W reportażu telewizyjnym z lat 80. XX w. biały nauczyciel przepytuje dzieci w szkole pod chmurką: – Kto zamieszkiwał Galię, zanim pojawili się Francuzi? Ga…? – Galowie – dopowiadają dzieciaki. Siedzą w kucki, rozchełstane koszulki. I mają ciemną skórę. Nauczyciel przechodzi do kolejnego obowiązkowego elementu wychowania patriotycznego: – A kim byli Galowie? Naszymi przo…, przo…? – Przodkami – kończą chórem uczniowie. – A jak żyli Galowie? – Jak dzikusy. – To zupełnie jak wy – kończy z uśmiechem biały pan. W następnym ujęciu uczniowie śpiewają Marsyliankę.

Dzieci to Kanakowie, rdzenni mieszkańcy (ich przodkowie przybyli ok. 3 tys.lat temu) Nowej Kaledonii – złożonego z głównej wyspy pod tą samą nazwą i kilku mniejszych wysepek archipelagu znajdującego się w zachodniej części Oceanu Spokojnego. Do Galii i dzisiejszego Paryża jest prawie 18 tys. km.

Kanakami nazwali miejscowych Brytyjczycy, którzy zapuścili się tu jako pierwsi Europejczycy. Stąd zresztą nazwa Nowej Kaledonii (Caledonia to łacińskie określenie Szkocji). Francuzi przejęli ją dopiero w 1853 r., w czasie, kiedy na Réunion (d. Bourbon) czy na Antylach byli już od ponad dwóch stuleci. Przydała się jako kolonia karna, idealne miejsce zsyłki skazanych komunardów. Szybko utworzono – stopniowo zmniejszane do ok. 10 proc. powierzchni głównej wyspy – rezerwaty dla miejscowej ludności. Powstawały na północy, w górach. Biali zajęli dogodniejsze tereny na południu. Ten ściśle geograficzny podział przyczyni się później do całkowitego braku porozumienia. Jest inaczej niż w innych francuskich koloniach – tu dwie społeczności żyły jak w RPA w czasach apartheidu.

W 1855 r. Kanaków było ok. 55 tys. W 1921 r. – już niecałe 30 tys. Zdziesiątkowały ich przywiezione przez białych choroby, przymusowa praca, liczne – krwawo tłumione – powstania przeciwko kolonizatorom. Nie miały szans powodzenia. W największym – w 1878 r. – zginęło przynajmniej 800 Kanaków i 200 białych. W ostatnich zamieszkach, które zaczęły się 15 maja, ofiar było nieporównywalnie mniej. Wysoka Komisja Republiki Nowej Kaledonii informuje, że śmierć poniosło siedem osób, w tym dwóch żandarmów, rannych zostało 191 funkcjonariuszy.

Dekolonizacja na raty

To nie jest kolonia. To też nie terytorium Francji – nie jest ani departamentem, jak La Réunion czy Majotta, ani terytorium zamorskim, jak np. Gwadelupa. To specjalna (sui generis) „wspólnota terytorialna”. Ma własne zgromadzenie ustawodawcze, władze wykonawcze, a jednak nie jest całkiem niepodległa. Według ONZ jest to terytorium „w procesie dekolonizacji”. Francja zachowuje władzę nadrzędną – decyduje m.in. o polityce międzynarodowej, wymiarze sprawiedliwości, walucie (w użyciu są tu dawne franki kolonialne). Istnieje obywatelstwo nowokaledońskie, które może, ale nie musi być łączone z obywatelstwem francuskim. Do 1946 r. Kanakowie nie mieli prawa wyborczego.

Obywatelami Nowej Kaledonii są – wciąż – Kanakowie oraz Caldoches, potomkowie francuskich kolonizatorów żyjący na archipelagu od pokoleń. A trzeba wiedzieć, że Francja sprowadzała osadników z premedytacją, by uzyskać przewagę nad miejscową ludnością. Nie tylko więźniów, wolnych ludzi też. Z biegiem czasu wyspa przyciągnęła imigrantów – Polinezyjczyków, Wietnamczyków, ale także Francuzów, którzy przybyli tu w poszukiwaniu pracy. A tej do pewnego momentu nie brakowało. Ci, którzy przybyli przed 1988 r., mają automatyczne obywatelstwo nowokaledońskie. Dziś sytuacja jest bardziej skomplikowana, niż chcieliby to widzieć zwolennicy podziału rasowego. Wśród Kanaków zdarzają się francuscy lojaliści, a wśród Caldoches zwolennicy niepodległości archipelagu, choć faktycznie główną linią podziału jest kolor skóry.

