Za kilka dni Karol Nawrocki złoży przysięgę przed Zgromadzeniem Narodowym i obejmie urząd prezydenta. W kampanii wyborczej roztaczał wizję Polski kontrastującej z polityką rządu Donalda Tuska. Mówił o zwiększeniu kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł rocznie, obniżeniu podstawowej stawki VAT do 22 proc., obniżeniu rachunków za energię elektryczną o 33 proc., wypowiedzeniu Zielonego Ładu, budowie Centralnego Portu Komunikacyjnego według pierwotnej koncepcji... Zapowiadał ofensywę legislacyjną – od pierwszych dni urzędowania zamierza zasypywać Sejm projektami, oczekując, że będą wartko procedowane. Jednocześnie atakował Donalda Tuska, nazywając go „kłamcą” i „najgorszym premierem po 1989 r.”. W części prawicowego elektoratu rozbudził nadzieje, że będzie kimś, kto doprowadzi do rychłego upadku Koalicji 15 października i przyśpieszonych wyborów parlamentarnych.

Prezydent na wojnie z rządem

Nie jest tajemnicą, że możliwości wywierania nacisku na rząd przez prezydenta są mocno ograniczone. Opierają się głównie na perswazji i kilku narzędziach, które mogą utrudnić premierowi sprawowanie władzy. Karol Nawrocki – w skrajnym przypadku – może ostentacyjnie wetować ważne dla koalicji ustawy. Ale ostatecznie spełnienie jego wyborczych zapowiedzi będzie zależeć od woli większości parlamentarnej, nie na odwrót.

W otoczeniu nowego prezydenta są ludzie, którzy chcą otwartej wojny z rządem. Jak słyszę, Pałac szykuje się na starcie z Donaldem Tuskiem, jednocześnie rozumiejąc, że los części propozycji Nawrockiego jest przesądzony. Dotyczy to np. budowy CPK zgodnie z pierwotnymi założeniami. - Zdajemy sobie sprawę, że ten projekt zostanie odrzucony w pierwszym czytaniu lub trafi do zamrażarki. Prezydent może apelować, żeby tego nie robić, ale akurat w tej kwestii zapewne nic nie ugramy – mówi nam osoba blisko współpracująca z Nawrockim. I dodaje, że rządowi dużo trudniej będzie ignorować propozycje podatkowe, jak obniżka VAT czy zwiększenie kwoty wolnej. – To może być coś, co w pewnym momencie zostanie postawione na ostrzu noża – twierdzi rozmówca.

Podwyższenie kwoty wolnej znalazło się wśród 100 konkretów na 100 dni, przedstawionych przed wyborami przez Koalicję Obywatelską. Tusk nie miał jednak oporów przed odcięciem się od tej deklaracji. – Nie sądzę, żeby to było możliwe już w 2027 r. (…) Tych pieniędzy, które wydajemy na zbrojenia, na polską armię, polskie bezpieczeństwo, jest dużo więcej, niż zakładałem, że będziemy musieli wydać – mówił w środę na antenie TVN24.

Nawrocki i nowa ekipa w Pałacu

Najważniejsza rozgrywka będzie się toczyć o coś innego: narrację. To ona może okazać się kluczowa za niecałe dwa i pół roku, gdy odbędą się kolejne wybory parlamentarne. Niewykluczone, że już za parę miesięcy Tusk będzie przekonywać, że części ważnych obietnic nie udało się spełnić z powodu trudnych relacji z głową państwa. Nawrocki – i cały PiS – będzie zaś dowodzić, że aby zrealizować jego postulaty, trzeba najpierw odsunąć od władzy Koalicję 15 października. Zwycięsko wyjdzie ten, kto wypadnie wiarygodniej i skuteczniej zmobilizuje swój elektorat.

Pewne jest to, że PiS – przynajmniej częściowo – odrobiło lekcję z 2015 r. Andrzejowi Dudzie nie udało się zbudować silnego otoczenia, które narzucałoby ton debaty publicznej. Szef kancelarii zmieniał się czterokrotnie, podobnie jak szef gabinetu prezydenta. Szefów Biura Bezpieczeństwa Narodowego było trzech, a rzeczników głowy państwa – pięciu (w latach 2021-2025 stanowisko pozostało nieobsadzone). – Prawda jest taka, że wielu ludzi przychodziło do kancelarii prezydenta, by zbudować się politycznie. Pałac był przystankiem, a nie miejscem docelowym. Trudno o zgrany zespół, gdy ktoś szuka tylko okazji, by stamtąd uciec – tłumaczy rozmówca z Krakowskiego Przedmieścia.

Wiele wskazuje, że w przypadku nowego prezydenta może być inaczej. Trzon kancelarii mają stanowić zaufani ludzie Nawrockiego z Instytutu Pamięci Narodowej. Do Pałacu przychodzą m.in. Jarosław Dębowski, Rafał Leśkiewicz, Sławomir Cenckiewicz, a nawet fotograf Mikołaj Bujak. – Nawrocki zabiera ze sobą osoby, które dowożą. Chce mieć pewność, że jego najbliższe otoczenie będzie pracować na niego, a nie na siebie. Andrzej Duda miał jednego takiego człowieka, Wojciecha Kolarskiego. Nawrocki przez lata pracy w Muzeum II Wojny Światowej, a potem w IPN zbudował sprawdzony zespół – słyszymy od jednego z polityków PiS. – Proszę zwrócić uwagę, że nawet Nowogrodzkiej nie udało się wrzucić do kancelarii żadnych „spadochroniarzy”, nie ma osoby w typie Małgosi Sadurskiej (była posłanka PiS, w latach 2015-2017 szefowa kancelarii Dudy – red.) – dodaje nasz rozmówca. Co symptomatyczne, w kierownictwie kancelarii nie pozostanie prawie żaden dotychczasowy minister. Odejdą m.in. Małgorzata Paprocka (szefowa KPRP), Marcin Mastalerek (szef gabinetu) i Andrzej Dera (minister w KPRP).

Ich miejsca zajmą posłowie określani w PiS jako „wojownicy”: Zbigniew Bogucki (zastępca szefa kancelarii), Adam Andruszkiewicz (szef KPRP) i Paweł Szefernaker (szef gabinetu). To oni mają zagwarantować, że kolejne miesiące będą preludium do zwycięskiej kampanii parlamentarnej.