Mieli zmienić branżę, aby przetrwać kryzys. Przerobienie restauracji na szwalnię i siłowni na warsztat okazało się jednak zadaniem ponad biznesowe siły małych i średnich firm.

Mikro, małych i średnich firm działa w Polsce 2,15 mln – tak wynika z „Raportu o stanie sektora małych i średnich przedsiębiorstw w Polsce 2020” Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Przeważają mikrofirmy zatrudniające do 10 osób (96,7 proc. wszystkich przedsiębiorstw zaliczanych do MSP). Małych (do 50 pracowników) i średnich (do 250) jest zdecydowanie mniej (odpowiednio 52,7 tys. i 15,2 tys.). A to one w dużej mierze są kołem zamachowym gospodarki. To także one najbardziej cierpią z powodu covidowych obostrzeń i ograniczeń.
W kwietniu 2020 r., w pierwszym szczycie pandemii, PwC przeprowadziła badania na temat sytuacji płynnościowej polskich firm i skali spodziewanych trudności związanych z COVID-19. Na kanwie rozmów i analiz powstał raport „Polski mikro, mały i średni biznes w obliczu pandemii COVID-19. Przychody, płynność i reakcje na wstrząs”. Wynika z niego, że ponad jedna trzecia polskich firm w miesiąc po wprowadzeniu pierwszego lockdownu odnotowała przekraczający 50 proc. spadek przychodów rok do roku. Najbardziej ucierpiały najmniejsze.
Pytani o źródła trudności przedsiębiorcy mówili na ogół o spadku popytu, zakłóceniach w łańcuchu dostaw oraz o problemach z pracownikami, którzy musieli zaopiekować się dziećmi, a także chorowali i bywali kierowani na kwarantannę. MSP próbowały temu zaradzić. Zwykle ograniczały działalność (głównie w przemyśle – w 73,8 proc. przedsiębiorstw, i w budownictwie – 66,7 proc.) albo ją wstrzymywały (34 proc. przedsiębiorstw sektora usług konsumenckich). Wprowadzano też mniej dolegliwe rozwiązania i dla firmy, i dla pracowników: zwiększenie lub rozpoczęcie sprzedaży online czy wprowadzenie pracy zdalnej. Pozwoliło to na ograniczenie kosztów, utrzymanie zatrudnienia i ustabilizowanie płynności finansowej.
MSP już oswoiły się z koronawirusem i nie planują przebranżowienia. Chyba że to, które wyniknie ze zmiany przyzwyczajeń klientów
W pierwszej fali pandemii niewielki odsetek zdecydował się na przebranżowienie działalności. Tylko co dziesiąta firma z sektora handlowego odważyła się na ten krok, np. rozpoczęcie produkcji. Najbardziej oporny był przemysł – jedynie 6,6 proc. przedsiębiorstw postanowiło się przeprofilować.
Tak było ponad rok temu. Aktualnych statystyk brak. Zapytana o nie Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości prosi o ponowny kontakt jesienią, kiedy opublikuje raport na temat kondycji poszczególnych branż polskiej gospodarki, ale nie daje gwarancji, że będzie tam cokolwiek na temat przebranżawiania się przedsiębiorstw.
Brakuje wiarygodnych liczb, ale i o konkretne przykłady firm trudno.
– Nie znamy takich przykładów. Żaden z naszych członków nie zgłaszał nam przebranżowienia – informuje Joanna Chilicka z Polskiej Izby Handlu.
Trudna zmiana
Jak definiować przebranżowienie? Może ono występować na trzech poziomach. – Pierwszy to przeniesienie bieżącej działalności z offline (działalności stacjonarnej) do online. Kolejna możliwość to zmiana modelu biznesowego. Tutaj doskonałym przykładem są franczyzy, które powstały w trakcie lockdownów oraz po zniesieniu obostrzeń. Niektórzy przedsiębiorcy zobaczyli w tym modelu szansę wzmocnienia marki i wyskalowanie działalności firmy. Ostatnia, najbardziej radykalna zmiana, to całkowite porzucenie dotychczasowej branży w związku z brakiem opłacalności dalszego funkcjonowania w niej i odnalezienie szansy w innych obszarach rynkowych. To tak naprawdę oznacza budowanie biznesu od początku – mówi Olga Zelent, ekspertka Business Center Club ds. transformacji cyfrowej i rozwoju biznesu.
