Zmiany wprowadzane w zagranicznych redakcjach Telewizji Polskiej z Biełsatem na czele wywołały permanentny kryzys. Zwolnienia, wzajemne oskarżenia o polityczne motywy, zawiadomienia do prokuratury, zaś w tle – drastycznie zmniejszone zasięgi oraz obawy o przyszłość jedynej na świecie białoruskojęzycznej telewizji. Niektórzy współpracownicy, w tym korespondenci na wojnie rosyjsko-ukraińskiej, przez kilka miesięcy nie otrzymywali wynagrodzeń. Nowe kierownictwo stacji odpowiada, że zaległości uregulowano, a działającemu od 18 lat Biełsatowi nic nie grozi. Nie zmienia to jednak faktu, że dziennikarze są pełni obaw.
Nie jak Romaszewska
W marcu zwolniono twórczynię i dyrektorkę kanału Agnieszkę Romaszewską-Guzy. Rozwiązanie umowy przerodziło się w dyscyplinarkę i zawiadomienie do prokuratury o nieprawidłowościach finansowych, którym Romaszewska stanowczo zaprzecza. W lipcu Onet pisał, powołując się na dokumenty TVP, że straty miały sięgać 7 mln zł. W listopadzie „Gazeta Wyborcza” informowała o wejściu CBA do telewizji oraz domu Romaszewskiej, co była dyrektorka wyśmiała w mediach społecznościowych. „Nikt nie przeszukuje mojego mieszkania! A ma przeszukać? Od ponad 40 lat już nie przeszukiwał” – napisała w serwisie X. Spór dotyczy umów z firmą Devkom, odpowiedzialną za obsługę informatyczną stacji. TVP na początku roku przestała opłacać wystawione przez Devkom faktury, więc firma wyłączyła strony Belsat.eu i Vot-tak.tv.
Witryny nie działały przez kilka sierpniowych tygodni, a gdy je znów uruchomiono, okazało się, że duża część kreatywnie rozwijanych funkcjonalności stron oraz aplikacji nie działa. I, jak słyszymy, nie zanosi się na zmianę stanu rzeczy. – Nie przywrócono całego archiwum, kuleje pozycjonowanie w wyszukiwarkach. To jest zabójcze dla zasięgów i przyzwyczajeń czytelników. Gdyby nie to, że przez ostatnie lata mocno rozwijaliśmy serwisy społecznościowe, stracilibyśmy możliwość dotarcia do widzów – tłumaczy nam jeden z rozmówców. Brak archiwum oznacza zarazem, że z sieci zniknęła część materiałów przygotowana przez dziennikarzy, którzy siedzą dziś za nie w białoruskich obozach.
Zostaliście wykorzystani, żeby kierownictwo w ogóle nie musiało odpowiadać na najtrudniejsze pytania – tłumaczy nam jedna z dziennikarek Biełsatu
Michał Broniatowski, nowy dyrektor TVP World, ma zreformować Biełsat, pozbawiając go samodzielności organizacyjnej i scalając z redakcją anglojęzyczną. Obie wejdą w skład tworzonego Ośrodka Mediów dla Zagranicy (OMZ). Broniatowski to doświadczony, znający Wschód dziennikarz. Pracował w Reutersie, rosyjskiej agencji Interfax i Onecie, a w 2013 r. współtworzył ukraińską, opozycyjną dziś telewizję Espreso, kojarzoną z posłem Mykołą Kniażyckim z partii byłego prezydenta Petra Poroszenki. Broniatowski zamierza kierować międzynarodowymi projektami TVP w porozumieniu z resortem dyplomacji, ich głównym sponsorem.
Romaszewska, której związki ze środowiskiem PiS są powszechnie znane, ostro walczyła o Biełsat także wtedy, gdy za czasów ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego pojawiały się pomysły, by złożyć kanał na ołtarzu resetu relacji z Alaksandrem Łukaszenką. Broniatowski w lipcowej rozmowie z DGP zapowiadał, że „niczego nie będzie wymagał od MSZ”. – Proszę nie oczekiwać ode mnie zachowania podobnego do pani Romaszewskiej – deklarował.
