Z Pawłem Szefernakerem rozmawia Marek Mikołajczyk
Prowadził pan kampanię wyborczą Karola Nawrockiego. Kiedy w pana głowie pojawiła się myśl: „Tak, udało się. Zrobiliśmy to”?
ikona lupy />
Paweł Szefernaker, poseł Prawa i Sprawiedliwości, w latach 2018–2023 wiceminister, a następnie minister spraw wewnętrznych i administracji, szef sztabu Karola Nawrockiego podczas wyborów prezydenckich w 2025 r., szef gabinetu prezydenta elekta / Materiały prasowe / fot. Wojtek Górski

W 99 proc. byłem pewien dopiero po wynikach late poll, które pojawiły się po godz. 23 w wyborczą niedzielę. Ale ci, którzy rozmawiali ze mną chwilę po zakończeniu ciszy wyborczej – gdy na telewizyjnych ekranach wyświetlały się mało korzystne dla nas wyniki exit poll – potwierdzą, że byłem wtedy przekonany, że nic nie jest jeszcze rozstrzygnięte. Opierałem to przekonanie na trendach z ostatnich dni kampanii.

W sztabie Rafała Trzaskowskiego była wówczas euforia.

Przez całą kampanię wyborczą wielokrotnie zastanawiałem się, dlaczego jego sztab podejmował takie, a nie inne decyzje. Bo często były one kompletnie niezrozumiałe. Tamten wieczór wyborczy był kwintesencją tego, w jaki sposób działali, myśleli i prowadzili kampanię.

Co ma pan na myśli?

Przez ostatnie pięć lat Trzaskowski był murowanym kandydatem na prezydenta. Często z ust polityków PO usłyszeć można było, że przez ten czas przygotowywał się, odrobił lekcję z przegranej z 2020 r. Wiele razy podczas kampanii okazywało się, że to nieprawda. Przykład? Podczas jednej z debat prezydent Warszawy został zapytany o dane dotyczące miasta, którym zarządza od siedmiu lat. Nie potrafił ich przytoczyć. Powiem szczerze – byłem zaskoczony. To jest ABC, jeśli chodzi o przygotowanie do kampanii.

A jak to wyglądało w waszym sztabie? Kiedy dowiedział się pan, że poprowadzi kampanię?

W listopadzie, w krakowskiej hali Sokół, w której Karol Nawrocki ogłosił start w wyborach. Przyjechałem jako poseł PiS, chcąc wziąć udział w wydarzeniu, a wyjechałem jako szef sztabu wyborczego.

Kto złożył panu propozycję?

To była wspólna decyzja Karola Nawrockiego i Jarosława Kaczyńskiego. Pamiętam, że jeszcze z Krakowa dzwoniłem do żony, bo nie chciałem, żeby dowiedziała się o tym z mediów. Tej samej nocy odbyłem telefoniczną rozmowę z Nawrockim, a następnego dnia rano zorganizowaliśmy pierwsze kampanijne wydarzenie we Włoszczowie. Chcieliśmy pokazać dynamikę wydarzeń – świeżo zaprezentowany kandydat już spotyka się z ludźmi w terenie. Kolejnego dnia spotkaliśmy się zarówno z Nawrockim, jak i Kaczyńskim, aby omówić pomysł na skład sztabu wyborczego. Na liście było wielu posłów, więc ostateczny kształt konsultowałem z szefem klubu Mariuszem Błaszczakiem. Po akceptacji składu zwołaliśmy pierwsze posiedzenie na kolejny dzień. Wszystko działo się bardzo szybko.

Co ostatecznie przechyliło szalę zwycięstwa? Było jedno takie wydarzenie?

Zdecydowało wiele zmiennych. Przede wszystkim udało się przygotować strategię, która była spójna z cechami charakteru naszego kandydata, i którą konsekwentnie realizowaliśmy. Od samego początku wiedzieliśmy, że Nawrocki będzie kandydatem zwykłych Polaków. Kluczowa była również debata w Końskich zorganizowana przez sztab Trzaskowskiego. Gdy tylko w mediach społecznościowych padło zaproszenie, od razu Karol Nawrocki podjął decyzję, że bierzemy w niej udział – bez względu na to, jaki będzie miała charakter i jak będzie ostatecznie wyglądała. Dostosowaliśmy do tego cały wyborczy kalendarz, specjalnie wygospodarowaliśmy dwa dni, żeby przygotować się i pojechać do Końskich. Moim zdaniem to był bardzo ważny moment z punktu widzenia całej kampanii.

Dlaczego?