Kto sobie z tym poradził? Firmy doradcze, bankowość, ubezpieczenia oraz wszelkie branże dostarczające klientom produkty materialne. Tyle że mówimy raczej o zmianie sposobu świadczenia usług, a nie zmianie branży, co sugerowali politycy.
Restaurator nie uszyje maseczek
– Mówienie o przebranżowieniu w kontekście COVID-19 nie jest najszczęśliwszym terminem – zaczyna naszą rozmowę Adam Abramowicz, rzecznik małych i średnich przedsiębiorstw. Zgadza się, że firmom podejmowanie takich decyzji przychodziło z najwyższym trudem. Miały za dużo do stracenia – zdobyte doświadczenie, długo budowaną markę, ugruntowane relacje z klientami – a za mało do zyskania. Państwowa pomoc na przeprofilowanie działalności częściej sprowadzała się do słów i gestów niż realnych czynów.
– Przedsiębiorcy źle przyjęli rady niektórych polityków, aby zamykali siłownie i otwierali produkcję szpitalnych łóżek. Traktowali je jak policzek. I mieli rację. Przecież nie można z dnia na dzień pozbyć się budowanych latami firm, aby zainwestować w nowy biznes. Nie ma sensu, by restaurator zmieniał całą koncepcję swojej działalności i zaczął np. szyć maseczki, gdyż takie przebranżowienie zajmuje sporo czasu, nie mówiąc już o kosztach. Dlatego nieustannie apelowałem o szybkie otwarcie gospodarki i realne rekompensaty dla wszystkich poszkodowanych firm za okres zamknięcia. Nie słyszałem o wielu firmach, które zmieniły profil działalności; raczej starały się przetrwać blokadę na otrzymanych od rządu rekompensatach albo na oszczędnościach czy pożyczonych środkach – kontynuuje Abramowicz.
Organizacje pracodawców są podobnego zdania.
– Nie mamy badań, które w jednoznaczny sposób pozwoliłyby nam odpowiedzieć na pytania dotyczące firm, chcących się przebranżowić – informuje Danuta Dobrzyńska-Schimmer z Lewiatana.
BCC nie potrafi wskazać konkretnych przykładów firm, które przeszły udaną metamorfozę biznesową. Ekspertka zaznacza natomiast, że nie wszystkie branże dotknięte pocovidowym kryzysem miały szansę przekształcenia działalności na online’ową bądź świadczoną na odległość.
– Sugerowanie im takiego rozwiązania jako możliwości jest nietrafione. Ci ludzie często pracowali w danym obszarze latami, czasami przez całe życie. Radzenie im przebranżowienia nie jest konstruktywne. To jest cały proces, do którego należy być doskonale przygotowanym. W momencie, kiedy bez winy przedsiębiorcy regulacje państwowe uniemożliwiają dalsze funkcjonowanie firmy, państwo powinno się zobowiązać do wsparcia takiego przebranżowienia. To jednak również nie wystarczy. Postawiony w wymuszonej sytuacji przedsiębiorca powinien mieć czas i wsparcie już w procesie poszukiwania swojego nowego miejsca – dodaje Olga Zelent.
Nie chodzi nawet o wsparcie finansowe – bardziej o usługi doradcze i mentoringowe poparte badaniami rynku oraz potrzeb konsumentów.
Powiedzmy wprost: totalna zmiana profilu firmy wymaga czasu (a na kryzys trzeba było reagować natychmiastowo), nakładów finansowych (a wiele firm notowało ogromne spadki obrotów i walczyło, aby nie znaleźć się pod kreską oraz nie ogłosić upadłości) oraz zmiany strategii biznesowej, która powinna być skutkiem refleksji, a nie gwałtownego impulsu. Przebranżowienie to proces, który powinien być poprzedzony dogłębną analizą rynku i przemyślanymi poszukiwaniami niszy rynkowej.
