Do rynkowych trudności spowodowanych rosnącymi cenami energii i surowców wkrótce mogą dołączyć kolejne, związane z dostępem do podstawowych substancji i półproduktów. Wszystko za sprawą rozpatrywanych na forum UE zmian regulacyjnych.

Katarzyna Byczkowska, dyrektorka zarządzająca BASF Polska
Niewielu zdaje sobie w Polsce sprawę, że przed całym przemysłem stoi gigantyczne wyzwanie, jakim będzie realizacja unijnej Strategii w zakresie chemikaliów na rzecz zrównoważoności (dalej CSS). To wzbudzający emocje w całej Europie zestaw propozycji zmian unijnych rozporządzeń, m.in. REACH i CLP. Ostateczny kształt regulacji nie został jeszcze przesądzony, a negocjacje pomiędzy państwami członkowskimi właśnie wkraczają w decydującą fazę. W Polsce to temat jeszcze niedoceniany, ponieważ myśląc o Zielonym Ładzie, skupiamy się głównie na reformie systemu uprawnień do emisji CO2 (EU ETS) albo tzw. podatku granicznym (CBAM). Tymczasem zmiany na rynku chemikaliów to nie tylko sprawa branży chemicznej, ale wszystkich naszych partnerów biznesowych i klientów. Bez przewidywalnego harmonogramu zmian i refleksji nad wpływem tych zmian na krajową gospodarkę możemy utracić dostęp do ponad 12 tys. ważnych substancji chemicznych.

Koniec chemii, jaką znamy

Tylko dawka sprawia, że dana substancja jest trucizną – to znana już od XV w. i akceptowana przez toksykologów na całym świecie zasada, która już wkrótce może przestać obowiązywać w Europie. To konsekwencja planowanego przez Brukselę znacznego rozszerzenia w rozporządzeniu REACH ogólnego podejścia do zarządzania ryzykiem (ang. generic risk approach – GRA), czyli de facto wycofania z rynku substancji na podstawie ich właściwości swoistych (bez analizy stwarzanego przez nie w konkretnych okolicznościach i dawce ryzyka). To wyjątkowe podejście obowiązuje już w prawie chemicznym, ale wyłącznie w odniesieniu do wąskiej grupy substancji (np. rakotwórczych) i adresowane jest tylko do najbardziej wrażliwej grupy odbiorców, czyli niedoświadczonych w obchodzeniu się z chemikaliami konsumentów. Rozszerzenie podejścia na nowe klasy substancji oraz produkty wykorzystywane przez profesjonalistów (tj. osoby na co dzień pracujące z chemikaliami i odpowiednio przed nimi chronione) to prawdziwa rewolucja. Dla większości substancji udało się bowiem w toku badań wskazać bezpieczne progi ich stosowania. Właśnie wiedza i kontrola ryzyka pozwalały nam do tej pory korzystać z dobrodziejstw ważnych np. dla budownictwa albo motoryzacji produktów chemicznych bez negatywnych konsekwencji ich stosowania dla zdrowia człowieka. Dopuszczenie do obrotu substancji potencjalnie niebezpiecznych ma być według założeń Komisji Europejskiej możliwe tylko na zasadzie wąskich wyjątków tam, gdzie okaże się to „niezbędne”. Nie jest jednak jeszcze jasne, kto i w jakich okolicznościach będzie ową niezbędność stwierdzał. Tymczasem dla wielu profesjonalistów korzystających z chemii ograniczenie dostępu do substancji oznacza odebranie im narzędzi pracy. Z opublikowanego przez Europejską Radę Przemysłu Chemicznego (Cefic) w grudniu 2021 r. raportu wynika, że tylko wprowadzenie nowych klas zagrożenia i rozszerzenie ogólnego podejścia do zarządzania ryzykiem może objąć swoim zasięgiem ok. 12 tys. substancji chemicznych. Nawet jeśli weźmiemy poprawkę na niepewności związane z przyszłym wynikiem szczegółowych negocjacji, dotkną one około jedną trzecią portfolio europejskiej chemii. Odejmując od równania możliwość skorzystania z derogacji i wykorzystanie znanych (choć zazwyczaj droższych) alternatyw, okazuje się, że europejski przemysł chemiczny może stracić nawet 12 proc. swojej dzisiejszej sprzedaży. Przedsiębiorcy proponują, aby zamiast usuwania z rynku całych kategorii substancji skupić się np. na ustanowieniu obowiązujących w całej UE jednolitych limitów dopuszczalnych wartości narażenia dla poszczególnych zawodów. Dziś poziomy te, bez żadnego uzasadnienia, są często różne w poszczególnych państwach członkowskich. Innym rozwiązaniem mogłoby być objęcie unijnymi przepisami bhp także osób samozatrudnionych, które dzisiaj nie są zobligowane do ich przestrzegania. Trudność w zastępowaniu z łatwością wycofywanych regulacyjnie substancji nie polega „tylko” na ich koszcie. Zamieniając choćby kilka elementów składu, otrzymujemy zupełnie nowy produkt, nie zawsze spełniający swoją funkcję. Wreszcie bardzo często, według aktualnego stanu wiedzy, nie znamy innych sposobów produkcji niektórych materiałów lub wyrobów.