Nowe projekty
14 listopada wraz z innymi przedstawicielami mediów dostaliśmy zaproszenie na spotkanie poświęcone formalnemu powołaniu OMZ. Mieli w nim wziąć udział Broniatowski oraz przedstawiciele resortu: rzecznik polskiej dyplomacji Paweł Wroński i wiceszefowa departamentu komunikacji strategicznej Katarzyna Szaran. Gdy dotarliśmy do siedziby Telewizji Polskiej, okazało się, że nie będzie to spotkanie z nimi, lecz prezentacja nowej szefowej Biełsatu Aliny Kouszyk. Wprowadzono nas do newsroomu. Dziennikarze Biełsatu byli równie zaskoczeni jak my. Oni z kolei rano dostali e-maile z informacją o spotkaniu z Kouszyk, ale nikt ich nie uprzedził, że będzie ono miało formę konferencji prasowej. Nasza obecność sprawiła, że dziennikarze nie mogli swobodnie zadać części nurtujących ich pytań, które mogłyby dotyczyć spółki. Ten argument zresztą padał z ust Broniatowskiego. – Zostaliście wykorzystani, żeby kierownictwo w ogóle nie musiało odpowiadać na najtrudniejsze pytania – tłumaczy nam dziś jedna z dziennikarek Biełsatu.
W prezentacji Kouszyk zdalnie wzięła udział liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanouska, jej dotychczasowa szefowa w Zjednoczonym Gabinecie Przejściowym (APK), formie emigracyjnego rządu Białorusi. Nowa dyrektorka odpowiadała w nim za odrodzenie narodowe, a poza tym była szefową frakcji w Radzie Koordynacyjnej, wirtualnym parlamencie. Na spotkaniu nie pojawił się dotychczasowy p.o. dyrektor Biełsatu Alaksiej Dzikawicki. Efekt zaskoczenia sprawił, że także część załogi zbojkotowała spotkanie. Wieloletni zastępca Romaszewskiej dowiedział się o swoim odwołaniu trzy godziny przed jego ogłoszeniem. – Nie kwestionuję prawa szefów do decyzji kadrowych, ale uważam, że po 18 latach pracy w Biełsacie zasłużyłem na inny styl ich podejmowania – mówi w rozmowie z DGP. Nieoficjalnie ustaliliśmy, że Dzikawicki otrzymał ofertę kierowania portalem Belsat.eu, ale jej nie przyjął i wkrótce po tym odszedł z firmy.
Broniatowski tymczasem opowiadał redakcji, jak zostanie zorganizowany OMZ. Białoruski Biełsat, rosyjskie Wot Tak oraz nieistniejące na razie pasmo ukraińskie – jak słyszymy, będzie ono nosić nazwę Sława (Slava.ua) albo Razom – podzielą się czasem w ramach jednego kanału. Drugą anteną OMZ będzie angielskie TVP World, które zmieni nazwę na Poland Now. Biełsatem pokieruje Alina Kouszyk, która współtworzyła kanał i pracowała w nim przez 15 lat. Szefową redakcji ukraińskiej zostanie Marija Hurska, redaktorka naczelna finansowanego przez Kulczyk Foundation serwisu Sestry.eu, była dziennikarka Espreso, które współtworzył Broniatowski. Na czele Wot Tak pozostanie dotychczasowy szef Juryj Sałodki, czego głośno żądali jego podwładni. Broniatowski nie zdążył go jednak powiadomić o tym przed prezentacją, więc jego nazwisko potwierdził dopiero później.
