Prawie rok po powodzi minister sportu i turystyki Jakub Rutnicki odbija piłkę z kłodzkimi nastolatkami na boisku lokalnego ośrodka sportowego. Wielki kompleks ze stadionem i odkrytymi basenami stoi na terenie polderu zalewowego, dokładnie w tym samym miejscu co zniszczony obiekt. Według map zagrożenia powodziowego większość tego obszaru jest narażona na tzw. powódź dziesięcioletnią, czyli falę, której można się spodziewać raz na dekadę.

– Na odbudowę ośrodka sportu i rekreacji dostaliśmy ponad 33 mln zł – mówi nam burmistrz Kłodzka Michał Piszko. – Chcieliśmy przenieść kompleks znad rzeki, ale alternatywna lokalizacja znajduje się obok terenów wojskowych. Nie dostalibyśmy pozwolenia na poprowadzenie przez nie drogi dojazdowej – tłumaczy. Burmistrz ma nadzieję, że nowe zabezpieczenia wytrzymają kolejną powódź, a wydane pieniądze nie pójdą na marne – jak ostatnim razem. Przed nadejściem wielkiej wody we wrześniu 2024 r. ukończonych było ok. 60 proc. prac mających ochronić miasto przed zalaniem. W okolicy stadionu umocnień akurat nie było.

Przed Kłodzkiem Rutnicki odwiedził Stronie Śląskie, w którym podpisał wartą 37 mln zł umowę na odbudowę krytej pływalni i podpatrywał remont stadionu klubu sportowego „Kryształ”. Niecały kilometr dalej znajduje się tymczasowo zabezpieczona tama na Morawce, której zawalenie się podczas ubiegłorocznej powodzi spotęgowało kataklizm. Od czasu do czasu podjeżdżają tam turyści, by zrobić zdjęcie. Nad rzeką wybudowano podesty, schodki i tor do jazdy rowerem. Ale przyjezdnych i tak jest jak na lekarstwo. I to właśnie najbardziej boli naszych rozmówców.

Powodzianie: Państwo dało nam dużo

Nie wszystko wróciło do stanu sprzed powodzi. Rodzice, nauczyciele i dyrektorka przedszkola w Stroniu Śląskim, które rok temu zostało zalane po raz trzeci, oświadczyli, że nie chcą żyć w strachu przed powtórką. Na razie dzieci chodzą do przedszkola kontenerowego, zbudowanego z dala od rzeki przez wojsko. Jak mówi nam burmistrz Stronia Śląskiego Dariusz Chromiec, w ciągu dwóch lat w sąsiedztwie ma powstać nowa placówka wraz z oddziałami żłobkowymi. W starym budynku zostanie utworzone Centrum Usług Społecznych.

Wielu właścicieli punktów usługowych przeniosło się na tereny niezalewowe. Restauracja w Lądku-Zdroju, która rok temu chwaliła się „tarasem nad rzeką”, teraz działa na rynku. Obok otwiera się zniszczona przez powódź „Herbaciarnia pod Filarami”. Anna Wichlińska, jej nowa najemczyni, jest jednocześnie założycielką „Lądownika”, który sama nazywa „wytchnieniową świetlicą dla dorosłych”. Uczestnicy cotygodniowych spotkań robią bransoletki czy kwiaty z bibuły. – Jak się zajmie czymś ręce, łatwiej jest rozmawiać. Nie tylko o powodzi – mówi Anna Wichlińska. Sama pochodzi z Łodzi, a w Lądku mieszka od sześciu lat. Jak zapewnia, wystarczy raz się wykąpać w basenie termalnym albo wziąć kąpiel perełkową w marmurowej wannie, żeby nie chcieć stąd wyjeżdżać.

Powroty mieszkańców ułatwiła mobilizacja nieznajomych i wsparcie instytucji. Większość naszych rozmówców przyznaje, że na brak pomocy nie można było narzekać. Działająca w Stroniu Śląskim i Lądku-Zdroju ciastkarnia Pączek otrzymała wsparcie od branży, w tym od firmy Dr. Oetker. W remoncie sklepu zoologicznego pana Romka brali udział wolontariusze z różnych części Polski i żołnierze. Sklep wznowił działalność cztery miesiące po powodzi.

