Kierowane przez Krzysztofa Paszyka z PSL Ministerstwo Rozwoju i Technologii we wrześniu rozpoczęło w Poznaniu cykl ogólnopolskich konsultacji, który otrzymał wielce wymowną nazwę „Polska przedsiębiorców”. W trakcie spotkań reprezentanci biznesu będą mogli przedstawić swoje opinie dotyczące pakietu deregulacyjnego, czyli licznych zmian ustawowych zawierających przeróżne ułatwienia dla przedsiębiorstw. „Konsultacje będą odbywały się cyklicznie na terenie całego kraju, a propozycje i sugestie przedsiębiorców będą brane pod uwagę przy opracowaniu kolejnych systemowych rozwiązań” – czytamy na stronie MRiT.

„Chcemy prawo gospodarcze pisać razem z przedsiębiorcami, stąd takie spotkania, jak dziś w Poznaniu. Jesteśmy otwarci i gotowi na szczerą, otwartą dyskusję o tym, jak powinno wyglądać prawo gospodarcze” – powiedział minister Paszyk do wielkopolskich biznesmenów.

Ministerstwo chce konsultować wielki pakiet znoszący wiele obowiązków przedsiębiorców przede wszystkim z nimi samymi. Jeśli wysiłki ministra Paszyka przyniosą efekty, to będą oni mogli zakrzyknąć: „Polska jest nasza!”, rozumiejąc to zupełnie dosłownie. Jak na razie jego resort produkuje głównie projekty, które mają pomóc różnym działom biznesu. Wprawdzie przepychany kolanem kredyt 0 proc., określony po drodze dla zmyłki Mieszkaniem na start, na razie utknął, ponieważ sprzeciwiają się mu Lewica i Polska 2050. Nie pomogły mu też informacje Wirtualnej Polski, że kancelaria notarialna forsującego dopłaty do kredytów wiceministra w MRiT Jacka Tomczaka blisko współpracowała z deweloperami, którzy na Mieszkaniu na start skorzystaliby w pierwszej kolejności. Niezrażony tym minister Paszyk będzie jednak szukał pomysłów na inne prezenty dla biznesu.

Z jednym już się udało. Przygotowany jeszcze za ministra Krzysztofa Hetmana (wspólnie z ZUS) projekt wakacji składkowych dla przedsiębiorców właśnie ruszył – w listopadzie jednoosobowe działalności gospodarcze mogą składać wnioski o zwolnienie ze składek w grudniu. „To jedna z korzystnych propozycji, która pomoże w rozwoju przedsiębiorstw i zwiększeniu ich atrakcyjności” – stwierdził Hetman po przyjęciu projektu przez Radę Ministrów.

Wakacje składkowe nie mają nic wspólnego z rozwojem, to czysty prezent dla przedsiębiorców (z naszego wspólnego funduszu emerytalnego), który będzie kosztował niespełna 2 mld zł rocznie (w kolejnych latach więcej). Przyznał to zresztą następca ministra Hetmana. „To korzystna dla przedsiębiorców ulga zapewniająca coroczne odciążenie finansowe” – stwierdził Paszyk w przeddzień startu składania wniosków. Płacący już i tak preferencyjne składki na ZUS co roku będą mogli znaleźć pod choinką niespełna 1,8 tys. zł od wszystkich ubezpieczonych.

Inwencja MRiT nie ogranicza się tylko do pieniężnych świadczeń społecznych dla biznesu. W październiku w trakcie spotkania „Polski przedsiębiorców” w Gdańsku zastępca dyrektora departamentu doskonalenia regulacji gospodarczych Andrzej Guzowski zapowiedział, że jednym z elementów pakietu będzie „zasada one in, one out – wejście nowego przepisu musi powodować wycofanie innego”. Na szczęście będzie ona dotyczyć tylko zobowiązań nakładanych na przedsiębiorców, dzięki czemu być może unikniemy całkowitego paraliżu legislacyjnego państwa. Nie zmienia to faktu, że istota tego rozwiązania jest z gruntu kuriozalna. Zakłada ona z góry, że w polskim prawie gospodarczym istnieją niezliczone przepisy, które można spokojnie zlikwidować. A jeśli okaże się, że w rzeczywistości jednak nie ma ich zbyt wiele, to co wtedy? Z braku paragrafów do wykreślenia zaprzestaniemy regulowania pojawiających się wciąż nowych obszarów działalności gospodarczej?

