Starożytni Grecy lubili wojnę. Tak, tak, powinno być inaczej, twórcy teatru i filozofii powinni być weganami sławiącymi pokój – i rzeczywiście, nawet okazjonalnie sławili, ale częściej pochwalali szyk bojowy, bitewną odwagę i wzorowe męstwo. Czy ustanowili przy tym linię graniczną między bohaterstwem a bohaterskim zapamiętaniem? Między nieustępliwością a obłąkaniem? Czy doceniliby powstańców warszawskich? Czy w ogóle poznawanie przeszłości odkrywa przed nami tropy rozumienia nas samych, czy jest raczej umysłową rozrywką bez szczególnej wartości?”. Napisałem list do znawcy starożytności, prof. Marka Węcowskiego. Odpisał, porozmawialiśmy.
Największą wartością – znajdującą się na przecięciu najważniejszych dla Greków aktywności: obywatelskiej i wojskowej – jest wolność. Grecy myślą o sobie w ten sposób: jestem obrońcą mojego kraju, czyli jestem jego obywatelem. Możemy jednak tę wolność rozumieć na dwóch poziomach. Mamy wyobrażenie wolności w walce przeciwko barbarzyństwu – tak wielkiemu, że aż zwierzęcemu. W okolicach wojen perskich Grecy upowszechniają motywy w sztuce i kulturze, dzięki którym bój z Persami postrzega się wręcz w kategoriach mitycznych wojen bogów z Gigantami. To nie tylko bój o naszą wolność, ale też o porządek w Kosmosie. Tak jak Zeus i bogowie olimpijscy stanęli do walki, żeby obronić świat przed zagładą z rąk – ze szponów – podziemnych potworów, tak my porwaliśmy za broń. I to jest jeden poziom. A drugi to rozumienie wolności w kategoriach wąskich, obywatelskich. Bronię mojej własnej małej ojczyzny. Najczęściej przed innymi Grekami.
Poboru w greckich wspólnotach nie ma, jest moralne zobowiązanie. I napiętnowanie tych, którzy nie stają ramię w ramię z innymi przeciwko wrogowi. Ale regularnego poboru nie ma, nawet nie trzeba go robić, tak jest oczywiste, że każdy obywatel jest obywatelem o tyle, o ile jest wojownikiem. Stąd, jeżeli chcemy się utrzymać w tym gronie, to po prostu idziemy na wojnę. Nie są to zwykle wojny „o wszystko”, mogą być one starciem z podobnymi do nas Grekami z sąsiedniej polis, zamieszkałej przez znanych nam ludzi, w dodatku mówiących tym samym językiem, niekiedy nawet tym samym dialektem. Idziemy na bitwę z kimś, kto wyznaje tych samych bogów i tym samym bogom złoży w hołdzie łupy na nas wzięte. Wróg nie musi być Persem, ważne, żebyśmy stanęli przeciwko niemu w zgodnym szyku. Oba wymiary walki o wolność są istotne. I ten wymiar, nazwijmy to – wręcz kosmiczny, utrwalił się w naszej kulturze jako najważniejszy. Wymiar walki o wolność naszą przeciwko złu totalnemu jest w naszej kulturze niezwykle silny.
Oczywiście, ale kultura europejska znalazła dla niego szczególny wyraz. A europejskie kultury narodowe przejęły ten wymiar, pośrednio, od Greków. Co ciekawe, i wcześniej, przed wojnami perskimi w V w. p.n.e., i później Grecy doskonale dogadywali się z „barbarzyńcami”, również z Persami. A kolejne pokolenie Greków chętnie korzystało z pomocy Persów w walce przeciwko innym Grekom.
Powstanie Warszawskie wpisuje się w grecką tradycję. Europejska kultura odziedziczyła ten najbardziej, powiedzmy, podniosły, monumentalny wątek myślenia o wolności. Z naszej perspektywy walka w obronie wolności, do końca, z przeważającymi siłami nieprzyjaciela, jest natchnieniem. Dla Teban, sąsiadów północnych Ateńczyków, symbolicznym wzorem było bohaterstwo w dwóch bitwach, w których ich elitarne oddziały wybito do nogi. Giną wszyscy najpierw pod Platejami, będąc w służbie Persów przeciwko innym Grekom, a nieco później w bitwie pod Cheroneą, kiedy razem z Ateńczykami, po wielu zmaganiach z nimi, stają w obronie wolności Hellady naprzeciw macedońskiego króla Filipa. Ten drugi przypadek heroizmu jest w naszej kulturze bardzo głośny, uhonorowany słynnym posągiem Lwa Cheronejskiego. Nota bene, elitarny święty zastęp, który walczył do końca, był szczególnym oddziałem wojskowym – tworzyły go podobno pary homoerotyczne. Ostateczne poświęcenie dla ojczyzny, najwyższe bohaterstwo zbudowane jest niejako na związkach prywatnych, nawet intymnych. Platon zachwycał się właśnie tym aspektem.