Dużo łatwiej wskazać ofiary pandemii wśród przedsiębiorstw niż beneficjentów kryzysu, którzy kompleksowo przebudowali działalność i skorzystali na lockdownach. – Analizując dane o deklarowanym rodzaju prowadzonej działalności gospodarczej między połową 2019 r. a połową 2021 r., widać, że najwięcej ubyło firm prowadzących działalność rozrywkową i rekreacyjną, świadczących usługi transportu pasażerskiego, organizatorów turystyki i taksówek. Są też mniej oczywiste ofiary pandemii, np. szkoły policealne, których liczba w ciągu dwóch lat zmniejszyła się aż o przeszło 17 proc. Natomiast najwięcej przybyło firm produkujących energię, tworzących oprogramowanie, wykonawców wykończeniowych robót budowlanych oraz biznesów prowadzących administracyjną obsługę biura – wylicza Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich. Zastrzega, że trudno powiedzieć, za jaką część z tej zmiany odpowiadają podmioty przebranżowione, a w jakim stopniu firmy zupełnie nowe.
Inne podmioty reprezentujące biznes równie ostrożnie podchodzą do kwestii przebranżawiania. Zdaniem Federacji Przedsiębiorców Polskich jego skala wśród polskich firm była nie tak duża, jak można się było spodziewać. Ogólnopolska Federacja Przedsiębiorców i Pracodawców (Przedsiębiorcy.pl) potwierdza natomiast, że większość znanych jej podmiotów gospodarczych pozostała przy działaniu w swoich branżach. Głównie z powodów natury organizacyjnej i prawnej.
– Wiele z tych podmiotów ma jasno określone w rejestrze sądowym rodzaje prowadzonej działalności, a w ich ramach często udzielone konkretne koncesje lub zezwolenia. Tym samym zmuszeni byli do kontynuacji swojego core businessu. Dotyczyło to np. branż gastronomicznej, hotelarskiej, eventowej, ale również przedsiębiorców, którzy świadczyli konkretne usługi, takie jak np. księgowe, finansowe, prawne. Wiele podmiotów gospodarczych miało ponadto daleko idące obawy przed dokonaniem zmiany przedmiotu działalności, co motywowali ryzykiem nieotrzymania pomocy z tarczy antykryzysowej. Początkowo środki finansowe przyznawane w ramach tarcz uzależnione były od prowadzenia konkretnej działalności gospodarczej – przypomina Piotr Podgórski, radca prawny, członek zarządu organizacji Przedsiębiorcy.pl.
Poza tym wiele przedsiębiorstw to firmy rodzinne, prowadzone z pokolenia na pokolenie, gdzie nie tak łatwo o zmianę profilu. W dodatku wspomniane biznesy to często bardzo zaawansowane parki maszynowe, więc o przestawieniu produkcji na inne tory nie może być mowy. To logistycznie zbyt skomplikowane.
Może mali przedsiębiorcy swobodniej przeskakiwaliby z jednej gałęzi gospodarki na drugą, gdyby pomoc rządowa była wystarczająca? – zastanawiają się eksperci. Jedno jest pewne: woleli siedzieć i pilnować zajmowanej gałęzi, byle z niej nie spaść.
– Przedsiębiorcy byli zawiedzeni oferowaną pomocą, która początkowo uzależniana była od widniejącego w rejestrze PKD, a nie od rzeczywiście prowadzonej przez nich działalności gospodarczej – zauważa Podgórski. Struga pieniędzy na przebranżowienie popłynęła do firm, ale w ramach tzw. funduszowej tarczy antykryzysowej. Na pomoc przedsiębiorcom skierowano po prostu środki z funduszy europejskich.
– Stawiano głównie na instrumenty miękkie, takie jak indywidualne konsultacje i doradztwo w zakresie zmiany profilu działalności. Większe środki na wsparcie w przebranżowieniu przewidziane są w ramach Krajowego Planu Odbudowy, których uruchomienie na szerszą skalę może nastąpić w przyszłym roku – przewiduje główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Rzecznik małych i średnich przedsiębiorstw też nie używa określenia „przebranżowienie”. Mówi raczej o dostosowaniu usług do nowych okoliczności. I podaje przykład choćby rynku e-commerce, czyli robienia zakupów przez internet, które w dobie przymusowej kwarantanny i ograniczeń korzystania ze stacjonarnych sklepów stały się nie tylko wygodną, lecz często także jedyną alternatywą.
Urósł również internetowy rynek usług edukacyjnych. Wiele szkoleń czy kursów przeniosło się do sieci, więc firmy, które miały je w ofercie, w ostatecznym rozrachunku nie straciły, tylko zmieniły sposób ich sprzedaży.