Skoro polskie prawo jest pełne kompletnie niepotrzebnych przepisów, które tylko utrudniają życie przedsiębiorcom, to dlaczego MRiT zwyczajnie ich nie zidentyfikuje i nie zgłosi odpowiedniego projektu nowelizacji? Rząd musi sam sobie zawiesić miecz nad głową, żeby zacząć je usprawniać?

Taka politycznie wymuszona deregulacja bywa bardzo niebezpieczna. Najlepszym przykładem była seria wypadków samolotów Boeing 737 wyposażonych w silnik Max 8. Jest ona przynajmniej pośrednio powiązana z trwającym już od kilku dekad ograniczaniem uprawnień Federalnej Administracji Lotnictwa (FAA).

„Krótko po objęciu urzędu prezydent Donald Trump podpisał rozporządzenie wykonawcze 13771 «Reducing Regulation and Controlling Regulatory Costs», które wymagało, aby Departament Transportu aktywnie identyfikował i ograniczał regulacje uznawane za uciążliwe lub kosztowne dla przedsiębiorstw, a także zobowiązywało do eliminowania co najmniej dwóch regulacji na każde jedno nowe rozporządzenie. Dla FAA stanowiło to wyzwanie. Prawo jest plątaniną zależności – jeden przepis może się odnosić do kilku innych. Decyzja, którą nitkę pociągnąć, by nie rozerwać całego materiału, jest skomplikowana i żmudna. Mimo to Departament Transportu nakazał FAA rozpoczęcie procesu przeglądu w celu ograniczenia przepisów. [...] W ten sposób FAA została zmuszona, by postawić interesy biznesu ponad bezpieczeństwem lotnictwa” – tłumaczyła w 2019 r. Marisa Garcia w tekście „Did Trump executive orders further weaken FAA oversight?” na łamach „Forbesa”.

„Aby w ogóle funkcjonować, FAA musiała delegować regulacje liniom lotniczym i producentom, czyli powierzyć lisowi pilnowanie kurnika. Boeing zdecydował, że silnik Max 8 nie wymaga ponownej certyfikacji, i decyzja ta nie została zakwestionowana przez FAA. Co więcej, przeprowadził większość prac związanych z bezpieczeństwem samodzielnie, bez żadnej kontroli z zewnątrz. [...] Kiedy doszło do pierwszej katastrofy, Boeing nie uziemił wszystkich Max 8, a FAA również nie zareagowała. Co znamienne, po drugiej katastrofie Stany Zjednoczone były ostatnim krajem, który uziemił samolot. No, ale Boeing jest jednym z 10 największych lobbystów korporacyjnych w USA” – pisał na łamach „The Guardian” Will Hutton w tekście „The Boeing scandal is an indictment of Trump’s corporate America”. 346 ofiar dwóch wypadków boeingów 737 Max 8 nie jest dość mocnym dowodem na to, że przedsiębiorcy nie są najlepszym regulatorem samych siebie?

Jest oczywiste, że będą popierać takie zmiany w prawie, które będą dobre dla ich wyników finansowych, a niekoniecznie dla pracowników, klientów czy poddostawców. Wielki pakiet deregulacyjny powinien być konsultowany ze wszystkimi stronami społecznymi, a nie tylko z jedną, stanowiącą ledwie ułamek społeczeństwa. No, ale trudno się dziwić, że MRiT nie chce dyskutować o projekcie ze stowarzyszeniami konsumentów czy związkami zawodowymi. Zapewne będą bardzo krytyczne, więc ministrowi Paszykowi będzie trudniej przeforsować kolejne prezenty dla biznesu. Jeszcze któryś z nich zostanie nagłośniony i trzeba będzie znowu go przynajmniej na chwilę schować, jak to nieszczęsne Mieszkanie na start.