18 grudnia przyjęliśmy kampanijną strategię. Podzielona była na pięć etapów. Każdy z nich miał swój cel i kładł akcent na nieco inne aspekty. Przez pierwsze miesiące realizowaliśmy zaplanowane działania, ale miałem poczucie, że przez długi czas nie przynosiły one efektu. Wiedziałem, że w pewnym momencie przekroczymy granicę, ale – przyznam szczerze – nie sądziłem, że pomoże nam w tym Rafał Trzaskowski. Tymczasem to właśnie jego sztab zwołał debatę, którą transmitowali wszyscy – trzy godziny dyskusji, podczas których Nawrocki mógł zaprezentować się inaczej, niż do tej pory pokazywała go zdecydowana większość mediów. To pozwoliło nam nabrać wiatru w żagle. Parę dni później, przed świętami Wielkanocy, Nawrocki udzielił wywiadu Kanałowi Zero, który również został odebrany jako sukces na tym etapie kampanii. Następnie była konwencja w Łodzi z udziałem prezydenta Dudy, a później spotkanie z Donaldem Trumpem w Gabinecie Owalnym. To wszystko złożyło się na późniejszy sukces.

Rozmowę z prezydentem USA szybko przyćmiła sprawa mieszkania Jerzego Ż. Jak informował wówczas Onet, Karol Nawrocki miał się opiekować seniorem w zamian za przejęty wcześniej od niego lokal. Mężczyzna trafił jednak do domu pomocy społecznej. To był najtrudniejszy moment w kampanii?

Takich trudnych chwil było kilka. W pewnym momencie w lutym doszło do zastoju w sondażach – Nawrocki przestał zyskiwać. To był trudny moment dla całego sztabu. Później, w okolicach maja, doszło do najcięższych ataków. Wiedzieliśmy, że politycy PO krążą po Gdańsku i okolicach, próbując namawiać różne dziwne osoby do ataków na Nawrockiego. To była zorganizowana akcja. Widzieliśmy to chociażby przy sprawie opiekunki Jerzego Ż. – najpierw media uwierzyły w jej wersję historii, później okazało się, że była to osoba kompletnie niewiarygodna i w dodatku karana. Podobnie było z Jackiem Murańskim, który opowiadał o rzekomej mrocznej przeszłości naszego kandydata. Podczas wywiadu w Polsat News powoływał się na niego premier Donald Tusk. To chyba zaskoczyło mnie najmocniej – że osoba pełniąca najważniejszą funkcję w polskim rządzie powołuje się na słowa, które można obalić bardzo szybko.

Do objęcia urzędu prezydenta dojdzie za półtora tygodnia. Pojawiło się wiele teorii o tym, jak może wyglądać posiedzenie Zgromadzenia Narodowego. Pan jest spokojny?

Jestem. Byłem zresztą spokojny od początku, nawet gdy niektórzy politycy próbowali kłamliwie podnosić temat wyborczych nieprawidłowości. Myślę, że autorzy słów o rzekomych fałszerstwach będą się jeszcze długo wstydzić. Do drobnych pomyłek dochodziło zawsze – przy każdym głosowaniu. Tym razem nie było inaczej. Nie miało to jednak wpływu na wynik, bo różnica między kandydatami była dość duża – ponad 360 tys. głosów. Powiem jednak panu, że po wieczorze wyborczym nikt wyniku nie kwestionował. W poniedziałek 2 czerwca, po ogłoszeniu wyników przez PKW, skontaktował się ze mną wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Czesław Mroczek, który w imieniu Tomasza Siemoniaka przekazał mi informację, że Nawrocki zostaje objęty ochroną Służby Ochrony Państwa. Również teraz, gdy trwają przygotowania do posiedzenia Zgromadzenia Narodowego, wydarzenia są współorganizowane z Kancelarią Sejmu i Ministerstwem Obrony Narodowej. Jestem przekonany, że cała ta akcja z podważaniem wyniku wyborów, której twarzą stał się Roman Giertych, nie miała nic innego na celu, jak dezawuowanie roli nowego prezydenta. Platforma Obywatelska chciała grać w cyniczny sposób, podważając przy tym autorytet państwa. Szybko zobaczyli jednak efekt w postaci spadających sondaży.

Oprócz przygotowań do Zgromadzenia Narodowego kończy się też kompletowanie składu nowej Kancelarii Prezydenta. Jej szefem ma zostać poseł PiS Zbigniew Bogucki, a jego zastępcą Adam Andruszkiewicz.

Dobre decyzje. Bogucki dał się poznać jako skuteczny wojewoda zachodniopomorski, sprawny polityk, a także dobry prawnik. Te cechy są kluczowe pod kątem kandydata na szefa prezydenckiej administracji.