Cichanouska dziękowała twórcom Biełsatu za pracę, bez której „trudno wyobrazić sobie białoruski krajobraz medialny”, oraz chwaliła Broniatowskiego i Wrońskiego za to, że na czele kanału stanie Białorusinka. – To nie tylko projekt medialny, lecz także symbol przyjaźni polsko-białoruskiej – przekonywała. Kouszyk wspominała trudne początki kanału i wyrażała wdzięczność Romaszewskiej i Dzikawickiemu. Wtórował jej Paweł Wroński, który dodał, że ukraińska redakcja będzie miała za zadanie zapoznawanie Ukraińców z „polskim punktem widzenia”. Tymi samymi słowami tłumaczy jej rolę departament informacji MSZ w korespondencji do redakcji DGP, niepodpisanej z imienia i nazwiska (to stała praktyka wielu urzędów, utrzymana po zmianie władzy w 2023 r.). „Działalność Wot Tak daje szansę na dotarcie do społeczeństwa rosyjskojęzycznego z obiektywną, nieskażoną putinowską propagandą informacją. Pasmo ukraińskie daje możliwość przedstawiania polskiego stanowiska w niektórych sprawach” – czytamy.
Zespół Biełsatu przyjął Kouszyk z mieszanymi uczuciami. Jedni reporterzy chwalą ją za profesjonalizm, umiejętności interpersonalne i doświadczenie. Inni podważają jej siłę przebicia, jaką cechowali się Dzikawicki i Romaszewska. Powszechne oburzenie wywołał sposób zaprezentowania zmian, choć złość skupiła się nie na Kouszyk, lecz na Broniatowskim. Z otoczenia Dzikawickiego słyszymy, że regulaminu OMZ nie konsultowano ani z nim, ani z resztą zespołu. Broniatowski mówił, że p.o. dyrektor brał udział w konsultacjach, ale „nie na bieżąco”. Dziennikarze przekonują, że prowadzenie prac w tajemnicy groziło nieuwzględnieniem specyfiki Biełsatu. O tym, że nowa ekipa nie do końca ją czuje, świadczyło wpuszczenie do newsroomu kamer, choć część pracowników – ze strachu przed losem ich mieszkających na Białorusi bliskich – pracuje incognito. Niektórzy w pierwszym odruchu chowali się za biurkami. Inni głośno prosili o nierobienie zdjęć.
Kouszyk na gorąco przekonywała zaś DGP, że jej celem jest „zachowanie tożsamości Biełsatu jako jedynej w świecie stacji nadającej w języku białoruskim”. – Traktuję to jako misję życiową. Ale Biełsat musi też przejść reformę, aby polepszyć ofertę programową. Będę walczyła o to, aby Biełsat wrócił do nadawania na samodzielnej antenie. Decyzja jest trochę wymuszona, ale czasem trzeba zrobić krok w tył, aby potem wykonać kilka kroków do przodu – tłumaczyła. I zapewniała, że kierownictwo TVP World i MSZ obiecało jej samodzielność, jeśli chodzi o politykę redakcyjną, ofertę programową i kwestie kadrowe. – Ofertę objęcia stanowiska otrzymałam od kierownictwa TVP, i to z nim prowadziłam rozmowy na ten temat. To nie była łatwa decyzja, ale skonsultowałam sprawę z przełożoną (Cichanouską – red.) i podjęłyśmy decyzję, że objęcie tak ważnego strategicznie medium tylko pomoże je wzmocnić – mówiła 15 listopada DGP.
Z dwóch źródeł słyszymy, że kandydaturę Kouszyk zaproponował Marcin Wojciechowski. To dyplomata, były dziennikarz „Gazety Wyborczej”, który wiele lat pracował w ambasadzie w Mińsku. – Alina była zaskoczona, ale zgodziła się objąć funkcję po konsultacji z Cichanouską – mówi nasze źródło w TVP. W procesie konsultacji miał też uczestniczyć Pawieł Łatuszka, były minister kultury, który w 2020 r. przeszedł na stronę opozycji i został zastępcą Cichanouskiej, oraz jej główny doradca Franak Wiaczorka. Polityczne konsultacje objęły także kandydaturę Marii Hurskiej. Ona sama zna się z dyrektorem OMZ z czasów pracy w Espreso. Kilka dni przed ogłoszeniem nominacji Hurska opublikowała zdjęcie z Broniatowskim i Pawłem Kowalem, szefem Rady ds. Współpracy z Ukrainą przy premierze. Podpis: „Rozmawiamy o nowych projektach”.
