Apokaliptyczny obraz wydarzeń w kraju i na świecie wywołany został giełdowym tąpnięciem, trzeba przyznać: poważnym. Zaskakującym? Kiedy jakiś nowy czynnik hamujący dotychczasowe reguły wymiany pojawia się w gospodarce, giełdy na ogół reagują nerwowo. Tyle że, skoro przeszły pandemię, to pewno przejdą i Trumpa. Już zresztą w czwartek, drugiego dnia końca świata, notowania poszły sporo w górę... właściwie bez jasnego powodu – wystarczyło, że prezydent USA powiedział, że większość własnych decyzji z wtorku zawiesza. Z Chinami jest za to pełna gospodarcza wojna.
Giełdy były i będą wrażliwym organem gospodarki. Prawdę mówiąc, właśnie po to je stworzono, że kichały i kaszlały bardzo prędko, dając sygnał, że coś się dzieje. I coś się dzieje, tyle że nie upadek Ameryki i wszystkiego. Spoglądając na amerykańskie programy publicystyczne i satyryczne miałem nieodparte wrażenie, że w polskiej wersji językowej ten huragan emocjonalnego pląsania w tańcu świętego Wita mamy od czasu, kiedy władzę w Polsce przejął Jarosław Kaczyński. Demokracja? Skończona. Zamach stanu? Zrealizowany (biada temu, kto nie dostrzegł). Stan wojenny? Tajnie zadekretowany. Wolność mediów? Pozorna. Wybory? Ha, ha, ha, zapomnij. Marsz, marsz faszystowski, z ziemi włoskiej do Polski...
Wychodząc od polskiego przykładu mam prawo przewidywać, że nawiedzona amerykańska propaganda nieprzekonanych nie przekona. W przekonanych umocni duch fanatyzmu i jednokierunkowości myślenia. Owszem, niektórych się straci, bo jednak nie wytrzymają narracji krucjaty. Wielu jednak wpadnie w sidła wzmożenia, stając się przy tym uzależnionymi od tożsamościowych zastrzyków. Niesłychanie opłaci się to mediom tożsamościowym, które są tańsze w przygotowaniu niż tradycyjne – i znacznie łatwiejsze w zarządzaniu.
A przecież w krytyce polityki Trumpa jest wiele trafności (było też tak w przypadku krytyki PiS). Polityka chaosu, chociaż brzmi malowniczo, jest w praktyce bardzo trudna. Szczególnie, kiedy sprawcą tej polityki jest mocarstwo będące do tej pory fundamentem ładu. Mało jest prawdopodobne, by poradziła sobie z tym ekipa na wpół amatorska, oślepiona samozachwytem. Szkoda, że krytyka trumpizmu nie przebije się dalej niż do publiczności pragnącej tożsamościowej sztampy. ©Ⓟ