Chcesz przyspieszyć z rozwojem firmy i zostawić konkurencję na pobitym polu? Postaw na nowoczesną edukację zawodową, na współpracę biznesu ze szkołami i z uczelniami. Bo wysoko wykwalifikowany pracownik, prawdziwy fachowiec – był, jest i będzie na wagę złota.

dr hab. Paweł Poszytek, dyrektor generalny Fundacji Rozwoju Systemu Edukacji
Marek Zając, ekspert FRSE
Na progu XXI w. furorę wzbudzały teorie, że już wkrótce sztuczna inteligencja zastąpi pracującego człowieka. I chociaż niektóre zmiany w tym kierunku na skutek pandemii przyspieszyły – dziś nie ma wątpliwości, że w wielu obszarach ludzie jeszcze długo, a może wręcz zawsze będą niezastąpieni. Kai-Fu Lee, lider biznesu i informatyk, autor książki „Inteligencja sztuczna, rewolucja prawdziwa”, wskazuje trzy grupy zawodów, z których maszyny nie tak łatwo wyprą ludzi. Pierwsza wiąże się ze skomplikowanymi zadaniami manualnymi; można tu wymienić fryzjerów, stolarzy, kucharzy, spawaczy czy florystki. Druga to zawody, w których liczy się kontakt człowieka z człowiekiem. Przykładem są nauczyciele albo branża medyczno -opiekuńcza, czyli lekarze, pielęgniarki, fizjoterapeuci, opiekunki seniorów itd. Oczywiście medycy będą stosowali sztuczną inteligencję do diagnozowania, ale osobista troska o pacjenta to nie jest zadanie dla maszyn. Ostatnia grupa wiąże się z programowaniem i obsługą algorytmów AI, budową systemów informatycznych i rozwijaniem technologii cyfrowych. Tu też impuls wychodzi od człowieka.
Zresztą akurat w Polsce popełniono inny fatalny błąd co do wizji przyszłości. W latach 90. minionego wieku, gdy przechodziliśmy gwałtowną transformację, przemysł i fachowców z branż technicznych uznano za relikt przeszłości. Dominowało naiwne przekonanie, że do rozwoju naszego kraju wystarczy wydajny i tani sektor usług. W efekcie lekceważono znaczenie szkół zawodowych i techników, pogorszyło się ich społeczne postrzeganie. Ale gospodarka wraz z niewidzialną ręką rynku brutalnie zweryfikowały tamte mrzonki.

