W ostatnim tygodniu polskie ambicje rozwojowe dostały dwa potencjalnie nokautujące ciosy.
Pierwszym był akt wydany przez administrację Joego Bidena, który dzieli świat na trzy kategorie. W koszyku pierwszym są państwa sojusznicze i przyszli liderzy rozwoju sztucznej inteligencji (AI), którzy bez ograniczeń będą mogli zamawiać konieczne do jej trenowania podzespoły. Do trzeciej grupy trafiły kraje wrogie, które o najnowocześniejszych półprzewodnikach powinny zapomnieć. Między tymi blokami jest reszta świata – w tym Polska. Środkowa grupa to kraje, do których USA będzie mogły wysyłać m.in. nowoczesne karty graficzne, ale ma je obowiązywać limit. W dodatku taki, którym da się manipulować w zależności od stanu relacji. Państwu, któremu jest z Waszyngtonem po drodze, administracja prezydencka będzie mogła poluzować ograniczenie. Limit stanie się więc formą nacisku i instrumentem do załatwiania amerykańskich interesów w „żółtej strefie”. Dla nas bardziej niebezpieczny jest scenariusz, w którym podział państw na kategorie stanie się przedmiotem geopolitycznych targów między grupami pierwszą i trzecią. Targów, w których kraje wrzucone do drugiego koszyka, będą leżeć na stole, zamiast przy nim siedzieć.
Drugim ciosem była zapowiedź Donalda Trumpa, że w ciągu czterech lat USA zainwestują 500 mld dol. w rozwój sztucznej inteligencji. Projekt Stargate (Gwiezdne Wrota) mają tworzyć trzy spółki: OpenAI, Oracle i Softbank. Zamysł jest taki, aby zbudować 20 centrów danych, które byłyby wykorzystywane wyłączenie do rozwijania AI. Prace już trwają. A to tylko część strumienia dolarów, który płynie do sektora. Gigantyczne inwestycje realizują już Google czy Microsoft. Cel jest jasny: znokautować globalną (zwłaszcza chińską) konkurencję w AI i dotrzeć na Księżyc przed innymi.
Warto powalczyć o renegocjację podziału świata
Księżyc nasuwa się na myśl nieprzypadkowo. Wyścig po AI to kolejny wielki cywilizacyjny zryw – po projekcie Manhattan, który doprowadził do zbudowania bomby jądrowej, czy programie Apollo, który utorował drogę do wbicia flagi USA na powierzchni naszego satelity. Ponieważ polskie możliwości bledną przy amerykańskich miliardach, zapowiedź Trumpa mogłaby skłaniać do wniosku, że w kwestii AI jest już pozamiatane. Nie jest to jednak prawda – udowodnili to Chińczycy. Zajmująca się inwestowaniem opartym na modelach matematycznych firma High-Flyer miała trochę niewykorzystanych mocy obliczeniowych. Udostępniła je więc badaczom, którzy stworzyli model językowy DeepSeek. W 2024 r. okazało się, że dorównuje on GPT-4 od OpenAI. Różnica jest taka, że powstał on – według deklaracji zespołu – za równowartość 5,6 mln dol. To o rząd wielkości mniej, niż kosztowały amerykańskie modele. To też kwota, którą dziś byłaby gotowa wydać nawet Polska.
Takich przykładów jest więcej. Pokazują one, dlaczego warto powalczyć o renegocjację podziału świata. Pojawiło się zresztą światełko nadziei: prezydent USA zapowiedział, że nowa administracja daje sobie czas, aby koszyki ponownie przemyśleć.
Jeśli jednak chcemy trafić do innej kategorii geopolityczno-technologicznej, musimy podjąć pewne wysiłki. Po pierwsze – pozycja międzynarodowa nie jest orderem, który Amerykanie przypną nam w uznaniu naszych zasług – choćby za pomoc Ukrainie. Trzeba ją sobie wypracować. Nie należy też rozdawać bezwarunkowych, często bardzo drogich przysług – jak przy okazji sprawy niedoszłej wizyty premiera Izraela w Polsce.