Lepsze wrogiem dobrego

Komisja Europejska zapowiedziała w CSS również wprowadzenie do rozporządzenia CLP nowych klas zagrożeń, m.in. dla substancji zaburzających funkcjonowanie układu hormonalnego (ED), substancji trwałych, wykazujących zdolność do bioakumulacji i toksycznych (PBT/vPvB) oraz substancji trwałych w środowisku, mobilnych w środowisku wodnym i toksycznych (PMT/vPvM). Tymczasem dla wysoce ujednoliconego na całym świecie języka oceny bezpieczeństwa chemicznego i znanych nam z opakowań etykiet informacyjnych oznaczałoby to spore trudności w porozumiewaniu się pomiędzy partnerami biznesowymi, dodatkowe koszty i obowiązki. Polscy przedsiębiorcy handlujący z dostawcami lub klientami np. w Azji lub obu Amerykach zostaliby w ten sposób zmuszeni do funkcjonowania w dwóch równoległych rzeczywistościach. To z kolei może zniechęcić ich partnerów i skierować uwagę na dostawców spoza Europy. Dlatego część państw członkowskich uważa, że nowe klasy zagrożenia powinny zostać przyjęte, ale najpierw na poziomie globalnym. Dopiero po wprowadzeniu zmian w Globalnie zharmonizowanym systemie (GHS ONZ) mogłyby zostać z powodzeniem ujęte w rozporządzeniu CLP (ale nie odwrotnie).

Część propozycji zmierza w dobrym kierunku

Trzeba przyznać, że obowiązujące od kilkunastu lat przepisy w zakresie zarządzania chemikaliami nie były poddawane do tej pory większym zmianom i część z nich wymaga rewizji. Z pewnością dotyczy to m.in. kontroli substancji importowanych z państw trzecich. Analizy Europejskiej Agencji Chemikaliów wykazują bowiem, że aż 90 proc. przypadków niedostosowania do obowiązujących w Europie przepisów dotyczy substancji sprowadzonych na nasz rynek spoza UE i kupowanych np. za pośrednictwem platform internetowych. Pozytywnie należy ocenić też propozycję wzmocnienia współpracy pomiędzy unijnymi agencjami ECHA, EFSA i EMA w zakresie procedur oceny substancji w myśl zasady „jedna substancja, jedna ocena”. Płynny przepływ informacji i niepowielanie wykonanej wcześniej przez inny urząd pracy może znacząco ułatwić wprowadzanie na rynek coraz bardziej zrównoważonych i innowacyjnych produktów.

Polska chemia to fundament całej gospodarki

W 2021 r. polski przemysł chemiczny został oficjalnie uznany za fundamentalną dla rozwoju krajowej gospodarki branżę w przyjętym przez ówczesne Ministerstwo Rozwoju, Pracy i Technologii dokumencie Polityka przemysłowa Polski. W samym centrum pandemicznego kryzysu, według danych za 2020 r., wartość produkcji sprzedanej polskiej chemii wynosiła 253,8 mld zł. To według tych samych danych trzeci największy pracodawca przemysłowy w kraju. Utrzymując aż 323 tys. miejsc pracy, wyprzedzamy pod tym względem lecz także górnictwo, ale również branże meblarską i motoryzacyjną. Chemia w Polsce to bowiem nie tylko przychodząca większości na myśl chemia masowa (tworzywa sztuczne, nawozy i gazy techniczne), ale też silne w naszym kraju przetwórstwo (np. produkcja farb, lakierów czy klejów) i będąca naszą domową codziennością chemia niskotonażowa (np. farmaceutyki, kosmetyki albo detergenty). Chemia to doskonały przykład wkładu naszych przedsiębiorstw w budowanie nowoczesnej gospodarki opartej na wiedzy i innowacjach. Duża część surowców i półproduktów jest bowiem do nas sprowadzana w celu dalszego przetworzenia lub eksportu bardziej zaawansowanych produktów za granicę. Korzystne saldo handlowe z zagranicą to tylko kolejny z wielu dowodów na to, że polski przemysł chemiczny powinien zostać wysłuchany, gdy jego konkurencyjność może być zagrożona.
ikona lupy />
Fot. materiały prasowe