Tak wynika z konsultacji społecznych projektu ustawy o zmianie ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oraz niektórych innych ustaw. Przypomnijmy, prezydencka propozycja dotyczy wprowadzenia do systemu zabezpieczenia społecznego stałego mechanizmu podwyższania wysokości rent i emerytur. Zgodnie z nią od 1 marca 2026 r. gwarantowana waloryzacja minimalnych świadczeń wyniosłaby nie mniej niż 150 zł.

Co to oznacza w praktyce? W przypadku gdy emeryt uzyska w wyniku waloryzacji podwyżkę emerytury przykładowo o:

1) 80 zł – wówczas dodatkowo otrzyma kwotę uzupełnienia podwyższenia emerytury w wysokości 70 zł;

2) 110 zł – wówczas dodatkowo otrzyma kwotę uzupełnienia podwyższenia w wysokości 40 zł;

3) 160 zł – wówczas nie otrzyma kwoty uzupełnienia podwyższenia emerytury (podwyżka emerytury będzie bowiem wyższa od kwoty minimalnego podwyższenia, tj. 150 zł).

Ustawowa minimalna waloryzacja – wyniki konsultacji społecznych

"Moim zdaniem kwota minimalnego podwyższenia emerytur o 150 zł jest ok, ale rząd powinien zastanowić się nad wprowadzeniem regulacji, aby najniższa emerytura w przyszłości wynosiła 50 proc. najniższego wynagrodzenia. Taka propozycja byłaby najbardziej adekwatna do cen, jakie aktualnie obowiązują w naszym kraju. Dzięki takiej zmianie emeryt mógłby godnie żyć. Gdyby najniższa emerytura wynosiła 50 proc. najniższego wynagrodzenia, wtedy można by zrezygnować z dodatków, jak trzynastka i czternastka" - komentuje jeden z respondentów.

Z kolei część uważa, że prezydencka propozycja to niewłaściwe rozwiązanie.

"Proponowana zasada kwotowej podwyżki świadczeń w kolejnych latach dla części świadczeniobiorców doprowadzi do ewidentnego spłaszczenia różnic między świadczeniami zwiększanymi kwotowo, a świadczeniami w średniej wysokości waloryzowanymi zgodnie z art. 88 ustawy o emeryturach i rentach, co spowoduje, że świadczenia te sukcesywnie będą stawać się świadczeniami minimalnymi. Jest to odejście od zasady proporcjonalności składek i świadczeń, o której mowa w art. 88 ustawy. Kwotowa podwyżka świadczeń dla części świadczeniobiorców osłabia, a wręcz niweluje zależność między wysokością składek a wysokością świadczenia" – twierdzi inna osoba, która brała udział w sejmowych konsultacjach. Retorycznie pyta, czy takie były założenia reformy emerytalnej z 1999 r.? Dodaje, że kwotowa podwyżka budzi poczucie niesprawiedliwości społecznej wśród osób, które od lat opłacały wyższe składki, a nierzadko także odprowadzały te składki przez ponad 40 i więcej lat, a nie tylko przez lata wymagane do przyznania minimalnej emerytury.

"Rozwiązanie to nie jest sprawiedliwe społecznie i nie mobilizuje do dłuższej pracy, aby mieć wyższe świadczenie, bo po co, skoro mniejszym nakładem sił i środków można otrzymać odpowiednio wysokie świadczenie. Osoby pobierające niskie świadczenia nierzadko, za ich zgodą, miały odprowadzane składki tylko od minimalnego wynagrodzenia, a nadwyżkę ponad to wynagrodzenie otrzymywały pod stołem, albo pracowały na czarno po okresie ubezpieczenia uprawniającym do świadczenia. I to ma być sprawiedliwość społeczna w demokratycznym państwie, czy sprawiedliwość jaka była w ustroju słusznie minionym?" – wskazuje.

Inni proponują, aby zamiast podnoszenia minimalnej emerytury wszystkim, zróżnicować ją w zależności od lat składkowych (np. 20-25-30-35 lat). "To sprawiłoby, że świadczenie minimalne byłoby wyższe dla osób realnie pracujących, a niższe dla tych, którzy nie odprowadzali składek. To rozwiązanie jest bardziej sprawiedliwe, zachęca do legalnej pracy, chroni najuboższych emerytów bez dewaluowania wartości wieloletniego stażu" – twierdzi kolejny komentujący.

Prezydencki projekt – niepotrzebne zmiany?

Zdaniem kolejnych respondentów wskazany problem można rozwiązać w ramach istniejących przepisów, bez tworzenia nowej ustawy. Obecny system waloryzacji już daje narzędzia do podwyższania najniższych świadczeń - w tym waloryzację procentową, gwarancję minimalnej emerytury oraz mechanizm dodatkowych świadczeń rocznych. "Podwyższenia kwotowe były wielokrotnie stosowane incydentalnie i mogą być stosowane nadal decyzją ustawodawcy bez wprowadzania sztywnego, kosztownego i trudnego do sfinansowania mechanizmu. Innymi słowy: cel można osiągnąć w ramach obecnego prawa, elastycznie i bez generowania stałych obciążeń budżetowych" – uważa następny komentujący.

Zwracają także uwagę na niedostateczną ocenę skutków regulacji.

"Ocena skutków finansowych jest niewiarygodna i niepełna. Projekt zakłada miliardowe koszty, wskazując, że zostaną one pokryte z dochodów wynikających z inflacji, co nie jest żadnym stabilnym źródłem finansowania. Brakuje rzetelnych symulacji wieloletnich, analizy ryzyka spowolnienia gospodarczego oraz wpływu na deficyt i dług publiczny. Nie wskazano trwałych źródeł pokrycia wydatków, a oparcie mechanizmu na przyszłej inflacji jest w praktyce zabiegiem czysto politycznym. Ocena skutków finansowych została przedstawiona w sposób nieprofesjonalny i nie spełnia standardów rzetelnej legislacji" - podkreśla jeden z respondentów.

Podobnie uważają inni.

"Przedstawiona w projekcie ocena skutków finansowych jest niewystarczająca i nie uwzględnia wszystkich potencjalnych konsekwencji proponowanej zmiany. Projekt koncentruje się wyłącznie na bezpośrednim wzroście minimalnych emerytur, nie analizując wpływu na osoby pobierające świadczenia nieco wyższe od minimalnych, ani efektu spłaszczenia świadczeń. Brakuje także szczegółowej analizy kosztów długoterminowych dla budżetu państwa, w tym możliwości konieczności kolejnych podwyżek minimalnych świadczeń w przyszłości. Ponadto, projekt nie uwzględnia pośrednich skutków dla systemu ubezpieczeń społecznych, instytucji wypłacających świadczenia ani dla wydatków na świadczenia socjalne i dodatki wspierające osoby najuboższe. W konsekwencji rzeczywisty wpływ finansowy ustawy może być wyższy niż przewidywany w projekcie" – dodaje następny komentujący.