Wyjątkowo skomplikowana prawna sytuacja Nowej Kaledonii jest skądinąd możliwa dzięki temu, że francuska obecność na archipelagu bywała bardzo przydatna także innym państwom. Jak w czasie II wojny światowej, kiedy o lojalności wobec któregoś z państw francuskich decydowało to, czyj okręt przycumował w porcie w Numei. Póki stacjonowała tam załoga wierna gen. Pétainowi, Nowa Kaledonia była po stronie reżimu Vichy. Kiedy okręt został przepędzony przez jednostki australijskie, wyspa zadeklarowała wierność Wolnej Francji gen. De Gaulle’a. Ten zaś – w zamian za gwarancje późniejszej kontroli – udostępnił archipelag Amerykanom, dla których stał się on ważną bazą w wojnie na Pacyfiku. Po rozgromieniu Japonii archipelag stracił dla nich na znaczeniu i pewnie Nowa Kaledonia nikogo by już nie interesowała, gdyby nie odkrycie złóż niklu. Główna wyspa dysponuje mniej więcej jedną czwartą światowych zasobów tego metalu niezbędnego do produkcji m.in. akumulatorów, co stało się głównym źródłem dochodów wyspy – a przy okazji powodem, dla którego proces dekolonizacyjny stanął w miejscu. W latach 60. XX w. związany z niklowym interesem – i zachętami podatkowymi – masowy napływ Francuzów sprawił, że po raz pierwszy w historii Kanakowie stali się mniejszością etniczną. Przybyło 35 tys. nowych mieszkańców. Mniej więcej tylu, ilu było Kanaków. Nowi imigranci i potomkowie starych to już ok. 55 tys. ludzi.

Dziś Kanakowie to nieco ponad 40 proc. ludności Nowej Kaledonii. 46 proc. z nich nie ma pełnego wykształcenia ponadpodstawowego (matury). „Maturą plus dwa” (odpowiednikiem polskiego licencjatu) legitymuje się 8,2 proc. z nich. Wśród populacji pochodzenia europejskiego sytuacja jest odwrotna: odpowiednio 11 i 54 proc. (dane z 2019 r.). To przeniesiony w czasie skutek polityki prowadzonej zwyczajowo przez kolonizatorów, oczywiście nie tylko francuskich. Mówiąc wprost – systemowego rasizmu uzależniającego prawa jednostki od koloru skóry. Tak jak w feudalizmie szlachetnie urodzony zawsze stał wyżej od mieszczanina, nawet gdy ten pierwszy nie miał grosza przy duszy, a drugi dorobił się fortuny, w systemie kolonialnym biały zawsze stoi wyżej niż kolorowy. Francuski robotnik jest lepszy od przywódcy plemiennego Kanaków. Biali kolonizatorzy mogą być etniczną mniejszością, a jednak obowiązuje ich język, ich religia, ich waluta, ich kultura i polityka. I ich edukacja – dla niebiałych zredukowana do podstaw, z „patriotycznymi” sloganami – jak recytowanie formułek o Galach.

Kiedy w 1981 r. prezydentem został François Mitterrand, obiecywał „nowe otwarcie” w sprawie tożsamości ludów zamorskich. W 1984 r. wprowadził zmiany – w miejsce wysokiego komisarza powołano Rząd Terytorium Nowej Kaledonii – ale trudno to nazwać faktyczną zmianą. To sprowokowało bunt. Front Narodowego i Socjalistycznego Wyzwolenia Kanaków zbojkotował wybory samorządowe oraz powołał własny – nieuznawany przez nikogo – rząd.