– Jedyne sensowne działania przypominające przebranżowienie w sposobie sprzedaży to dywersyfikacja kanałów dystrybucji, czyli przerzucenie sporej części obrotów do internetu. Najgorzej miały branże, w których liczy się fizyczna obecność. Zjedzenie obiadu czy nocleg w hotelu poprzez sieć nie jest możliwe. Wysłuchanie koncertu czy wykonanie ćwiczeń przed monitorem niby już tak, ale to marny substytut w porównania z pójściem na salę koncertową czy ćwiczenia na siłowni – zauważa rzecznik MSP.
Nastrój w górę
Wiele firm wylizało się z kryzysu, a to zmienia perspektywę, zwłaszcza że zapowiedzi rządowe nie wieszczą kolejnego twardego lockdownu. Toteż tego lata wśród MSP nastroje były już lepsze. Co trzeci przedsiębiorca uważał, że w ciągu najbliższego półrocza sytuacja w jego branży zdecydowanie się poprawi, a jedna czwarta firm upatruje nawet w pandemii szansy na rozwój – takie wnioski płyną z badań przeprowadzonych w czerwcu i lipcu w ramach ósmej edycji Barometru COVID-19 organizowanej przez Europejski Fundusz Leasingowy.
– Firmy MSP już oswoiły się z faktem, że koronawirus i trudna sytuacja przez niego spowodowana są z nimi na co dzień. To przekłada się na coraz mniej negatywne oceny sytuacji oraz bardziej optymistyczne prognozy. Widać to szczególnie w opiniach przedsiębiorców na temat wpływu pandemii na kondycję branży, w której działają. Po raz pierwszy, odkąd realizujemy Barometr COVID-19, tak liczna grupa wypowiedziała się optymistycznie o skutkach obecnego kryzysu. Prawie co czwarty przedsiębiorca uważa, że jego branża rozwinie się, podczas gdy w poprzednich pomiarach tego zdania było zaledwie kilka procent zapytanych. Co więcej, zdecydowanie mniej firm wskazuje na upadek działalności, a więcej na neutralny charakter epidemii. Biorąc pod uwagę wszystkie osiem edycji naszego covidowego pomiaru nastrojów w sektorze MSP, podtrzymujemy tezę, że koniec dekoniunktury wśród mikro, małych i średnich firm jest bliski – uważa Radosław Woźniak, prezes EFL.
Nowy lockdown?
Czwarta fala pandemii nadciąga nieubłaganie – wieszczą eksperci. Firmy z branży gastronomicznej już zapowiadają, że nie dadzą się zamknąć po raz kolejny. Domagają się obniżenia do 5 proc. stawki VAT na wszystkie usługi i produkty gastronomiczne i cateringowe (w tym na żywność i napoje). Dochodzą też swoich praw w sądach. Pozew zbiorowy na kwotę przeszło 1 mld zł złożyło ok. 500 podmiotów pod patronatem Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej. A pokrzywdzonych przez pandemię jest więcej – turystyka, transport, kultura, branża beauty i sportowa.
Czy sektor MSP ma gotowy scenariusz na jesienną odsłonę pandemii? Czy w razie kolejnego lockdownu rządzący znów poradzą przedsiębiorcom przemyślenie zmiany branży? Zdaniem rzecznika MSP firmy nie są przygotowane na kolejny lockdown, bo poprzednie fale pandemii mocno nadwyrężyły ich sytuację finansową. – W wielu przypadkach oznaczałby zamknięcie działalności albo właśnie przebranżowienie, ale już z bardzo niedobrą sytuacją startową, to znaczy z obciążeniami spowodowanymi zamknięciem poprzedniej branży, w której przez lata dany przedsiębiorca funkcjonował – ocenia Abramowicz.
– Oczywiście lockdown dotknie wszystkie branże, które będą zmuszone do zamknięcia swoich drzwi przed klientami. Dotyczy to hoteli, fryzjerów, kosmetyczek, siłowni... Podejrzewam jednak, że przy tej fali trend na przebranżowienie ustąpi jednak chęci dalszego przetrwania – uważa Podgórski.
Nie da się też wykluczyć fali przebranżowień, ale kilka lat po pandemii. I ta będzie już absolutnie realna. – Będzie to reakcja na trwałe zmiany na rynku oraz preferencje konsumentów, jakie nastąpiły na skutek pandemii. Nie ulega wątpliwości, że lockdowny były katalizatorem pewnych zmian lub przyspieszały dotychczasowe trendy – ocenia Kozłowski.
nieznane