Żadne rozstrzygnięcie wyborcze w ostatnich latach nie wzbudziło tak silnych emocji społecznych przy tak wątłych podstawach do jego kwestionowania. Słowa „anomalie”, „wątpliwości”, „błędy”, „nieprawidłowości” i „fałszerstwa” odmieniano przez wszystkie przypadki. Podsumujmy więc, co wiemy na pewno, a co pozostaje w sferze domniemań, przypuszczeń czy po prostu teorii spiskowych.

Co jest prawdą?

  • Wynik wyborów.

Wbrew tezom niektórych komentatorów jest powszechnie znany. Zwycięstwo odniósł Karol Nawrocki. Zgodnie z art. 127 ust. 6 konstytucji uzyskał większą liczbę głosów od swojego kontrkandydata.

  • Podczas wyborów dochodziło do nieprawidłowości.

SN potwierdził 22 przypadki, w których zgłoszone przez wyborców zarzuty były zasadne. Polegały one m.in. na odwrotnym wpisaniu do protokołu liczby głosów uzyskanych przez kandydatów (dziewięć protestów), pomyłkach w liczeniu głosów (pięć protestów) czy odebraniu przez członka obwodowej komisji niewłaściwego zaświadczenia o prawie do głosowania podczas I tury wyborów, co uniemożliwiło obywatelowi udział w II turze. SN uznał, że nieprawidłowości te nie zaważyły na wyniku.

  • Wynik głosowania (nie mylić z wynikiem wyborów) przedstawiony w obwieszczeniu Państwowej Komisji Wyborczej nie jest zgodny ze stanem faktycznym.

W 15 obwodowych komisjach po oględzinach kart wyborczych stwierdzono inną liczbę głosów oddanych na kandydatów, niż wpisano do protokołu. Ostateczna różnica uzyskanych przez nich głosów jest nieznacznie niższa.

Co nie jest prawdą?

  • Pomyłki w liczeniu głosów były powszechne.

Nie ma na to dowodów. Badanie przeprowadzone przez Fundację im. Stefana Batorego mówi wprost: pojawiały się nieprawidłowości, ale nie były one masowe. „Pomimo wyjątkowo wyrównanej rywalizacji nic nie wskazuje na to, by te przekłamania doprowadziły do zmiany ostatecznego rezultatu wyborów. Ani ich skala, ani ukierunkowanie nie dają podstaw do podważania rozstrzygnięcia, które w wyniku wyborów zapadło” – czytamy w raporcie.

  • Pomyłki były tylko na korzyść jednego kandydata.

Wręcz przeciwnie. W wyniku wspomnianych oględzin kart wyborczych ujawniono błędy na korzyść zarówno Karola Nawrockiego, jak i Rafała Trzaskowskiego.

  • W poprzednich wyborach odwrotne wpisywanie głosów do protokołu się nie zdarzało.

Z tezą tą mierzyliśmy się już na naszych łamach („O nieprawidłowościach słów kilka”, DGP nr 120 z 24 czerwca 2025 r.). W dużym skrócie: do podobnego przypadku doszło chociażby w ubiegłorocznych wyborach samorządowych. Tam konsekwencje błędu okazały się dużo poważniejsze.

  • Dla „świętego spokoju” SN mógł ponownie przeliczyć głosy we wszystkich komisjach.

Nie mógł. Przepisy kodeksu wyborczego nie przewidują takiej możliwości. Oględzin kart wyborczych dokonuje się jedynie w komisjach, w których były dowody na pomyłki.

  • Podczas wyborów dochodziło nie tylko do nieprawidłowości, lecz także do fałszerstw.

Tezę tę lansowali szczególnie poseł Koalicji Obywatelskiej Roman Giertych i były redaktor naczelny „Newsweek Polska” Tomasz Lis. Do tej pory nie zaprezentowali cienia dowodu. Ktoś powie: „ale prokuratura bada ten wątek”. I bardzo dobrze, że to robi. Jeśli ktokolwiek umyślnie podmieniał głosy, powinien ponieść konsekwencje. Niemniej formułowanie oskarżeń o „skręceniu wyborów” jest niczym innym jak sianiem niepokoju i podburzaniem społeczeństwa.