To likwidacja stacji
Przejście Kouszyk do polityki i jej późniejszy powrót do Biełsatu, podkreślone odezwą Cichanouskiej podczas prezentacji, wywołało dyskusje wśród Białorusinów. Pawieł Usau, politolog związany z prawicą kontestującą Cichanouską, napisał, że „redakcja stanie się propagandowym instrumentem w rękach biura Cichanouskiej, ze wzmocnioną cenzurą i zniszczeniem politycznej autonomii redakcji”. – Znamy się z Pawłem od dawna. Reprezentuje konkretny nurt polityczny, choć nie zawsze się do tego przyznaje. Dla mnie podstawą jest rzetelność dziennikarska. Wszystkie nurty będą miały prawo do zabrania głosu na Biełsacie – zapewniała Kouszyk w rozmowie z DGP. – Również nurt reprezentowany przez Usaua? – pytaliśmy. – Tak – podkreśliła.
Romaszewska uważa, że likwidacja Biełsatu jako odrębnej jednostki zapowiada koniec samej stacji. – Można się oszukiwać, że samodzielność organizacyjna nie jest potrzebna, że pieniądze nie są potrzebne, ale nie zmienia to faktu, że Biełsat jest marginalizowany – mówi. – Nasza „separatystyczna” tendencja, czyli pomysł wydzielania Biełsatu, stworzenia osobnej marki i własnego zaplecza technicznego, jest cenna. Antena działała na innych zasadach, bo była kierowana do innej widowni. Dziennikarze często musieli działać w warunkach konspiracyjnych, czego nowe kierownictwo TVP zdaje się nie rozumieć. Od miesięcy odwracano ten proces. Konsekwentnie ograniczano niezależność stacji, zabierano infrastrukturę i wyposażenie techniczne, zwalniano ludzi. I nawet jeśli władze TVP zaprzeczają i podkreślają, że Biełsat nie jest likwidowany, to de facto wszystko się do tego sprowadza. Podjęcie przez likwidatora TVP uchwały o utworzeniu OMZ jest postawieniem kropki nad i – przekonuje.
MSZ zapewnia, że Biełsat pozostanie silnym ośrodkiem informacyjnym. „Z racji braku wolnych mediów niezależnych na Białorusi Biełsat pełni i będzie pełnił także rolę kulturotwórczą – budowania narodowej tożsamości białoruskiej, a także tworzenia kadr dziennikarskich. MSZ we współpracy z TVP pracuje nad nowym projektem porozumienia ramowego, który obecnie jest na etapie konsultacji. W tej wersji dokumentu szczególna pozycja Biełsatu została uwzględniona. MSZ zależy na kontynuowaniu wspierania tożsamości kulturowej narodu białoruskiego oraz działalności Biełsatu, zwłaszcza w zakresie zwalczania dezinformacji” – czytamy w odpowiedzi resortu Radosława Sikorskiego.
W 2025 r. OMZ miałby dysponować ok. 140 mln zł. Resort dyplomacji podobno obiecał, że na pasmo białoruskie przypadnie z tego 40 mln zł, ale tej kwoty nikt oficjalnie nie potwierdza. Według Romaszewskiej Biełsat (w tym Wot Tak) w 2023 r. otrzymał z MSZ 63 mln zł. – Mogę jedynie zapewnić, że finansowanie będzie dokładnie takie samo, jak w 2024 r. Pieniądze będziemy rozdysponowywać w taki sposób, aby zapewnić synergię i zmieścić się w planowanym budżecie. Jednocześnie będziemy poszukiwać dodatkowych środków od sponsorów państwowych i unijnych – tłumaczy Broniatowski. – Nikt Biełsatu zamykać nie zamierza. Ale potrzebny jest demontaż imperium Romaszewskiej i racjonalizacja kosztów, bo pieniądze były dotychczas wydawane w nieprzejrzysty sposób – mówi z kolei pracownik MSZ zajmujący się tematami białoruskimi.