Przez większość lat 80. dochodzi do rozlewu krwi. Dziesięciu zwolenników niepodległości – w tym dwóch braci przywódcy ruchu niepodległościowego Jean-Marie Tjibaou – zostaje zabitych przez bojówkę lojalistów. Zabójcy zostają zatrzymani i mają zostać osądzeni, ale prokuratura umarza sprawę. Dochodzi do odwetu – tym razem ginie biały. Spirala przemocy się nakręca. Kolejne napaści, plądrowanie domów. Ofiary śmiertelne są po obu stronach. Francja wprowadza stan wyjątkowy i przygotowuje referendum niepodległościowe. Odbywa się ono w 1987 r. i – znów zbojkotowane przez większość Kanaków – przynosi przytłaczające zwycięstwo zwolennikom francuskiej zwierzchności. Tjibaou odwołuje się do ONZ i uzyskuje rezolucję 41/41 – społeczność międzynarodowa potwierdza w niej prawo ludu Nowej Kaledonii do samostanowienia i niepodległości. Niepodległościowcy będą od tej pory wykazywać, że Francja – która powinna do tej niepodległości doprowadzić (Nowa Kaledonia jest teoretycznie w trakcie dekolonizacji) – się z tego obowiązku nie wywiązuje.

I wtedy dochodzi do tragedii, która naznaczy wszystkie strony sporu. 22 kwietnia 1988 r., dwa dni przed pierwszą turą francuskich wyborów prezydenckich (Mitterrand vs. Chirac) i wyborami samorządowymi na archipelagu 60 separatystów próbuje zająć posterunek żandarmerii w Fayaoué na wyspie Ouvéa. Zamierzają go okupować i w ten sposób uniemożliwić głosowanie. Żandarmi otwierają ogień i dochodzi do regularnego starcia. Czterech funkcjonariuszy ginie, piąty jest ciężko ranny. Media cytują Jacques’a Chiraca, wtedy jeszcze premiera, który twierdzi, że funkcjonariuszy „zamordowano nożami z zimną krwią” (przeczą temu dokumenty z sekcji zwłok oraz zeznania ocalałych żandarmów).

Plan okupacji posterunku zostaje zmieniony. Kanakowie biorą 26 żandarmów na zakładników i domagają się odwołania wyborów regionalnych, wycofania sił bezpieczeństwa i zorganizowania nowego referendum niepodległościowego. Zakładników w tajemnicy przenoszą do położonej ok. 10 km dalej groty. Siły francuskie próbują ich zlokalizować. W tym celu poddają znanych sobie zwolenników niepodległości przesłuchaniom, których metody zostaną później określone jako tortury (bicie, grożenie bronią, przykuwanie łańcuchami do słupów, maltretowanie na oczach rodziców). W raporcie Ligi Praw Człowieka porównano te przesłuchania z metodami stosowanymi podczas wojny algierskiej. To zresztą także pierwszy raz od czasu tej wojny, kiedy francuskie oddziały zbrojne udają się na akcję poza Europą.

Zakładnicy z groty zostaną uwolnieni przez siły bezpieczeństwa 27 kwietnia. Jak publicznie mówił potem jeden z nich, byli dobrze traktowani. Sama operacja odbicia została przeprowadzona podstępem: udało się przekonać Kanaków, że na miejsce jedzie ekipa telewizyjna, która chce zarejestrować ich wystąpienia i nagłośnić ich żądania. Gdy pojawiają się żołnierze, porywacze się poddają. Świadkowie twierdzą, że Francuzi zabijali ich z premedytacją, a rannym pozwalali się wykrwawić. Życie traci 6 żołnierzy i 19 Kanaków.

Historia zakładników z Ouvéi jest najbardziej spektakularnym przykładem napędzania przemocy. Stosują ją obie strony, ale jedna wykorzystuje ją dodatkowo symbolicznie: premier Chirac mówił np., że jest „przerażony dzikością, barbarzyństwem tych ludzi, jeśli można ich tak określić, niewątpliwie znajdujących się pod wpływem narkotyków i alkoholu”. Wydaje się, że nie ma szans na przerwanie tego zaklętego kręgu. A jednak wybrany ponownie Mitterrand i nowy premier Michel Rocard, niepodległościowiec Jean-Marie Tjibaou i lider lojalistów Jacques Lafleur podejmują rozmowy. W programie telewizyjnym dwaj ostatni odpowiadają na pytanie „Czy w 2000 r. Nowa Kaledonia będzie niepodległa?”. – Według mnie tak, ale będzie dla wszystkich – mówi Tjibaou. – Według mnie nie, ale będzie dla wszystkich – odpowiada Lafleur.