Niewątpliwie, ale oczywiście musimy tutaj wprowadzić jeszcze jedną zmienną: w konspiracji czy w partyzantce w okresie II wojny światowej biorą udział ludzie, którzy normalnie w wojnie udziału by nie brali. Konspiracja częściowo znosi bariery, które w zwykłym wojsku istniały. Jest przy tym wojną totalną, na różnych poziomach, w których więzi prywatne, towarzyskie, środowiskowe odgrywają ogromne znaczenie. A konwencje kształtujące np. traktowanie dzieci czy ludność cywilną przestają obowiązywać. Dla młodych ludzi wchodzenie w życie odbywa się w warunkach śmierci, podeptania norm. Przedtem znali świat taki, jaki zbudowali ich rodzice czy szkoła, a teraz trzeba wieść zupełnie inne życie, na zupełnie innych zasadach – i musimy te zasady sami między sobą, w gronie rówieśników, ustalić, wspierając się nawzajem, nieraz bez udziału zwierzchników. Psychicznie są to ludzie, którzy funkcjonują w czasie wojny zupełnie inaczej niż ich rówieśnicy w regularnym wojsku. Doświadczenie, o którym pan powiedział, doświadczenie młodych ludzi w Armii Krajowej, jest pod tym względem szczególnie uderzające, bo nawiązywało do pewnego etosu wychowawczego. Jasne, nie wszędzie, nie zawsze, ale wymiar wychowawczy był w konspiracji obecny. Nie mogło się przy tym obejść bez myślenia o patriotyzmie budowanym na wzorcach klasycznych.
Powrót do antyku, i to z przytupem, następuje, kiedy odkrywa się estetyczną stronę greckiej sztuki w XVIII w., a refleksja nad starożytnością podniosła rangę europejskich uniwersytetów jeszcze wcześniej. Kiedy zatem w XIX w. ruszają powszechne szkoły i powoli upowszechnia się wykształcenie wyższe, to starożytni już na uniwersytetach są. W różnych miejscach świata nawrót do tradycji greckiej odbywał się w odmienny sposób, ale w końcu zaczęto naśladować w wielu krajach świata edukacyjny model niemiecki, z gimnazjum i jego nakierowaniem na dorobek starożytnych. Kiedy żołnierze pruscy dostają do czytania podczas wojny 1815 r. „Pieśń o Nibelungach” – pytanie, ilu z nich potrafiło ją przeczytać? – to właśnie jako „niemiecką Iliadę”. Z czasem superbohater Achilles zaczyna ucieleśniać niemieckie cnoty, a narodowa tradycja doskonale współgra z grecką. A edukacyjny przełom XIX w.? Cóż, mam krótkie doświadczenie pracy w szkole, ale jestem głęboko przekonany, że jest mniej istotne, czego dokładnie uczymy, a ważne jest, jak uczymy. Jaki sposób myślenia wpajamy uczniom, ucząc tego czy innego przedmiotu. Greka może służyć w szkole równie dobrze, co inne przedmioty, z pozoru bardziej użyteczne.
Dodałbym do tego obrazu, że obok Aresa mamy Atenę, która jest również patronką wojen.
Czyli naszych. Rozdźwięk w greckim przekazie nie dziwi mnie ani trochę. Nie inaczej jest w naszych czasach, nie inaczej było w czasach nowożytnych, kiedy niektórzy myśliciele projektowali wojnę jako dzieło sztuki – jak ładnie opisał to Jacob Burckhardt. Skoro można pięknie zaprojektować miasto, to można i zbudować armię, prawda? Harmonijną, elegancką. A równolegle mamy brutalną rzeczywistość, kariery kondotierów, stosy trupów. itd. Dwuznaczność wojny funkcjonuje zawsze u Greków, bo uznali ją za część kondycji człowieka. I tak jest, to uniwersalna, wnikliwa obserwacja. Zderzenie ideału patriotycznego i praktyki zabijania, wzniosłego bohaterstwa i moralnych wynaturzeń, które przynosi zadawanie i ponoszenie śmierci... Cóż, Grecy dokonali konceptualizacji tej sprzeczności. Mają Aresa i mają Atenę. Właśnie obecność bóstw, które ucieleśniają różnego rodzaju doświadczenie wojenne wskazuje każdemu kawałek drapieżnej rzeczywistości, ale tak, by ideały nie zostały po prostu usunięte jako nieprawdziwe, naiwne. Jest w nich prawda – tylko nie cała. Grecy potrafili nawet w religii ujawnić głęboko odczuwane konsekwencje tych sprzeczności. Każdy przechodzi obok posągu albo świątyni i składa ofiarę jednemu i drugiemu bóstwu. Synem Aresa jest Fobos, bóstwo przestrachu, bitewnej paniki. Spartanie przed bitwą zawsze starali się Fobosa ubłagać, żeby ich akurat w walce nie nawiedzał. Jest w tym głębokie rozpoznanie człowieka i jego natury.
