Ministerstwo Zdrowia zarabia miliony na krwi pobieranej od krwiodawców, a zgodnie z przepisami, które planuje się wprowadzić, to przecież pracodawcy będą musieli zapłacić krwiodawcom za dodatkowy dzień, w którym nie wykonają powierzonych im obowiązków służbowych. Zwykli przedsiębiorcy mogą na tym tylko stracić - mówi Julian Aleksander Michaś, prezes Stowarzyszenia Honorowych Dawców Krwi RP.

ikona lupy />
Julian Aleksander Michaś prezes Stowarzyszenia Honorowych Dawców Krwi RP / Materiały prasowe
Najwytrwalszym honorowym dawcom w ciągu roku może przysługiwać w sumie 48 dni płatnego urlopu, jeśli uda się im oddać 25 l osocza. Dodatkowy dzień wolny przewiduje projekt ustawy o krwiodawstwie i krwiolecznictwie proponowany przez Ministerstwo Zdrowia. Czy takie rozwiązanie jest opłacalne dla przedsiębiorców?

Jako pracodawca zdaję sobie sprawę z tego, że będę przez to obarczony dodatkowymi kosztami. Niedawno dowiedziałem się o tym, że Ministerstwo Zdrowia zarabia miliony na krwi pobieranej od krwiodawców, a zgodnie z przepisami, które planuje się wprowadzić, to przecież pracodawcy będą musieli zapłacić krwiodawcom za dodatkowy dzień, w którym nie wykonają powierzonych im obowiązków służbowych. Zwykli przedsiębiorcy mogą na tym tylko stracić.

Według mnie ustawodawca powinien rozważyć, by można było ten drugi dzień wolny od pracy wpisać w koszty podatku w rozliczeniu rocznym, lub zastanowić się nad innym, podobnym rozwiązaniem, które można byłoby zastosować w takiej sytuacji.

Jak oceniają państwo wydłużenie czasu, w którym można oddać krew? Czy to sposób na podreperowanie budżetu?

Z perspektywy pracodawcy miałbym sporo zastrzeżeń co do zaproponowanych rozwiązań. W mojej ocenie ten projekt jest opracowywany pod przyszłych wyborców i ma znaczenie polityczne. Dotychczas za oddanie krwi przysługiwał jeden dzień wolny i w zupełności to wszystkim wystarczało. Teraz wychodzi na to, że jeśli dawca przyjdzie oddać krew w czwartek, to w piątek przysługuje mu płatny urlop. W ten sposób można mieć więcej długich weekendów, które mogą potrwać prawie cztery dni. Takie pomysły mogą być zupełnie irracjonalne dla wielu ludzi, którzy z różnych powodów (np. zdrowotnych – red.) nie mogą oddawać krwi, nawet jeśliby chcieli. Uważam, że honorowym dawcom bardziej przydałyby się lepsze gratyfikacje za oddawanie krwi. Zamiast ośmiu tabliczek wątpliwych w smaku wyrobów czekoladopodobnych Narodowe Centrum Krwi powinno wymyśleć inne sposoby na to, by docenić osoby, dzięki którym można pozyskać osocze. Pamiętam, że jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku, kiedy jechałem oddać krew, zawsze mogłem liczyć na to, że w szpitalu dostanę całkiem porządne śniadanie. Potem, w latach 90., dostawało się solidną kanapkę, słodycze i kawę. Jeszcze niedawno dawcom przysługiwał darmowy napój. Teraz nie ma już nawet tego.

Czują się państwo wykorzystywani, że dostają tylko kilka czekolad za oddane osocze, a Ministerstwo Zdrowia za odsprzedawanie go koncernom otrzymuje ogromne kwoty?

Podobno jedna z korporacji farmaceutycznych mocno lobbuje na polskim rynku za tym, by pozyskiwać od nas osocze. Pojawiały się nawet głosy za tym, by płacić dawcom za oddawanie krwi. Jeśli doszłoby do skomercjalizowania tego procederu, nie moglibyśmy się dalej nazywać honorowymi dawcami.

Oddając krew, odczuwam satysfakcję z tego, że mogę przyczynić się do uratowania komuś życia. Nie oczekuję nic w zamian, bo tak naprawdę nigdy nie wiadomo, czy kiedyś sam nie znajdę się w sytuacji, w której będę potrzebować krwi, którą oddał ktoś inny. ©℗

Rozmawiała Monika Piorun