Następuje seria porozumień. To z Matignon z 1988 r. pozwala odłożyć sprawę niepodległości archipelagu na 10 lat. Po jego podpisaniu Tjibaou zostanie zastrzelony przez swojego radykalnego rodaka, który nie chce przyjąć do wiadomości, że można podać rękę prezydentowi Francji. Udaje się jednak uniknąć eskalacji przemocy i podpisać w Noumei nowe porozumienie dające Nowej Kaledonii obecny status.

Wszystkie umowy zakładają, że o przyszłości archipelagu powinni zdecydować mieszkańcy w referendach. Jest jeden kłopot: którzy? Bo potomkowie pierwszych mieszkańców stali się mniejszością i zostali przegłosowani przez potomków osadników z XIX w. lub samych osadników, głównie z lat 70. XX w.

Zaostrzenie

Ostatnie referendum – zorganizowane podczas pandemii, w 2021 r. – znów zostało zbojkotowane przez niepodległościowców (którzy chcieli je przeprowadzić rok później). O pozostaniu w związku z Francją zdecydowało 93 proc. głosów, ale przy zaledwie 44-procentowej frekwencji. Mimo tego lojaliści uważają, że wyniki są obowiązujące i wzywają Francję do oficjalnych kroków. Między innymi do zmiany prawa, które dzieliło wyborców na dwie kategorie: wszyscy mieszkańcy mogą głosować w wyborach, ale w referendach w sprawie samostanowienia – tylko potomkowie pierwszych mieszkańców i białych od dawna obecnych na wyspie (Caldoches). Twierdzą, że na archipelagu zapanował rasizm, tyle że odwrotny.

– Każdy powinien mieć te same prawa – mówi we francuskim parlamencie Nicolas Metsdorf, potomek świeżych imigrantów, sprawozdawca projektu ustawy ujednolicającej prawa wyborcze. – Na Nowej Kaledonii różnicuje się ludzi według koloru skóry, miejsca urodzenia, przodków. Podczas wypadków z lat 1984–1988 powtarzano często jedno zdanie, pochodzi ono zresztą ze strony niepodległościowej. Brzmi: „najtrudniej nie jest umrzeć, najtrudniej jest czuć się obcym w swoim własnym państwie”. Dziś ja się tak czuję.

Francuski parlament uchwala ustawę. Otwiera się droga do zmiany – z zachowaniem proporcji – Nowej Kaledonii w organizm podobny do Australii czy Kanady. Mają o nim decydować (bo są liczebnie w przytłaczającej większości) przybysze. Większość Kanaków nie zgadza się, by tak wyglądała dekolonizacja.

Ustawa miała właśnie wejść w życie, kiedy zaczęły się ostatnie zamieszki. Od 15 maja niepodległościowcy ustawiali barykady, atakowali sklepy, podobno również domy. Druga strona tworzyła grupy „milicji” czy „samoobrony”. Francja zareagowała blokowaniem dostępu do TikToka (zakwestionowanym przez Radę Konstytucyjną, odpowiednik naszego TK), wysłaniem sił porządkowych i stopniowym odbijaniem stolicy. Prezydent Macron, który udał się na miejsce, zapowiedział, że „nie będzie forsował ustawy konstytucyjnej”. Tydzień temu zaś Gérald Darmanin, minister spraw wewnętrznych, „z radością przyjął aresztowanie 12 osób i usunięcie 26 blokad drogowych przez elitarne jednostki policji (RAID) i żandarmerii (GIGN)” w dzielnicy Rivière-Salée. Jak jednak stwierdziła prezydent prowincji i przedstawicielka obozu lojalistów Sonia Backès, inne dzielnice w aglomeracji Noumea, w gminach Mont-Dore, Païta i Dumbéa nadal były zablokowane. – Państwo ma środki potrzebne do działania, widzieliśmy to w Rivière-Salée, należy pilnie je zastosować tam, gdzie jest to konieczne – mówiła na konferencji prasowej.