W TVP słyszymy, że jeśli uda się znaleźć dodatkowe 50–60 mln zł, trzy pasma zostaną ponownie rozdzielone na oddzielne anteny. Byłoby to jednak możliwe najwcześniej w 2026 r. Zapytaliśmy resort dyplomacji, czy poprze taki kierunek rozwoju, ale nie odpowiedziano nam wprost. „W opinii MSZ powinno być stale poszerzane pasmo Wot Tak i pasmo ukraińskie” – czytamy.
Dwie dyscyplinarki
Pierwszego dłuższego wywiadu po swojej nominacji Kouszyk udzieliła własnej stacji. To wyjątkowo ostra rozmowa. Białoruscy internauci porównywali ją do formatu „Hard Talk” znanego z BBC. Przeprowadził ją biełsatowski weteran Siarhiej Padsasonny. Reporter prosił szefową o odniesienie się do tezy, że podjęte decyzje oznaczają likwidację Biełsatu, pytał, czy patrząc na jej karierę polityczną, nie ma konfliktu interesów oraz o to, czy Dzikawicki „nie ma podstaw, by czuć się przez nią zdradzony”. – Przeze mnie? To nie zdrada, to decyzja polskich władz, telewizji, do której należy Biełsat. Zdrady w tym żadnej nie widzę, poza tym, że faktycznie nie mogłam wcześniej porozmawiać z Alaksiejem. Takie były warunki pracodawców – tłumaczyła Kouszyk.
Równolegle Padsasonny 19 listopada dobitnie powiadomił widzów o zmianach na początku programu „Abjektyu”, najważniejszego serwisu informacyjnego stacji. – Zazwyczaj na początku programu „Abjektyu” witam się z państwem, przedstawiam jakąś informację i główne tematy dnia. Dziś będzie inaczej – zagaił. – Biełsat opuszcza nasz wieloletni kierownik. Człowiek, który tworzył nasz kanał i nasz zespół. Alaksiej Dzikawicki napisał do swoich kolegów list pożegnalny. Alaksiej poprosił o zwolnienie za porozumieniem stron. Jak mówi, otrzymał polecenie likwidacji jednostki TV Biełsat i nawet formalnie nie chce przykładać do tego ręki. Przez cały dzień dziennikarze kanału piszą słowa wdzięczności i wsparcia. Ja powiem: pracujemy razem – i nie chcę tego mówić w czasie przeszłym – od 17 lat. Jak to w rodzinie, różne rzeczy się działy, ale kroczyliśmy dalej i robiliśmy białoruską sprawę, bo wiedzieliśmy, że nasz widz – wy, szanowni państwo – punktualnie czeka na nasze informacje. Dziękuję, Alaksieju, za to, co zrobiłeś i nie mówię „żegnaj!”. Jestem przekonany, że to dopiero początek i nic nie może nas powstrzymać – zakończył.
Puentą było pozbawienie 29 listopada stanowiska szefa działu nowości Ihara Kuleja, również wieloletniego kierownika redakcji. O jego dymisji poinformował białoruski portal Reform.news. Kulej ją potwierdził, choć nie chciał komentować. Kouszyk też nie zamierza komentować spraw kadrowych. Nieoficjalnie usłyszeliśmy w TVP, że informacje Reform.news „nie są do końca prawdziwe”, a za wywiad i „Abjektyu” obaj „zasługiwaliby na dyscyplinarkę”. – Padsasonny nie został zwolniony, kategorycznie dementuję. Wciąż robi to, co robił. Natomiast Kulej został zastąpiony na stanowisku szefa newsroomu przez Siarhieja Pielasę. Nie zamierzam komentować przyczyny tej zmiany, to wewnętrzna sprawa redakcji – mówi DGP Michał Broniatowski.
Pielasa to także weteran Biełsatu, ostatnio wicedyrektor ds. programów i planowania. Jak słyszymy od innego źródła, formalnie nie zostanie następcą Kuleja. Kanał z przyczyn oszczędnościowych redukuje liczbę struktur i Pielasa obejmie nowo powstały dział, w którego skład wejdzie dotychczasowa redakcja programów informacyjnych.