Grecy robili podczas wojen wiele potwornych rzeczy, ale przynajmniej mówili o nich jako o sprawach okropnych. U nas mamy np. dekonstrukcję pamięci o Powstaniu Warszawskim dokonaną przez Mirona Białoszewskiego, która przecież nie unieważniła pamięci o heroizmie powstańców. Trochę się nam, uważam, gubi pamięć ogromnych cierpień ludności cywilnej, choć co roku upamiętniamy warszawski Zieleniec i zawsze przy okazji powstania pojawia się refleksja na temat ludności, która nie powinna brać udziału w wojnie, a ginęła na niej masowo. Grecy często gloryfikowali czyny wojska, ale nie gloryfikowali nieszczęść spadających na dzieci, kobiety, cywilów. Więcej nawet, cierpieniem tym podszyta jest wojna trojańska w „Iliadzie” i greckich tragediach.
Niemcy zafundowali sobie terapię – szkolne i społeczne wychowanie Niemców do pokoju – i ona zadziałała. Oczywiście, można powiedzieć brutalnie, że wychowanie winnego jest łatwiejsze, czytelniejsze niż w przypadku uwikłanych w koszmar wojny ofiar. Myślę jednak, że gdyby była wolna Polska, jakaś szansa na to by się po wojnie pojawiła. I czy coś stoi na przeszkodzie, żeby ją przeprowadzić dzisiaj?
Rzeczywiście, chyba żaden z nas nie wyobraża sobie, że to by było łatwe. I dlatego np. spór wokół muzeów historycznych w Polsce był dla mnie tak irytujący, bo nie ma przyszłości myślenie, że jakiś nurt patriotyzmu „wygra” i wypchnie inne. Ważne jest, by instytucje kultury wskazywały, że nurty patriotyzmu nie wykluczają się nawzajem. W poezji Tyrtajosa mamy ideał pięknej śmierci... To oczywiście ginący młody żołnierz – a w naszych wyobrażeniach to młody człowiek na barykadzie. U Tyrtajosa piękny młody człowiek, który upadł raniony w pierś w pierwszym szeregu to najpiękniejszy możliwy widok. A najbrzydszy?
O, nie. Najbrzydszy jest stary człowiek – upadł na polu walki, bo już nie było młodych. Ideał pięknej śmierci patriotycznej jest niezwykle ważny, ale upamiętnienie śmierci niepięknej także musi mieć miejsce. To banalne, co powiem, ale w Polsce jest miejsce na różne patriotyzmy. Co więcej, Polska jest różnym patriotyzmem i zawsze nim była, zwłaszcza w przełomowych momentach naszych dziejów. Monopolizacja patriotyzmu jest najgorszą rzeczą, jaką można zrobić. Patriotyzm nowoczesny jest zresztą pojęciem zupełnie świeżym. A gdybyśmy chcieli naśladować greckie ideały, to byśmy bardzo źle na tym wyszli, bo dominował wtedy egoizm najmniejszego możliwego kręgu przynależności. Warto natomiast zobaczyć, że Polska to również połączenie przeciwieństw, jak w starożytnej Grecji. Jeśli to zaakceptujemy, to jesteśmy w domu i będziemy Grekami naszych czasów. Dla mnie najciekawszym politykiem, który, być może bez wielkich analiz, próbował przełamać podziały, był Bronisław Komorowski. W pewnym momencie, pod koniec kadencji, zrozumiał, że trzeba te modele patriotyzmu jakoś obok siebie ustawić. Nawet za krojeniem tortu z orłem, z którego wielu politycznych komentatorów brutalnie się wyśmiewało, szła głęboka intuicja: różni są ludzie i różnych potrzebują patriotyzmów. ©Ⓟ