwójką dzieci przy średnim dochodzie i jednej osobie pracującej dodatkowe 500 zł będzie działało demotywująco na niepracującego rodzica – jeszcze bardziej nie będzie mu się opłacało szukać pracy – uważa Myck.
Mniej zasiłków, mniejsza biurokracja
Branie pod uwagę dochodu ze świadczenia wychowawczego przy określaniu prawa do innych świadczeń może mieć jeszcze jeden skutek. Według Oceny Skutków Regulacji dołączonej do projektu ustawy koszty obsługi mają wynieść 2 proc. sumy wydanej na ten cel, czyli docelowo ponad 400 mln zł rocznie. Jeśli 500 zł na dziecko będzie wpływało na zmniejszanie innych świadczeń, to będą spadały ich koszty obsługi. – Będziemy mogli zająć się w większym stopniu pracą z podopiecznymi, a nie sprawdzaniem wniosków, jak teraz – usłyszeliśmy w jednym z ośrodków pomocy społecznej.
Z czasem może to prowadzić do uproszczenia systemu pomocy społecznej i zmniejszenia wydatków budżetowych na ten cel. W przeciwnym przypadku zakonserwowany zostanie obecny system, a wydatki zamiast spadać, zaczną rosnąć. Jak wynika z uzasadnienia do ustawy, wprowadzenie świadczenia wychowawczego ma zmniejszyć wydatki w innych typach pomocy państwa dla obywateli. Np. oznaczać ma zmniejszenie wydatków na pomoc społeczną o 411 mln zł, a na świadczenia rodzinne o 344 mln zł, na fundusz alimentacyjny o ponad 100 mln zł. Do tego dochodzą wydatki na stypendia szkolne, socjalne, ryczałt energetyczny czy dodatki mieszkaniowe. Te budżetowe oszczędności są możliwe, bo w rodzinach, do których trafi 500 zł, wzrośnie dochód, a jeśli będzie wyższy niż 514 zł na osobę, to stracą one prawo do zasiłków z pomocy społecznej, a jeśli ponad 674 – do świadczeń rodzinnych. Ale rodziny per saldo i tak otrzymają więcej niż dziś.
Możliwe kłopoty w budżecie
W 2016 r. oszczędności budżetu mają wynieść 955 mln zł. Ich brak może zwiększyć kłopoty ministra finansów ze spięciem przyszłorocznego i kolejnych budżetów. Możliwy brak 1 mld zł oszczędności na transferach społecznych to niejedyny potencjalny problem budżetu w przyszłym roku. Prognoza dochodów, zwłaszcza z VAT, może być zawyżona, bo jej podstawą jest szacunek 1,7-proc. inflacji. Ekonomiści sądzą, że będzie niższa, wyniesie około 1 proc. I już wcześniej, gdy projekt budżetu oparty na takim wskaźniku wzrostu cen przedstawiał rząd PO–PSL, alarmowali, że dochody mogą być w rzeczywistości niższe o blisko 4,9 mld zł. Prawdziwe problemy zaczną się w 2017 r. Po pierwsze znikną dochody jednorazowe, które zasilą państwową kasę w roku 2016 – wpływy z aukcji LTE (około 9 mld zł). Po drugie, rząd zapłaci pełny roczny koszt programu Rodzina 500 plus. Sam ocenia go na 20,5 mld zł. Po trzecie – ujawnią się dodatkowe koszty, jak efekty wprowadzenia wyższej kwoty wolnej. Gdyby podwyżka przeszła w wersji prezydenckiej – czyli kwota wolna wzrosłaby do około 8 tys. zł dla wszystkich – roczny ubytek we wpływach z PIT wynosiłby (według wyliczeń autorów projektu) około 8,7 mld zł.
W kolejce jest jeszcze obniżenie wieku emerytalnego (też prezydencki pomysł). Odwrócenie reformy emerytalnej poprzedniego rządu to koszt około 40 mld zł w ciągu pierwszych czterech lat.
Czym MF miałoby załatać tę dziurę? Jedyny pewnik to wpływy z podatków sektorowych. Teoretycznie z samych banków rząd miałby uzyskać około 7 mld zł rocznie (w przyszłym roku mniej ze względu na to, że podatki zaczną obowiązywać dopiero od lutego). Z wyliczeniami autorów projektu rozprawia się Komisja Nadzoru Finansowego, według której w pełnym roku obowiązywania ustawy podatek bankowy może przynieść zaledwie 4,3 mld zł.
Poza tym nie ma pewności, jak sektor bankowy zareaguje na nowe obciążenie. Jeśli rzeczywiście akcja kredytowa wyhamuje, a część banków wpadnie w straty i zostanie objęta postępowaniem naprawczym (MF chce, by w takich przypadkach banki były zwolnione z podatku) to wpływy byłyby jeszcze niższe.
Ministerstwo będzie się starało znaleźć pieniądze poprzez uszczelnienie systemu podatkowego, m.in. w VAT i w CIT. W podatku dochodowym od osób prawnych wypowiedziało właśnie wojnę stosowaniu cen transferowych. Już w przyszłym roku kontrole w tym zakresie mają być priorytetem. Resort zachęca do ujawniania takich praktyk, w zamian zamierza proponować 50-proc. ulgę w odsetkach od zaległości podatkowych.