Klucz do stabilności

Niestety, fatalne skutki tamtych decyzji odczuwamy do dziś. Prognoza Światowego Forum Ekonomicznego nie pozostawia złudzeń: do 2025 r. na polskim rynku pracy zabraknie minimum półtora miliona wykwalifikowanych pracowników. Z kolei „Barometr zawodów 2022”, opracowany na zlecenie Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej, wymienia kilkadziesiąt zawodów deficytowych na rynku pracy. Szczególnie trudną sytuację przeżywa branża budowlana, stanowiąca dla gospodarki jedno z kół zamachowych, gdzie występuje dotkliwy brak betoniarzy, zbrojarzy, brukarzy, cieśli, dekarzy, blacharzy, monterów instalacji, murarzy, tynkarzy i… długo by jeszcze wymieniać. Z deficytem rąk do pracy mierzą się też m.in. wspomniana branża medyczno-opiekuńcza, produkcyjna (elektrycy, elektromechanicy, stolarze, spawacze, ślusarze) i… edukacja zawodowa.
Tymczasem to właśnie nowoczesne i skuteczne kształcenie branżowe jest kluczem do stabilnego rozwoju gospodarczego. Często za wzór pod tym względem stawia się Szwajcarię i Niemcy. Niedawno w pierwszym z tych krajów na billboardach pojawiła się kampania społeczna pod wiele mówiącym hasłem, że w Szwajcarii wcale nie potrzebujemy wyłącznie… bankierów.
W Niemczech już w 1969 r. przyjęto ustawę, która odpowiedzialność za edukację zawodową podzieliła między państwo a przedsiębiorców. Gdy jednak bliżej się przyjrzymy, jak u naszych zachodnich sąsiadów wygląda kształcenie dualne, to wyraźnie widać, że firmy mają wręcz pierwszeństwo. Uczeń spędza w szkole zaledwie jeden, dwa dni w tygodniu; a trzy, cztery – w zakładzie pracy. Nacisk kładzie się na naukę stricte praktyczną, pod okiem fachowców wskazanych przez przedsiębiorcę. Młody człowiek jest nie tyle uczniem, ile stażystą, początkującym pracownikiem. Jest traktowany jako ważna część zespołu, wykonuje odpowiedzialne zadania i otrzymuje miesięczne wynagrodzenie. Niemieckie Izby Przemysłowo-Handlowe układają szczegółowe programy nauczania, obejmujące niemal 300 zawodów, skoncentrowane na umiejętnościach wymaganych na rynku pracy i aktualizowane względem zmieniających się potrzeb. Pro bono przeprowadzają też egzaminy z udziałem ponad 150 tys. egzaminatorów, monitorując dalszą karierę zawodową absolwentów. Robią to wszystko, bo doskonale wiedzą, że długofalowo to po prostu się opłaca.
Ten maksymalnie praktyczny i elastyczny system nauczania powszechnie uważa się za jedną z kluczowych przyczyn, które pozwoliły Niemcom bez wstrząsów przetrwać kryzys ekonomiczny 2008 r. i skutkują niskim bezrobociem wśród młodych Niemców. Nic dziwnego, że we wrześniu 2020 r. Rada Europejska wyznaczyła jako cel dla państw UE, aby do 2025 r. odsetek absolwentów kształcenia zawodowego odbywających w trakcie nauki praktyki zakładowe wynosił minimum 60 proc.

Brak kooperacji

Co na to polski biznes? W badaniach przeprowadzonych przez Fundację Rozwoju Systemu Edukacji szczególnie istotny był wniosek generalny – większość ankietowanych firm polskich nie współpracowała z sektorem edukacji. Ale firmy, które zdecydowały się na taki krok – w większości były zadowolone z efektów.
Co do postulatów, to polscy przedsiębiorcy okazują się niemal jednomyślni. Zgodnie stwierdzają, że współpracę z sektorem edukacji poprawiłyby zmiany systemowe, przede wszystkim ułatwienia i uregulowania prawne (94 proc.). Liczą też na dodatkowe wsparcie finansowe dla przedsiębiorców prowadzących kształcenie praktyczne (93 proc.). Aż 92 proc. wskazuje potrzebę bliższej współpracy z pracodawcami ze strony sektora edukacji, zwłaszcza w kierunku opracowywania programów nauczania.
W tym kierunku idą też realizowane od kilku lat plany i działania Ministerstwa Edukacji i Nauki. Podstawą zreformowanego szkolnictwa zawodowego stała się współpraca z przedsiębiorcami i organizacjami branżowymi, które zyskały wpływ m.in. na ofertę edukacyjną i inicjowanie kształcenia w konkretnych, potrzebnych na rynku zawodach. W szerszym kontekście chodzi też o odbudowanie w szkolnictwie branżowym relacji uczeń–mistrz.
Z innych badań FRSE wynika, że obok konkretnych umiejętności branżowych, a także matematycznych i cyfrowych, dla przedsiębiorców znaczenie u młodych pracowników mają też kompetencje miękkie, społeczne – zdolności komunikacyjne, umiejętność współpracy w grupie i gotowość do uczenia się.
Unikalną szansą na ich pozyskanie i szlifowanie są zagraniczne wymiany i staże zawodowe finansowane z pieniędzy unijnych, z których zresztą Polacy korzystają coraz częściej. Liczba uczestników tych mobilności wzrosła z 5,5 tys. w 2007 r. do ponad 23 tys. w 2019 r. Ale to wciąż olbrzymi potencjał do wykorzystania, by wspomnieć tylko o podwojonym przez Komisję Europejską budżecie programu Erasmus+ na lata 2021–2027. Wbrew stereotypowym wyobrażeniom z tych 28 mld euro mogą skorzystać nie tylko ludzie młodzi, nie tylko szkoły i uczelnie. Erasmus+ jest adresowany do wszystkich grup wiekowych i różnorodnych kategorii beneficjentów; także firmy i przedsiębiorcy mogą naprawdę sporo zyskać.