Po drugie – prezydent Trump jest biznesmenem, więc najlepiej podłączyć kwestię „pierwszego koszyka” pod któryś z ważnych dla Amerykanów tematów. Jednocześnie warto byłoby zakończyć spór o nominacje i powołać wreszcie ambasadora w Waszyngtonie (Bogdan Klich wciąż jest jedynie chargé d’affaires). Wciąganie dyplomacji w spór polityczny, zwłaszcza na tak wrażliwym odcinku, to działanie na szkodę naszego interesu.
Trzecie zadanie to wypracowanie wspólnego frontu wewnątrz koalicji rządzącej. Sytuacja, w której polski wicepremier deklaruje, że decyzja administracji Bidena go zaskakuje, po czym publicznie wzywa ministra spraw zagranicznych do wyjaśnień, jest kuriozalna. A to nie koniec kabaretu. Kilka godzin przed opublikowaniem feralnego aktu Radosław Sikorski spotkał się z ambasadorem USA Markiem Brzezińskim. Można się domyślać, że sprawy nie omawiali, bo dzień później MSZ wezwał Brzezińskiego na kolejną rozmowę. A wtedy do gry włączył się minister rozwoju, pisząc do ambasadora list z prośbą o wyjaśnienia. Czy leci z nimi pilot? Kiedy zapytałam, jakie działania podejmuje polski rząd w sprawie amerykańskiego aktu, odpowiedział mi tylko resort cyfryzacji. Od urzędników dowiadujemy się, że: „MSZ zorganizuje konsultacje na poziomie eksperckim z odpowiednimi polskimi i amerykańskimi instytucjami, aby zmienić klasyfikację Polski. Ministerstwo Cyfryzacji i Ministerstwo Rozwoju i Technologii przeprowadzą analizę potencjalnych skutków gospodarczych nowych przepisów, w tym danych dotyczących polskiego zapotrzebowania na amerykańskie chipy”.
Pamiętajmy o grafenie
Polski modus operandi w kwestii projektów rozwojowych często kończy się jak na tym memie, w którym rowerzysta rozpędza się, a na następnym obrazku wsadza sobie kij w szprychy. Sztandarowym przykładem jest grafen, który równo dekadę temu miał zapoczątkować wielką rewolucję, ale zatopiła go jedna decyzja polityczna. Spółki, które rozpoczynały aktywność w tamtym czasie, wychodzą dziś z fazy eksperymentalnej i dostarczają gotowe produkty. Tak jest również w przypadku spółki IDEAS NCBR – jedna decyzja o wymianie kierownika jednostki sparaliżowała rozwój ośrodka na kilka miesięcy, jeśli nie lat. Mamy styczeń, a instytut, który ma zostać następcą spółki, wciąż nie został formalnie powołany. Jak dowiaduje się DGP, resort cyfryzacji złożył wniosek o wpisanie rozporządzenia powołującego instytut do wykazu prac legislacyjnych. Sprawa jest również wpisana do agendy najbliższego posiedzenia zespołu programowania prac rządu.
Aby liczyć się na mapie świata, należy wziąć przykład z wielkich amerykańskich korporacji, które postawiły na AI, a teraz podejmują kolejne niezbędne kroki: wznawiają działanie elektrowni atomowej, by zasilać centra danych, inwestują w badania nad technologią małych reaktorów jądrowych (kto pierwszy udowodni, że to działa, zdobędzie ogromną przewagę na rynku), ściągają naukowców z topowych uczelni lub zasilają je funduszami. My nie dorobiliśmy się nawet porządnego programu utrzymania aparatury badawczej. Jesienią w internecie co chwila wybuchały skandale, gdy okazało się, że resort nauki przerywa finansowanie funkcjonujących od lat jednostek. Nawet tak kluczowe projekty jak włączenie Cyfronetu do sieci fabryk AI (potrzebne było na to 70 mln z budżetu) udały się tylko dlatego, że nagłośnili je dziennikarze (oficjalnie przyznał to wiceminister finansów).
W lipcu 2024 r. w tekście „Czas na piątkę dla AI” pisałyśmy z Anitą Dmitruczuk, że rząd musi opracować strategię rozwoju w obszarze sztucznej inteligencji wraz z planem realizacji. Strategie, z których nic nie wynika, to gwarancja, że zawsze będziemy drugą kategorią. ©Ⓟ