Pytam nie bez powodu. W nowej kancelarii mamy mieszankę – z jednej strony aktywnych posłów PiS, z drugiej strony doświadczonych współpracowników Nawrockiego z Instytutu Pamięci Narodowej, z trzeciej – mocne persony, jak Sławomir Cenckiewicz, były szef państwowej komisji ds. badania rosyjskich wpływów. Kancelaria Nawrockiego będzie o wiele silniejsza niż ta, z którą Andrzej Duda przychodził w 2015 r. do pałacu.

To dwie różne sytuacje – tamtą pamiętam dość dobrze, bo dekadę temu byłem członkiem sztabu Dudy. Trudno je porównywać. Po wyborach prezydenckich w 2015 r. trwała kampania parlamentarna. Część polityków, która naturalnie mogłaby zasilić szeregi Kancelarii Prezydenta, była zaangażowana w pracę przy wyborach do Sejmu i Senatu, a później formowaniem nowego rządu. Dziś politycznie jesteśmy w zupełnie innym miejscu. Trwają ostatnie ustalenia, prezydent wkrótce będzie informował o składzie swoich doradców i pozostałych osobach z pałacowego zaplecza.

Jak będą wyglądały pierwsze tygodnie urzędowania Karola Nawrockiego?

Prezydent na pewno będzie chciał odwiedzić powiaty, do których nie udało mu się dotrzeć w trakcie kampanii. Planujemy więc spotkania z Polakami w całym kraju. Jeszcze w kampanii wyborczej zapowiedzieliśmy, że to będzie aktywna prezydentura i jestem pewien, że tak to będzie wyglądało. Mamy dopracowany pierwszy miesiąc prezydentury pod kątem aktywności prezydenta. Od paru tygodni spotykamy się w gronie przyszłych ministrów Kancelarii. Omawialiśmy konkretne płaszczyzny, w tym kwestie międzynarodowych rozmów i spotkań. Szczegóły będziemy mogli zaprezentować po 6 sierpnia.

W kontekście pierwszych decyzji sporo się mówi o ofensywie legislacyjnej. Jest gotowa?

Od początku mówiliśmy, że prezydent Nawrocki zamierza często wykorzystywać swoją prerogatywę w postaci inicjatywy ustawodawczej. Pierwszym projektem ustawy, który złoży do Sejmu, będzie z pewnością ten dotyczący budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego w pierwotnym kształcie. W kampanii zapowiedzieliśmy, że trafi on do Sejmu w pierwszym dniu nowej prezydentury, 7 sierpnia. Priorytetem będą także projekty ustaw, o których była mowa w ramach Planu 21 – programu zaprezentowanego w kampanii wyborczej.

Sejm najwcześniej będzie się mógł nimi zająć po parlamentarnych wakacjach, w połowie września. Skąd pewność, że projekty nie trafią do sejmowej zamrażarki? Część propozycji prezydenta Dudy właśnie tam trafiała.

Zdecyduje o tym marszałek Szymon Hołownia. Musiałby mieć dużo złej woli, a o to go nie podejrzewam. A mówiąc całkowicie poważnie – trzeba pamiętać, że prezydent Nawrocki wygrał przy rekordowej frekwencji i ma niezwykle silny mandat do sprawowania władzy. Jeśli rząd chce skutecznie rządzić, reformować kraj, przepychać swoje propozycje, musi współpracować z prezydentem. Innej możliwości nie ma. Jeśli gabinet Donalda Tuska nie będzie zdawał sobie z tego sprawy, będzie miał olbrzymie problemy. I dla mnie sprawa jest jasna: jeżeli prezydent zgłosi projekt ustawy o CPK, który następnie przez parę miesięcy będzie leżał w sejmowej zamrażarce, to będzie to tylko ze szkodą dla obecnej większości parlamentarnej.

Kiedy ostatni raz Nawrocki rozmawiał z Tuskiem?

Panowie widzieli się na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego w czerwcu.

To dawno.

Ostatnie tygodnie pokazują, że premier ma dużo problemów w swoim obozie politycznym i – jak mniemam – próbuje sobie z nimi poradzić. Rekonstrukcja gabinetu jest tego najlepszym przykładem – od wielu tygodni mieliśmy do czynienia z giełdą nazwisk i przepychankami koalicjantów w mediach. Pozycja Donalda Tuska jest otwarcie kwestionowana nawet wśród posłów koalicji.

Pałac Prezydencki będzie otwarty dla szefa rządu?

Karol Nawrocki już jako prezydent elekt spotkał się z marszałkiem Szymonem Hołownią, wicepremierem Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem, liderem Konfederacji Sławomirem Mentzenem czy przewodniczącym Razem Adrianem Zandbergiem. Jeśli ktoś chce współpracować dla dobra Polski, prezydent Karol Nawrocki zawsze będzie otwarty na rozmowę. ©Ⓟ