ikona lupy />
Materiały prasowe

Przekonanie, że niedzielne głosowanie ma kluczowe znaczenie, potwierdzają badania UCE Research przeprowadzone na zlecenie Onetu. Aż 72,9 proc. ankietowanych zgodziło się ze stwierdzeniem, że tegoroczne wybory są „najważniejsze dla Polski ze wszystkich, jakie były w ostatnich latach”, z czego 39 proc. odpowiedziało „zdecydowanie tak”. Twierdząco – zapewne z różnych powodów – odpowiedzieli zarówno wyborcy Karola Nawrockiego (79,6 proc.), jak i Rafała Trzaskowskiego (78,4 proc.).

Ja jestem przekonany, że te wybory nie będą najważniejsze, ale na pewno najdziwniejsze w ostatnich latach. Najpierw przez wiele miesięcy kampanii praktycznie nie było. Gdy we wrześniu 2024 r. Sławomir Mentzen rozpoczął objazd po Polsce, przez długie tygodnie był jedynym kandydatem aktywnym w terenie. Jarosław Kaczyński dokonywał wówczas dopiero wyboru, kto w imieniu PiS będzie walczył o schedę po Andrzeju Dudzie, a w Platformie Obywatelskiej nie było jeszcze nawet mowy o prawyborach. Te ostatecznie odbyły się na początku listopada – Rafał Trzaskowski pokonał Radosława Sikorskiego, zdobywając 74,75 proc.

Gdy lista kandydatów zaczęła się klarować, debatę publiczną w Polsce zdominowały wydarzenia w Stanach Zjednoczonych. Przez długie tygodnie skupialiśmy się na tym, kto wygra wybory za oceanem, co wybór Donalda Trumpa oznacza dla naszego kraju, a następnie, jak pierwsze decyzje nowego prezydenta USA wpłyną na wojnę w Ukrainie i cały Sojusz Północnoatlantycki. Główni pretendenci skoncentrowali się na kwestiach bezpieczeństwa. Karol Nawrocki apelował o wyłączenie tematyki obronności ze sporu politycznego. „Aby uznać pewne fundamenty, zasadnicze kwestie, które jesteśmy zobowiązani zapewnić obywatelom RP, bezpieczeństwo Polaków powinno stanowić linię demarkacyjną sporu politycznego” – przekonywał kandydat PiS, wzywając Rafała Trzaskowskiego do podpisania „Konstytucji Bezpieczeństwa RP”. „Nie trzeba nikogo przekonywać, że kwestie bezpieczeństwa są dzisiaj absolutnie najważniejsze” – odpowiadał kandydat PO i zorganizował spotkanie z kilkunastoma generałami, weteranami i ekspertami od spraw bezpieczeństwa.

Niewiele dziś z tego pozostało. O „Konstytucji Bezpieczeństwa RP” zapomniał już chyba nawet PiS. Mizernie wyglądają też efekty pracy zespołu prezydenta Warszawy. „Dlaczego nie pociągnięto tego dalej? Dlaczego nie powstał raport, lista priorytetów, nowa strategia? Struktura takiego wydarzenia powinna być taka, że najpierw prezentujemy zespół, potem – za tydzień lub dwa – widzimy jakieś efekty jego pracy. I robimy z tego wydarzenia coś przełomowego. W tym wypadku tak nie było i dlatego nikt o tym zespole już nie pamięta” – słusznie zauważyła dr hab. Ewa Marciniak, politolożka z Uniwersytetu Warszawskiego („Zdecydują niezdecydowani”, DGP nr 89 z 9–11 maja).

Nie lepiej było z innymi tematami. W trakcie kilku miesięcy kampanii usłyszeliśmy zaskakująco mało o wizjach obu kandydatów na najważniejsze dla Polaków sprawy. Często ograniczali się do rytualnego „chcemy, aby było lepiej”. Pokazywał to przedwyborczy kwestionariusz DGP.

Poprawa ochrony zdrowia? „Potrzebujemy nie tylko rozmowy o finansowaniu, ale też o organizacji, jakości i zaufaniu. Samo zwiększanie nakładów nie wystarczy” (Rafał Trzaskowski). „Przede wszystkim postawię twarde weto wszelkim próbom prywatyzacji służby zdrowia lub ograniczenia dostępu do państwowej służby zdrowia. Leczenie musi być dostępne dla wszystkich, a nie tylko dla bogatych” (Karol Nawrocki).

Reforma mediów publicznych? „Media publiczne muszą być niezależne, pluralistyczne i służące wszystkim obywatelom” (Rafał Trzaskowski). „Media publiczne muszą przestać być traktowane jako łup polityczny (…) w dużej mierze powinny być mediami obywatelskimi, które pracują na rzecz społeczeństwa obywatelskiego” (Karol Nawrocki).