Za mało mówi się o tym, że się odbudowujemy i odnosimy w tym sukcesy. Zamiast tego w mediach co chwila są informacje, kto dostał za mało pomocy. Wnioski można było złożyć na wszystko. Stajemy na nogi, ale brakuje nam turystów – nie tylko przez powódź, lecz także z powodu inflacji – mówi pan Romek. Biuro wojewody dolnośląskiego informuje, że do 30 czerwca na pomoc społeczną związaną z usuwaniem skutków powodzi na Dolnym Śląsku wydano 566 mln zł. Największą kwotę można było otrzymać na odbudowę domu – do 200 tys. zł. Łącznie niemal 6,4 tys. rodzin otrzymało 382 mln zł – średnio niecałe 60 tys. zł. Inne wypłaty to m.in. zasiłki na remont budynku gospodarczego (do 100 tys. zł) czy pomoc doraźną (do 8 tys. zł). Najwięcej osób – ponad 26 tys. – otrzymało zasiłek powodziowy (do 2 tys. zł). – Moim zdaniem państwo dało nam bardzo dużo – przyznaje sprzedawczyni z Lądka-Zdroju.

W podobnym tonie wypowiadają się władze miasta. „Solidarność samorządowców jest nieprawdopodobna (...) To samo można napisać o zwykłych ludziach i osobach prowadzących działalność gospodarczą” – podkreśla skarbnik gminy Lądek-Zdrój Artur Michałuszek. W 2024 r. gmina podpisała umowy z 70 samorządami na ponad 9 mln zł, a w 2025 r. – z 16 samorządami na prawie 11 mln zł. Największe dotacje pochodziły od miasta stołecznego Warszawa i województwa wielkopolskiego (po 5 mln zł). Osoby fizyczne i prawne przekazały niemal 6 mln zł darowizn w 2024 r. i prawie 117 tys. zł w 2025 r. Do tego trzeba dodać m.in. fundusze na remont kamienic i budowę domu wielorodzinnego z BGK oraz – najważniejszą pozycję – subwencje z budżetu państwa.

Pierwsze miliony poszły na wywóz odpadów. Jak mówi burmistrz Kłodzka, miasto dostało 29,6 mln zł na samo usuwanie skutków powodzi. – Wykorzystaliśmy 21 mln zł, a resztę oddaliśmy. Nie byliśmy w stanie przerobić tych pieniędzy. Było ich naprawdę dużo – podkreśla Michał Piszko. W dalszej kolejności była konieczna naprawa zniszczonej infrastruktury: wodociągów, kanalizacji, dróg, mostów. Przez 10 miesięcy pracy ministra Marcina Kierwińskiego na stanowisku pełnomocnika rządu ds. odbudowy obszarów dotkniętych powodzią uruchomiono 30 instrumentów pomocowych, a kwota wsparcia dla mieszkańców, przedsiębiorców i samorządów przekroczyła 8 mld zł – informuje MSWiA. Po rekonstrukcji rządu zadania te razem z Kierwińskim przeszły do resortu spraw wewnętrznych.

Odbudowa plus - miasta. Jakie plany maja gminy, które ucierpiały podczas powodzi?

Nie wszyscy wrócili do swoich domów. Część osób nie ma dokąd. Pani Katarzyna, emerytka ze Stójkowa, tymczasowo mieszka w hostelu mieszczącym się w centrum uzdrowiska w Lądku. Jej gospodarstwo, które zajęła po wysiedlonych Niemcach, rok temu praktycznie stało w rzece. Nie było już czego odbudowywać. Wzięła ze sobą tylko najpotrzebniejsze rzeczy i psa. Kobieta nie liczy, że wróci do swojej miejscowości, choć słyszała o planach wybudowania bloków dla powodzian. – Kto tam wie, kiedy powstaną – macha ręką.

Dariusz Chromiec, burmistrz Stronia Śląskiego: – We wrześniu oddajemy 14 domków wybudowanych dzięki fundacji Przedsiębiorcy Powodzianom. Prace są na ukończeniu.

