Czy przeglądali kiedyś państwo zawartość czerwonego paszportu na 100-lecie odzyskania niepodległości, który wciąż jest wydawany w urzędach? Na kartach dokumentu brakuje naszych królów, zwycięstw naszego oręża i ważnych wydarzeń z okresu, gdy byliśmy regionalnym mocarstwem. Tak jakby Polska powstała w XX w. Rozumiem okolicznościowe wydawanie takich dokumentów w 2018 r. Ale teraz?

11 listopada: data ważna, ale czy jedyna?

Podobne wątpliwości dotyczą 11 listopada. Oczywiście odzyskanie niepodległości po 123 latach zniewolenia to wielka data, upamiętniająca ofiary i wysiłek kilku pokoleń walczących z zaborcami. Czy jednak nasze główne święto narodowe powinniśmy obchodzić właśnie tego dnia, sugerując sobie i światu, że jesteśmy młodym, nieopierzonym państwem? Ile krajów na świecie może się poszczycić ponad 1000-letnią historią, która wpłynęła na układ sił na kontynencie?

A co z pomnikiem zniewolenia nas przez moskiewskich oprawców po II wojnie światowej? Dlaczego po 35 latach od wyrwania się z „bratniego uścisku” sowietów nie byliśmy w stanie pozbyć się z centrum naszej stolicy symbolu ich dominacji, czyli Pałacu Stalina, zwanego dzisiaj Pałacem Kultury i Nauki. Zaledwie pięć lat od odzyskania niepodległości nasi dziadowie mieli odwagę, siłę i determinację, by usunąć Polakom sprzed oczu „ruskiego potwora”, tj. sobór św. Aleksandra Newskiego.

Historia jest dla nas drogowskazem, dlatego warto ją krótko przypomnieć. Nie jest powszechnie znana, choć powinna być częścią edukacji historycznej w szkole. Sobór był monumentalną, prawosławną świątynią na pl. Saskim (dziś pl. Piłsudskiego) w Warszawie – tym samym, na którym będziemy śpiewać powstańcze piosenki. Budowla ze złotą kopułą i 70-metrową dzwonnicą górowała nie tylko nad placem, lecz także nad całą Warszawą. Wzniesiona w czasach zaborów w latach 1894–1912 była największą tego typu świątynią w kraju i gigantycznym symbolem panowania carskiej Rosji nad Polską.

Po odzyskaniu niepodległości sobór stał się dla rodaków „znienawidzonym symbolem niewoli”. Już w 1918 r. (sic!) rozpoczęła się ożywiona debata o jego losie. Niektórzy, jak Stefan Żeromski, proponowali przekształcenie świątyni w muzeum martyrologii narodowej; inni chcieli ją zaadaptować na kościół katolicki. Przeważyło stanowisko, że budowla jest zbyt mocno związana z zaborcą. W 1922 r. Sejm i władze Warszawy podjęły decyzję o rozbiórce, którą uznano za „doniosłą sprawę narodową”. Prace wyburzeniowe rozpoczęto w 1921 r. od demontażu dzwonnicy, a pełna rozbiórka ruszyła w 1924 r. Materiały budowlane, granit i cegły wykorzystano w innych miejscach, m.in. do budowy schodów kościoła w Podkowie Leśnej. Burzenie świątyni zamieniło się w wydarzenie polityczne i społeczne, „Kurier Warszawski” opisywał to jako triumf nad „ruskim potworem”. Zniszczenie soboru miało wymazać ślady zaborów. Można? Można.

A co z naszym narodowym hymnem? Czy Legiony Dąbrowskiego, które nie osiągnęły podstawowego celu – czyli przywrócenia Polski na mapę świata – to na pewno element historii wart upamiętnienia w formie naszej najważniejszej pieśni narodowej? Może lepiej pomyśleć np. o „Rocie” lub „Bogurodzicy”?Dalej – co z aleją im. Lecha Kaczyńskiego w Warszawie, prezydenta, który w Tbilisi miał odwagę powiedzieć Putinowi, że nie odda mu kontroli nad naszą częścią świata? I dlaczego nadal celebrujemy 1 maja, a nie mamy święta narodowego w rocznicę koronacji Chrobrego 18 kwietnia?

Gdzie są symbole naszych wielkich wiktorii? Pomnik, łuk triumfalny czy spektakularna budowla upamiętniająca nasze zwycięstwo nad Sowietami w 1920 r.... Zagraniczni historycy zaliczają tę bitwę do 20 najważniejszych w historii świata, a my nawet nie mamy gdzie zawiesić oka, by przypomnieć sobie o tym triumfie. Za to Pałac króluje na widokówkach ze stolicy, a turyści z innych krajów notorycznie fotografują się na jego tle. Czy to nie jest aberracjas?