Naprawa sądownictwa? „Potrzebujemy sprawiedliwego i stabilnego rozwiązania, które przywróci zaufanie obywateli do sądów, wykluczy osoby, co do niezależności których są uzasadnione wątpliwości, a zarazem nie złamie karier młodym ludziom, których jedyna «przewina» polegała na tym, że weszli do zawodu w momencie, gdy PiS postanowił upolitycznić sądy” (Rafał Trzaskowski). „Sędziowie i cały wymiar sprawiedliwości mają przede wszystkim służyć ludziom. Obecny chaos i kwestionowanie legalności niektórych sędziów powodują szkody, na których cierpią zwykli obywatele. Należy z tym skończyć jak najszybciej” (Karol Nawrocki).

Czytając te puste deklaracje, można odnieść wrażenie, że obaj główni kandydaci przejęli od Krzysztofa Stanowskiego hasło wyborcze „Zero konkretów”. Nawet jeśli wśród postulatów pojawiają się gdzieniegdzie obietnice „wspierania reform”, „prowadzenia rozmów” czy „rozpisania referendum”, niewiele z tego wynika. Wciąż nie wiemy, jak kandydaci zamierzają osiągnąć ambitne cele, takie jak „przywrócenie zaufania do sądów”, „leczenie dostępne dla wszystkich” czy „służące wszystkim” media publiczne. Na mglistych deklaracjach się skończyło.

Być może usłyszelibyśmy więcej o pomysłach na Polskę, gdyby kampania potoczyła się inaczej. Gdy wydawało się, że za sprawą przedwyborczych debat wrócimy na właściwe tory – to wtedy bowiem zainteresowanie wyborami na nowo odżyło – nadzieje szybko okazały się płonne. „Trupy wypadają z szafy” – taką wiadomość przesłał mi jeden z polityków PiS, gdy na jaw wychodziły kolejne informacje z przeszłości Karola Nawrockiego. Kandydat PiS do dziś nie wyjaśnił ani kwestii afery mieszkaniowej i opieki nad Jerzym Ż., ani udziału w kibolskich ustawkach, ani dziwnych historii z pracy jako ochroniarz w sopockim Grand Hotelu.

Jak zatem będzie wyglądała Polska po wyborach? Pozostają spekulacje, bo kandydaci nie przedstawili ani jasnych koncepcji, ani przekonujących argumentów, dlaczego to właśnie na nich warto oddać swój głos.

Prezydentura Rafała Trzaskowskiego z pewnością będzie w wielu kwestiach kontynuacją – zmagań Koalicji 15 Października w kolejnych dziedzinach. Uwaga mediów i opinii publicznej skupi się na rządzie, który straci wymówkę, że czegoś nie da się zrobić. Zniknie argument „Andrzej Duda i tak by to zawetował”, ale napięcia w koalicji pozostaną. A to one przez ostatnie półtora roku były głównym powodem stagnacji i odkładania na półkę kolejnych obietnic z listy 100 konkretów. Presja zatem wzrośnie – część komentatorów będzie oczekiwać przyspieszenia, a problemy nadal będą się piętrzyć. Liberalizacja prawa aborcyjnego? PSL będzie przeciw. Związki partnerskie? Podobnie. Obniżenie składki zdrowotnej? Lewica się nie zgodzi. Dopłaty do kredytów? Wojna PSL i PO kontra reszta świata. Rozliczenia? Spór pomiędzy jastrzębiami i gołębiami niemal pewny. Reforma sądownictwa? Chaos gwarantowany. Do tego dojdzie kwestia zapowiadanej rekonstrukcji rządu, którą „obiecał” premier. Gabinet ma być mniejszy i bardziej sprawny. Powodzenia w trudnych negocjacjach z koalicjantami raczej nie wróżę.

Polska pod prezydenturą Karola Nawrockiego również będzie kontynuacją – politycznego klinczu, sporu na linii mały pałac – duży pałac i częściowo usprawiedliwionego rządowego niedasizmu w wielu tematach. Prób negocjacji ustaw, często kończących się wetem, a także narastającego poczucia bezradności w Sejmie i niezadowolenia społecznego. Nowością w tej konfiguracji mogą być jednak historie z życia prezydenta. Demony przeszłości mogą nie ucichnąć po 1 czerwca, a to oznaczałoby zupełnie nową erę – prezydentury nieprzewidywalnej i zagadkowej. Potencjalnej puszki Pandory, która do dziś pozostaje nieotwarta. ©Ⓟ