Reform.news ujawnił treść wiadomości, jaką Kulej opublikował na wewnętrznym czacie. „Wyjaśniono mi, że przyczyną zwolnienia są dwa epizody z programów informacyjnych mojej byłej już redakcji, które zostały ocenione przez kierownictwo jako naruszające standardy dziennikarskie. Pierwszy to wywiad Siarhieja Padsasonnego z Aliną Kouszyk w programie «Tydzień», drugi – powitanie w programie «Abjektyu»” – czytamy. Jak słyszymy od kolegi Kuleja, obaj dziennikarze zostali wezwani na dywanik do dyrektora OMZ. Rozmowa miała być prowadzona w niemiłej atmosferze. To wywołało kolejną burzę. Dzmitryj Hurniewicz, były dziennikarz Biełsatu, obecnie pracujący w Swabodzie, przekazał w mediach społecznościowych, że zwolnienie Kuleja to „fatalna pomyłka nowego kierownictwa”.
A teraz cholera wie
O politycznie motywowane decyzje Biełsat bywał oskarżany także pod poprzednim zarządem. Głośna w diasporze była historia Iwana Szyły, który w 2018 r. został zwolniony po tym, jak zdjęcie z prezydentem Andrzejem Dudą stojącym obok rozsiadłego w fotelu Donalda Trumpa podpisał ironicznie na własnym Facebooku: „Prezydent Polski pierwszy z lewej”. – Nie możemy i nie będziemy tolerować zachowań wpisujących się w coraz silniejszy i niebezpieczny trend moskiewskiego trollingu, nawet jeśli ktoś uważa, że po prostu żartuje – tłumaczył wtedy Onetowi Dzikawicki. Biełsat bywał też za Romaszewskiej krytykowany za to, że nie opisywał protestów kobiet przeciwko ograniczeniu prawa do aborcji. W odpowiedzi można było usłyszeć, że nie chodzi o cenzurę, tylko o to, by w kierowanej przez Jacka Kurskiego, skrajnie upartyjnionej telewizji, zachować biełsatowską enklawę niezależności.
„Zwolnienie Szyły po żarcie z Dudy było oczywistą, ale w jakiś sposób zrozumiałą cenzurą ze strony Romaszewskiej. Przynajmniej nakreślono jakąś czerwoną linię, której nie warto przekraczać. Z nową władzą i kierownictwem cholera wie, gdzie te czerwone linie przebiegają. Ale wygląda to na autorytarne wyrównywanie rachunków z nielojalnymi” – komentował odsunięcie Kuleja białoruski krytyk filmowy Taras Tarnalicki. „Reform.news napisał, że jednym z naruszeń etyki był wywiad Padsasonnego z nową kierowniczką. A kiedy ja go oglądałam, myślałam, jak fajnie, że na Biełsacie nie boją się trudnych wywiadów. Obydwoje rozmówcy wypadli ciekawie” – dodała Adarja Husztyn, wieloletnia dziennikarka zlikwidowanego pod presją reżimu portalu Tut.by. Nastroje tonował Alaksandr Kornyszau z gazety „Witiebskij kurjer”. „Skoro w redakcji jest konflikt, to zwolnienia są nieuniknione. Tymczasem komentują ci, którzy po prostu chcą wyrównywać własne rachunki z – jak im się zdaje – politycznymi oponentami” – napisał.
Franak Wiaczorka, główny doradca liderki białoruskiej opozycji, ma nadzieję, że Biełsat przetrwa. – Jesteśmy wdzięczni Polsce za wieloletnie wsparcie dla Biełsatu. Oczywiście przeżywamy, że jego finansowanie może zostać ograniczone. Przypatrujemy się zmianom. MSZ nas zapewnia, że Biełsat na nich nie ucierpi. Liczymy, że tak właśnie będzie – mówi Wiaczorka w rozmowie z DGP. I przypomina, że o wsparcie dla telewizji Cichanouska apelowała także podczas spotkań z ministrem Radosławem Sikorskim i premierem Donaldem Tuskiem. Tłumaczy, że Biełsat to historia sukcesu, której nie wolno zaprzepaścić. ©Ⓟ