W poniedziałek rano do pracy spieszyć się będę nie tylko ja, lecz także miliony innych Polaków. Po drodze odprowadzą dzieci do przedszkoli, kupią mleko i pokłócą się na porannym zebraniu. Sklepy będą działać. Domy się budować, a gospodarka kręcić. Świat nie skończy się z tego powodu, że wygra ktoś, kogo uważamy za zagrożenie dla Polski. Niezależnie od tego, jak się nazywa. Mieszkaniec pałacu jest aż – i tylko – prezydentem. Polską jesteśmy my wszyscy. Również ci drudzy. Ci, którzy na niego głosowali.

Niezależnie od wyniku wyborów nie znikną nasze obowiązki i problemy. Nie znikną rodziny, przyjaciele oraz najbliżsi. Nie zniknie Polska. Jeżeli sami jej nie zniszczymy, próbując zniknąć tych drugich. Tych, którzy głosowali na tego drugiego. Oni też mają pracę, zadania kwartalne, za dużą ratę kredytu. Też mają szefa, który się czepia. Też boją się wojny, choroby, braku pracy, sankcji, epidemii. Też martwią się o szkołę, rodzinę, firmę, przyjaciół. Też kochają Polskę i chcą, żeby była lepsza, bezpieczna, żeby się rozwijała. Nie, nie mówię o tym, że potrzeba nam zgody narodowej. To bzdura. Demokracja potrzebuje sporu, potrzebuje treści, potrzebuje zaangażowania. I nie, rozwiązaniem nie jest kompromis. Prawda nie leży pośrodku. Prawda jest dokładnie tam, gdzie jest.

Nie wszystkie argumenty są zawsze równoprawne. Czasem jest tak, że racje mają jedni, a mylą się drudzy. Często większość popełnia błąd i wybiera źle. Wielu z nas będzie w poniedziałek przekonanych, że tak się stało. Kandydaci też nie są tacy sami. Jeden będzie lepszym, a drugi gorszym prezydentem. Ale ich wyborcy gorsi nie są. Co najwyżej się mylą. Są jednak częścią tej samej wspólnoty, co my. I bez współpracy z nimi jej problemów nigdy nie rozwiążemy.

Świat się nie skończy. Nasza polityka też nie. To, że jedni z nas przegrali, nie oznacza, że już nigdy tym drugim nie odbiorą władzy. Jak powiedział pewien mądry Polak – być zwyciężonym i nie ulec, to zwycięstwo, zwyciężyć i spocząć na laurach, to klęska. Nie możemy więc ulec pokusie negacji tej drugiej Polski. Nie możemy ulec pokusie polityki niszczenia totalnego, bo ona prowadzi nas na skraj tego, co niewyobrażalne: wojny domowej.

Nie możemy jednak spocząć na laurach po zwycięstwie. Mamy dużo do zrobienia. Musimy przygotować służbę zdrowia na starość narodu, przygotować szkoły na niepewną przyszłość, przygotować wojsko tak, by wrogowie bali się nawet myśli o tym, żeby nas zaatakować. Musimy rozwijać gospodarkę, która da nam pracę, bezpieczeństwo i mocną pozycję w światowej rywalizacji. Musimy wygrać każdy kolejny dzień. Niezależnie od tego, kto wygra w niedzielę. ©Ⓟ