Patrzeć, myśleć i wdrażać

Praktyka, praktyka i jeszcze raz praktyka – to hasło musi przyświecać wszystkim działaniom w obszarze edukacji zawodowej. Oczywiście w Polsce wciąż zbieramy doświadczenia; odbudowujemy system, który w innych krajach ma o wiele dłuższą tradycję i mocniejsze zaplecze finansowe. Jednak wśród niektórych przedsiębiorców wciąż pokutuje myślenie biznesowo płytkie i krótkofalowe: szybko pozyskać taniego, przeciętnego pracownika, zamiast zainwestować w wykształcenie fachowca. Oporów i barier medialnych nie brakuje też w szkolnictwie. Dlatego też Rada Ministrów przyjęła przygotowany przez resort edukacji „Plan działań w zakresie kształcenia i szkolenia zawodowego na lata 2022–2025”, w którym wiele miejsca poświęcono wyzwaniom przyszłości związanym z nowymi technologiami i cyfryzacją. Co jednak znamienne, w dokumencie tym zapisano także organizację w Gdańsku europejskiego konkursu umiejętności zawodowych EuroSkills 2023. Dlaczego to aż tak ważne?
Kto chce zrozumieć, jak wygląda skuteczna edukacja branżowa przyszłości, powinien odwiedzić konkursy WorldSkills i EuroSkills, nazywane bez cienia przesady igrzyskami olimpijskimi umiejętności zawodowych. To najbardziej prestiżowe i największe na świecie wydarzenia tego typu, w których zawodnicy występują w kilkudziesięciu konkurencjach – od najnowszych technologii komputerowych przez robotykę po zawody tradycyjne, takie jak gotowanie, murarstwo i stolarka. Latami i miesiącami trenują pod okiem czołowych fachowców w swoich branżach, na sprzęcie wartym czasem setki tysięcy euro. Sponsorami są największe globalne koncerny, które podczas WorldSkills (mistrzostwa świata) i EuroSkills (mistrzostwa Europy) wyławiają najlepszych młodych specjalistów.
Jak reklama jest dźwignią handlu, tak WorldSkills i EuroSkills są też doskonałym narzędziem popularyzacji kształcenia zawodowego wśród uczniów i studentów. Oklaskiwani przez kibiców, wspierani przez trenerów i sponsorów młodzi zawodnicy rywalizują z najlepszymi z najlepszych w widowiskowych konkurencjach, by zdobyć medal i wymarzoną pracę. To potężna inspiracja i motywacja dla ich koleżanek i kolegów.
I ostatnia kwestia: zawody WorldSkills i EuroSkills są skuteczną odpowiedzią na aktualne potrzeby rynku pracy. Tym samym budują konkurencyjną i innowacyjną gospodarkę. Z badań i raportu przygotowanych dla brytyjskiego WorldSkillsa (2021) wynika, że wysoko wykwalifikowani młodzi ludzie są chętniej zatrudniani i rocznie zarabiają średnio aż o 14 tys. funtów więcej niż rówieśnicy. Co jednak ciekawsze i ważniejsze, inwestycja w zawody WorldSkills – czyli de facto w edukację zawodową na mistrzowskim poziomie – zwraca się brytyjskim podatnikom z imponującym naddatkiem. Każdy przekazany przez departament edukacji funt przynosi nawet 4,50 funta dzięki dodatkowym zyskom i rozwojowi poszczególnych branż.
Pytanie retoryczne: kto z nas pogardziłby tak imponującym zwrotem z inwestycji?
ikona lupy />
fot. materiały prasowe