Michał Piszko, burmistrz Kłodzka: – Część poszkodowanych do maja mieszkała w hotelach. Wszyscy zostali zabezpieczeni pod kątem lokalowym, choć budowa części docelowych mieszkań jeszcze trwa. Miasto dostało z BGK 21 mln zł na ten cel. 7,5 mln zł wydano na kupno 15 lokali w stanie deweloperskim, a 2,5 mln zł na pięć lokali od Agencji Mienia Wojskowego. Wszystkie mieszkania znajdują się w wyższych partiach miasta.

Gminy dotknięte przez powódź żyły do tej pory z turystów, a ci, jak skarżą się nasi rozmówcy, na razie zjawiają się nielicznie. Czasy, kiedy przyjezdni planowali tygodniowe wakacje w Kotlinie Kłodzkiej z dużym wyprzedzeniem, należą do przeszłości. – Teraz turystyka jest weekendowa. Nawet rezerwacja na ostatnią chwilę na jedną noc jest przyjmowana z pocałowaniem ręki – mówi nam jeden z przedsiębiorców. Akcje promocyjne, realizowane m.in. przez urząd marszałkowski, nie przełożyły się na odczuwalną poprawę sytuacji w turystyce.

Samorządowcom zależy na tym, żeby po odbudowie ich miasta stały się nie tylko bezpieczniejsze, lecz także atrakcyjniejsze. – To odbudowa plus. Nie odtwarzamy tego, co było przed powodzią, tylko robimy coś więcej. Stadion będzie nowoczesny, ze sztuczną nawierzchnią i odpowiednim oświetleniem. Pływalnia będzie miała dodatkowe atrakcje, m.in. zjeżdżalnie – tłumaczy Chromiec. Burmistrz Stronia dodaje, że nowe obiekty zostaną odpowiednio zabezpieczone: boisko ma zostać podwyższone o ok. 1,5 m i otoczone murem przeciwpowodziowym, a mosty będą wyżej posadowione. Planowana promenada ma zostać wymurowana w taki sposób, by zapewnić dodatkową ochronę osiedlom mieszkalnym.

Część zalanych budynków powstała stosunkowo niedawno. Jak zauważa prof. Janusz Zaleski, od 2018 r. obowiązują przepisy, które pozwalają Wodom Polskim odmówić wydania pozwolenia wodnoprawnego dla lokalizacji na obszarze szczególnego zagrożenia powodzią. – W latach 2018–2024 do zarządu zlewni w Nysie wpłynęło 330 wniosków. Wiedzą panie, ile wydano odmów? Osiem! – oburza się Zalewski. Według niego przepisy są dobre – problem w tym, że prawie nikt z nich nie korzysta. – Odpowiedzialność ponoszą wszystkie instytucje, które nie blokują ryzykownych inwestycji, przede wszystkim zarządy zlewni. Mam nadzieję, że raban po powodzi spowoduje, iż sytuacja się poprawi – mówi prof. Zaleski.

Michał Piszko zaznacza, że już przed powodzią Kłodzko usunęło z założeń do planów zagospodarowania część zabudowy. W podjęciu decyzji pomogła komisja urbanistyczna. Jeśli coś miałoby powstać na terenach zalewowych, to np. parking, którego ewentualne zniszczenie nie pociągnie za sobą ogromnych strat. – Trwa też proces wykupywania nieruchomości przez Wody Polskie, np. cała ulica Chełmońskiego ma zostać wywłaszczona. To ok. 60 osób – tłumaczy burmistrz.

Wyludniamy się. Powiat kłodzki martwią dane demograficzne

Program wykupu nieruchomości na terenach zalewowych wystartował w maju na mocy tzw. specustawy powodziowej. Osoby poszkodowane mogą składać wnioski w tej sprawie do 1 października 2025 r., przy czym do 26 sierpnia do Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej we Wrocławiu wpłynęło ich 178 (z tego 71 spełniało wszystkie kryteria, 85 wymaga uzupełnienia braków lub jest w trakcie weryfikacji, a 22 rozpatrzono negatywnie).

Wykupy będą się odbywać również w kolejnych latach na mocy nowelizacji przepisów prawa wodnego. Z budżetu państwa przewidziano na ten cel 800 mln zł w latach 2026–2034 – informują Wody Polskie. Zmiana przepisów dała instytucji możliwość składania ofert wykupu nieruchomości położonych na obszarach szczególnego zagrożenia powodzią. Chodzi o miejsca, których prawdopodobieństwo zalania wynosi co najmniej 10 proc. – czyli klęska dotyka je średnio raz na 10 lat. Powódź, która zniszczyła Lądek, Stronie i Kłodzko, to tzw. powódź 500-letnia.