Jeszcze we wtorek prokurator z Noumei Yves Dupas informował, że kolejny żandarm został ranny w wyniku wpadnięcia do „zamaskowanego, otwartego włazu”. Wszczęto śledztwo w sprawie usiłowania zabójstwa.

Pytany, czy nie lepiej by było wycofać się z nowego prawa, deputowany Metsdorf odpowiada, że to oznaczałoby, ze „ci, którzy niszczą, którzy grabią, którzy być może zaczną zabijać, mieli rację”. Być może zaczną zabijać... Fakty są takie, że większość ofiar śmiertelnych jest po stronie Kanaków. Zginął też jeden Caldoche, który jako pierwszy otworzył ogień. I dwóch żandarmów, ale podano, że nie zabili ich Kanakowie.

– Staram się nie nienawidzić – mówi przed kamerami Nicolas Metsdorf. Chyba nie przez przypadek. To samo zdanie wypowiadał w reportażu z lat 80. Jean-Marie Tjibaou.

Ofiary historii

Nie sposób obwinić o wszystko władze współczesnej Francji. Trzeba im przyznać, że w XXI w. starały się zasypywać podziały. Głównie za pomocą inwestycji na północy wyspy. Okazało się, że to za późno i za mało, zwłaszcza że ceny niklu w 2023 r. dramatycznie spadły.

Ale też Paryż nie odciął się wystarczająco wyraźnie od kolonialnej przeszłości. Gorzej, od kolonialnej mentalności. Jeszcze w 2005 r. francuscy deputowani przegłosowali ustawę, w której uznaje się „pozytywną rolę francuskiej obecności za granicą, szczególnie w Afryce Północnej”.

Jak twierdzi zajmujące się walką z neokolonializmem stowarzyszenie Survie, „Podręczniki szkolne w dalszym ciągu przedstawiają kolonializm w formie mocno eufemizowanej i bardzo odległej od aktualnego stanu wiedzy, wynikającego z badań uniwersyteckich (wciąż słabo rozwiniętych) czy świadectw różnego pochodzenia. Bagatelizuje się przemoc i rasizm; jego skutki demograficzne i liczbę przeoczonych ofiar”. „Uparcie ważymy «negatywne aspekty» z «postępem medycyny, edukacją, drogami, kolejami», utrwalając w ten sposób mit pracy cywilizacyjnej. Jakie to ma znaczenie, jeśli szpitale i szczepionki pojawiły się bardzo późno, edukacja była jedynie normatywna i zarezerwowana dla elity, a infrastrukturę zaprojektowano wyłącznie z korzyścią dla metropolii i ze szkodą dla ludności?” – piszą autorzy ze stowarzyszenia.

A w dostępnej w internecie „Rekapitulacji do egzaminu” miła pani typowym głosem nauczycielki opowiada, że Francja zajęła Maghreb, aby poskromić grasujących na Morzu Śródziemnym piratów. „Kolejne ekspedycje łączyły francuskie ziemie, realizując przy tym misję chrystianizacji i przyczyniając się do poprawy stanu zdrowia i wykształcenia miejscowych ludów. Francuska obecność przekłada się na rozwój gospodarczy i upiększenie miast takich, jak Algier w Algierii, Sajgon w Indochinach czy Konakry w Gwinei. Trzeba też odnotować rozwój dróg, który przyczynia się do handlu. Wreszcie Francja położyła też kres niewolnictwu w Czarnej Afryce” – rekapituluje kolonialny rozdział historii na użytek uczniów. Więcej nie muszą wiedzieć. ©Ⓟ

Przewidzieć przewidywalne

Można by westchnąć: „Taki klimat” i uznać, że rząd Francji nie ma wpływu na poziom globalnego ocieplenia, zmiany prądów morskich oraz ruch wilgotnych i suchych mas powietrza. A nawet jeśli, to dalece za mały, by regulacje proklimatyczne na naszym kontynencie mogły zmienić sytuację w Zatoce Mozambickiej. Tyle że mógł – i powinien był – inaczej zaplanować gospodarkę wodną departamentu.

Na edgp.gazetaprawna.pl • Maciej Weryński „Majotta chce pić”, Magazyn na Weekend, DGP nr 204 z 22 października 2023 r.