  • Szymon Hołownia nie może zwołać Zgromadzenia Narodowego, bo Izba Kontroli Nadzwyczajnej, która wydała uchwałę o ważności wyborów, nie jest sądem.

To stwierdzenie, do którego można podejść z wielu stron. Jeśli przyjmiemy, że uchwały IKNiSP nie mają żadnej mocy – co i tak jest założeniem dość kontrowersyjnym – w gruncie rzeczy niewiele to zmienia w tej konkretnej sytuacji. Wielu prawników, w tym m.in. rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek, podkreśla, że istnieje domniemanie ważności wyborów. Krótko mówiąc: tak długo, jak SN nie stwierdzi ich nieważności, Karol Nawrocki jest prezydentem elektem. Skoro w obrocie prawnym nie funkcjonuje żadna uchwała SN podważająca wynik wyborów, marszałek Sejmu jest zobowiązany zwołać Zgromadzenie Narodowe i odebrać ślubowanie od zwycięzcy głosowania.

Bez wyczucia

Brawurowe tezy można mnożyć. Przez ostatni miesiąc padło ich wiele. Kolejną podzielił się przed kilkoma dniami sam minister sprawiedliwości Adam Bodnar. Po wydaniu przez IKNiSP uchwały stwierdził, że wyśle do Szymona Hołowni list, w którym wykaże nieprawidłowości wyborcze. Na pytanie, co marszałek Sejmu ma z tym listem zrobić, szef resortu odpowiedział, że to już leży w gestii marszałka. Przyznam, że gdy to usłyszałem, zamurowało mnie. Wywieranie nacisków na drugą osobę w państwie, czynienie dziwnych aluzji i pozostawianie niedopowiedzeń w tak ważnej sprawie jak wybory prezydenckie to ostatnie, co powinien robić minister sprawiedliwości i były rzecznik praw obywatelskich.

Kompletnym brakiem wyczucia wykazała się również pierwsza prezes Sądu Najwyższego Małgorzata Manowska, która dzień przed posiedzeniem IKNiSP komentowała, jakiego prezydenta by chciała, a jakiego niekoniecznie. – Nie jestem zainteresowana takim prezydentem, który w czasie kampanii wyborczej używa sformułowania „nasi sędziowie”. (…) Nie jestem zainteresowana takim prezydentem, który jest desygnowany przez opcję polityczną, która rękami ministra Bodnara oraz niektórych sędziów funduje nam projekty, które są absolutnie sprzeczne z konstytucją i z prawem europejskim również. Na przykład weryfikacja sędziów – przekonywała w TOK FM.

Nie mam problemu z tym, że sędzia ma poglądy polityczne. Problem zaczynam dostrzegać wtedy, gdy sędziowie opowiadają publicznie, że w II turze oddali głos na tego, a nie innego kandydata. Małgorzata Manowska jako pierwsza prezes SN powinna to rozumieć jak nikt – zwłaszcza że wielokrotnie krytykowała „polityków w togach”, a ich aktywność nazywała „stratą zarówno dla wymiaru sprawiedliwości, jak również dla społecznego postrzegania sędziego jako osoby bezstronnej”.

Wtorkowa uchwała SN i deklaracja Szymona Hołowni, że 6 sierpnia odbierze ślubowanie od Karola Nawrockiego kończą większość dyskusji okołowyborczych. Zdobyliśmy kolejny szczebel na drabinie eskalacyjnej. Politycy – zarówno Koalicji 15 października, jak i całej opozycji – powinni dziś tonować napięcia i wspólnie zastanowić się nad kompleksową reformą kodeksu wyborczego, aby wyeliminować niedoskonałości i luki. Nie mam jednak złudzeń, że tak się wydarzy. Rację miał ten, kto stwierdził kiedyś, że kampania wyborcza zaczyna się dzień po wyborach. ©Ⓟ

Politycy – zarówno Koalicji 15 października, jak i całej opozycji – powinni dziś tonować napięcia i wspólnie się zastanowić nad kompleksową reformą kodeksu wyborczego