Organizacje samorządowe i niektórzy samorządowcy przekonują też, że należy oddać więcej miejsca rzekom. Przykładem takiego podejścia byłoby np. odsunięcie wałów lub zabudowy od rzeki. Pytane o to, Wody Polskie podkreślają jednak, że przebudowa wału jest zadaniem inwestycyjnym, które wymaga m.in. opracowania dokumentacji projektowej oraz uzyskania decyzji inwestycyjnych. Obecnie prowadzą one prace interwencyjne i konserwacyjne, które mają przywrócić stan sprzed powodzi.

Coraz częściej padają pytania, komu mają służyć odbudowywane obiekty sportowe czy przedszkola. W 2024 r. w powiecie kłodzkim urodziło się 645 dzieci, a umarło ponad 2 tys. osób. O ile w 1997 r. żyło tam blisko 182 tys. ludzi, o tyle w 2024 r. 145 tys., z czego aż 28 proc. to osoby w wieku poprodukcyjnym (dla całego kraju odsetek ten wynosi 23,7 proc.). Powiat kłodzki notuje jeden z najniższych w Polsce przyrostów naturalnych. Liczba mieszkańców przed 18. rokiem życia spadła z 45 do niespełna 22 tys. – Wyludniamy się – przyznaje jeden z samorządowców. I choć cieszy się z pieniędzy na remonty, to widzi pewien absurd w odbudowywaniu szkół, w których trzeba likwidować kolejne klasy.

– Młodzież masowo wyjeżdża z Kotliny Kłodzkiej na studia do Wrocławia – i już stamtąd nie wraca – zauważa prof. Romuald Jończy, dyrektor Centrum Badań Migracji, Depopulacji i Rozwoju na Uniwersytecie Opolskim. Według niego dostosowanie regionu do zmian demograficznych wymaga lepszej współpracy samorządów. – Społeczności lokalne czasem niepotrzebnie rywalizują o fundusze i inwestycje. Po co dwie wyludniające się, leżące obok siebie gminy mają stawiać hale sportowe, skoro i tak będzie brakować chętnych do trenowania, a samorządom pieniędzy na ogrzanie obiektu? Może lepiej byłoby zbudować jeden obiekt na granicy gmin – sugeruje prof. Jończy. ©Ⓟ

Powódź 2024

O tym, że sytuacja powodziowa będzie podobna do tej z 1997 r., czeskie ministerstwo spraw wewnętrznych informowało 11 września. Intensywne opady w dorzeczu Odry wystąpiły w dniach 12–15 września, powodując powódź w województwach śląskim, opolskim i dolnośląskim. Wielka woda dotknęła także mieszkańców Słowacji, Austrii czy Rumunii.

Kolejnego dnia suchy zbiornik Racibórz zaczął piętrzyć wodę, by spłaszczyć falę powodziową z Czech i nie dopuścić do zalania położonych niżej nad Odrą miast. Pod wodą było już centrum Głuchołazów, gdzie sytuację pogorszyło jeszcze zerwanie mostów.

W Stroniu Śląskim 15 września przerwana została tama suchego zbiornika, co spowodowało uwolnienie w krótkim czasie całej zgromadzonej wody. Spotęgowało to szkody nie tylko w Stroniu, lecz także w Lądku-Zdroju i Kłodzku.

Po przerwaniu tamy zwiększono zrzut wody ze zbiornika Nysa, a burmistrz miasta wezwał mieszkańców do ewakuacji. Pękł również przepust na zbiorniku Topola wchodzącym w skład kaskady Nysy Kłodzkiej. Równolegle toczyła się walka mieszkańców o utrzymanie wałów w Nysie, których przerwanie oznaczałoby całkowite zalanie miasta. Wały nie wytrzymały w położonym niżej Lewinie Brzeskim, który znalazł się pod wodą.

W powodzi 2024 r. na terenie Polski życie straciło dziewięć osób. ©Ⓟ