W sprawie pakietu deregulacyjnego wypowiedziało się jednak Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych i nie znalazło nawet jednego dobrego słowa. OPZZ szczególnie krytycznie oceniło inny element pakietu Hetmana-Paszyka, czyli ograniczenie możliwości instytucji kontrolnych. „Projekt ustawy przewiduje, między innymi, że organ kontrolny będzie przekazywać przedsiębiorcy listę dokumentów i informacji niezbędnych do realizacji kontroli przed jej rozpoczęciem, co OPZZ ocenia krytycznie. Nadmiarowe informowanie przez organ kontrolny o zakresie kontroli może przyczynić się do utrudnienia ustalenia stanu faktycznego w danym obszarze kontrolnym oraz stopnia przestrzegania przez przedsiębiorcę prawa w ramach prowadzenia przez niego działalności gospodarczej. Krytycznie oceniliśmy również planowane ograniczenie liczby dni (z 12 na 6), które limitują w roku możliwość kontroli u mikroprzedsiębiorców. Zmiana ta może bowiem ograniczyć możliwość skutecznej realizacji zadań przez instytucje kontrolne nałożonych przez prawo (np. prawidłowości wydatkowania środków publicznych). [...] Istnieje już szereg rozwiązań prawnych, które mają ograniczyć liczbę kontroli i uczynić je jak najmniej uciążliwymi dla firm. Dane statystyczne oraz wnioski Najwyższej Izby Kontroli wskazują, że organy kontrolne dokonują badania jedynie niewielkiego wycinka gospodarki, a kontrolowane firmy stanowią jedynie niewielki procent ogólnej liczby aktywnych przedsiębiorstw. Wiele z kontroli np. Państwowej Inspekcji Pracy kończy się nie karą, a poradą prawną, czyli działaniem de facto wspierającym przedsiębiorcę w prowadzeniu przez niego działalności zgodnie z prawem. Z kolei izby celno-skarbowe przed przystąpieniem do kontroli dokonują szczegółowej analizy ryzyka, której prawidłowość potwierdza następnie liczba wszczętych postępowań” – czytamy w opinii OPZZ z 29 kwietnia 2024 r.

Skłonność do deregulacji najwyraźniej nie jest jednak tylko domeną MRiT. Ekonomista prof. Krzysztof Piech przytoczył na platformie X słowa wiceministra finansów Pawła Karbownika, który na Future Finance Summit miał zauważyć, że w UE jest trzy razy więcej regulacji niż w USA, a następnie zaapelować o przesyłanie do Ministerstwa Finansów propozycji ustaw do wycofania wraz z uzasadnieniem. Resort oczekuje więc od biznesu, by przynajmniej wytłumaczył, dlaczego jakieś przepisy miałyby trafić do kosza. Szkoda tylko, że podobno proeuropejski rząd stawia standardy amerykańskie ponad unijnymi. Dlaczego większa liczba regulacji w UE miałaby być problemem? Przecież liczy się ich jakość, a nie liczba. Poza tym te regulacje wprowadzają standardy w różnych obszarach życia – np. jakości żywności.

W samych USA to właśnie niedostatek regulacji bywa określany jako problem, a przepisy unijne stawiane są za wzór do naśladowania. W tekście z grudnia 2022 r. „American food vs. european food: Why is there such a difference?” na łamach „The Beacon Beat” Talia Willscher zauważa, że amerykański przemysł spożywczy może wykorzystywać mnóstwo substancji, których stosowanie jest nielegalne w wielu innych krajach. Jedną z nich jest raktopamina – dodatek do pasz używany w celu zwiększenia masy mięśniowej zwierząt, który u ludzi może powodować problemy z krążeniem. Raktopamina jest dopuszczona w zaledwie 26 ze 182 krajów zrzeszonych w Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa (FAO). Przyczynia się również do cierpienia zwierząt, ponieważ wywołuje napięcie nerwowe czasem kończące się śmiercią. Z kolei bromian potasu – w USA wykorzystywany do nadawania pieczywu puszystości – może wywoływać silne reakcje alergiczne oraz problemy oddechowe. W Unii Europejskiej jego stosowanie jest zabronione. Kolejny przykład: azodikarbonamid. Kontakt z nim może skutkować poważnymi problemami oddechowymi. W USA można go wykorzystywać w produkcji spożywczej, w przeciwieństwie do UE, gdzie zakazane jest nawet używanie go do produkcji tworzyw sztucznych mających kontakt z żywnością.

Mniejsza liczba regulacji niekoniecznie musi więc być korzystna. W każdym razie dla społeczeństwa. Unia Europejska jest znana z wysokich standardów, które są wręcz jej znakiem rozpoznawczym. Dzięki nim w UE żyje się lepiej niż w wielu państwach mających wyższe dochody na głowę – na przykład w USA, które cierpią na tak liczne patologie, że nie byłoby tu miejsca na ich wymienienie. W kampanii wyborczej obecna koalicja głośno deklarowała przywrócenie Polsce miejsca w głównym nurcie UE i przywiązanie do „europejskich wartości”. Donald Trump był dla niej jedną z najczarniejszych postaci w światowej polityce. Teraz rząd zapowiada politykę gospodarczą z ducha wręcz trumpową. Nic, tylko czekać, aż minister Paszyk zapowie powstanie nowej instytucji, na której czele postawi np. właściciela InPostu, co uzasadni krótkim: „Też chcemy mieć swojego Muska”. ©Ⓟ