Gwiazdy zawsze przykuwały naszą uwagę. Uosabiały bogów i pomagały w nawigacji, lecz pozostawały dla nas niedostępne. Wciąż takie są. Ale może kiedyś, spoglądając w niebo, będziemy patrzeć w stronę naszych odległych kolonii. Czy ekonomia międzygalaktyczna będzie wyglądała tak samo jak na Ziemi?

Ekonomiczny noblista Paul Krugman napisał w 1978 r. artykuł, w którym zastanawiał się nad wpływem czasu na cenę dóbr wymienianych międzyplanetarnie. Zakładał, że obrót towarami będzie miał sens tylko wówczas, gdy przewożące je statki będą niemal tak szybkie jak światło. Jednak wtedy następuje dylatacja czasu – czas, który upłynie od wysyłki produktu do powrotu z zapłatą, będzie krótszy dla osoby znajdującej się na statku niż dla handlarza na miejscu. Dlatego Krugman sformułował dwa twierdzenia, zakładając, że planety, które ze sobą handlują, są w tym samym układzie inercjalnym. Po pierwsze, oprocentowanie powinno być policzone nie według czasu na statku, ale według czasu na planetach. Po drugie, dla takich planet stopa procentowa się wyrówna.

W wydanym w 2008 r. eseju politolog John Hickman (Berry College) zastanawia się nad handlem na skalę międzygalaktyczną. Zakłada, że ze względu na ogromne odległości i wydatek energii z tym związany sprzedawać oraz kupować będzie się opłacało tylko dobra niematerialne. Ponadto uważa, że wymiana walutowa, aby istniała, musi być oparta na częstej wymianie dóbr materialnych. Jednak oba warunki nie występują w tym przypadku. Wyobraźmy sobie przybyszów z galaktyki, którzy zatrzymują się, by dokonać handlu na lokalnej planecie, np. Ziemi. Sprzedawcy dóbr niematerialnych spoza planety musieliby szukać takich właśnie do kupienia, jeśli chcą wywieźć zyski. Alternatywnie, jeśli zdeponowaliby lokalną walutę w lokalnym banku lub zainwestowali ją w lokalną firmę, ostatecznie i tak musieliby kupić jakieś lokalne dobro niematerialne na sprzedaż poza planetą – dlatego wymiana byłaby niemalże barterowa. Autor sugeruje też, że między koloniami mogą istnieć spore różnice kulturowe, wpływające na atrakcyjność potencjalnych towarów.

W artykule z 2009 r. profesor prawa Adam Chorodow (Uniwersytet Stanowy Arizony) zwraca uwagę na podatki. Załóżmy, że statek wyruszył z Ziemi i sprzedał dobra w innej galaktyce – czy opodatkowany powinien zostać zysk przywieziony na Ziemię, czy to, co zostało zarobione w momencie wymiany? Pierwsze rozwiązanie zniechęcałoby do przywożenia zysków; z kolei drugie wiązałoby się z dużym ryzykiem kosztów poniesionych w podróży.

Espen Gaarder Haug z Norwegian University of Life Sciences w eseju z 2010 r. dalej analizował konsekwencje dylatacji czasu. Pisał, że umieszczając pieniądze w bankach na Ziemi, zyskiwalibyśmy znacznie wyższy zwrot, niż gdybyśmy umieścili je w bankach na statkach kosmicznych, nawet jeśli oprocentowanie byłoby takie same. Ponieważ czas na statku kosmicznym płynie wolniej, produkcja na nim również musiałaby być niższa. A to oznacza, że banki na statku kosmicznym pożyczające na produkcję na statku kosmicznym nie mogą dać takiej samej stopy zwrotu jak banki na Ziemi pożyczające na produkcję na Ziemi. Teraz, gdyby istniała nieograniczona mobilność ludzi i kapitału, każdy chciałby przenieść się na statek kosmiczny, lecz zostawić pieniądze w bankach na Ziemi.

Takie rozważania jeszcze przez długi czas będą jedynie zabawami intelektualnymi. Jak pokazuje historia nauki, pytania, które obecnie zadajemy, zapewne w przyszłości okażą się błędne. Jednak przybliżają nas one do stawiania tych właściwych. ©Ⓟ

Autor jest ekonomistą GRAPE