Dzień Królestwa Polskiego zamiast 11 listopada

W ostatnich latach mieliśmy trzy doskonałe okazje, by poważnie rozważyć i zrewidować nasze podejście do celebrowania narodowych powodów do dumy. 100-lecie odzyskania niepodległości, 100-lecie Bitwy Warszawskiej i 1000-lecie koronacji Bolesława Chrobrego. Co zostało z tych rocznic? Gdzie są symbole, które utrwalą się w pamięci na kolejne dekady? Czas rozpocząć poważną debatę na temat tego, jak nie umiemy celebrować ważnych rocznic. Dobrą do tego okazją jest zaprzysiężenie nowego prezydenta Karola Nawrockiego. Historyka i byłego prezesa IPN, który na pewno czuje tematy polityki historycznej i wagi narodowych symboli.

Na pierwszy ogień powinny pójść dwie fundamentalne propozycje. Pierwsza to zamiana naszego głównego święta narodowego: z 11 listopada na rocznicę koronacji Bolesława Chrobrego na króla Polski, tj. ustanowienie Dnia Królestwa Polskiego. Nowa data będzie się odwoływać do całej naszej ponad tysiącletniej historii, a nie tylko do odzyskania niepodległości. Będzie też pokazywać wielkość i ambicje państwa polskiego od jego zarania. Jak zauważa wybitny historyk prof. Andrzej Nowak, „wspólnota polityczna zwana Polską została królestwem w roku 1025. Dołączyła do wąskiego grona krajów, które miały już swoich królów: m.in. Niemiec, Anglii, Francji, Danii”. Zmiana będzie także doniosłym komunikatem na zewnątrz, że nie jesteśmy „państwem sezonowym” i nikt nie powinien choćby myśleć o odebraniu nam prawa do samostanowienia. Wokół tego przekazu można budować polski soft power.

Drugim projektem symbolicznym powinno być zburzenie Pałacu Kultury i Nauki jako symbolu sowieckiej dominacji po 1945 r. Jego miejsce powinny zająć dwa ok. 500-metrowe wysokościowce, nawiązujące kształtami do husarskich skrzydeł (symbol naszych wielowiekowych wiktorii i formacji uznawanej za najlepszą ciężką jazdę na świecie) w biało-czerwonym anturażu. Budowle symbolizowałyby nie tylko zerwanie z naszą podległością wobec Rosji, lecz także nowoczesną, ambitną Polskę.

Naród bez pamięci – naród bez ducha

Ktoś powie, że nie ma to znaczenia. Jaki to ma wpływ na nasze teraźniejszość i przyszłość? Nic bardziej mylnego. Wspólnotę buduje się na symbolach i polityce historycznej. Jeśli jednostki nie mają wspólnych wartości i przeżyć oraz świadomości, że są częścią historycznej sztafety, to stają się funkcjonującymi poza zbiorową pamięcią atomami. A to nie tylko nie pomaga budować razem przyszłości, lecz powoduje atrofię społeczną, rozkład więzi i poczucia przynależności. Takim społeczeństwem łatwo jest manipulować. Grupę niepowiązanych ze sobą osób można sobie bez trudu podporządkować. A także odebrać to, co jest dla nas najcenniejsze – niepodległość. Kto stanie w obronie czegoś nieokreślonego?

Dlatego nie wolno podchodzić lekceważąco do tego, co świętujemy oraz jak kształtujemy ducha narodu i młode pokolenia. Od tego zależy nasze fizyczne przetrwanie. Czołgi są ważne, ale najważniejszy jest właśnie duch. Dlatego gdy staniemy na Placu Saskim w Warszawie, mając za sobą cień Pałacu Stalina, pod nogami grunt, na którym dawniej stała moskiewska cerkiew, a w sercach pamięć o bohaterstwie powstańców, pomyślmy, czy na pewno dobrze celebrujemy nasze narodowe symbole. I czy nie powinniśmy mieć więcej odwagi, żeby walczyć z oznakami naszego zniewolenia. ©Ⓟ

Autor jest ekspertem Instytutu Sobieskiego, w latach 2015–2018 był wiceministrem rodziny, pracy i polityki społecznej, a następnie wiceprezesem w Polskim Funduszu Rozwoju