Ciekawym przykładem jest Chile. Po protestach społecznych w 2019 r. rząd podjął decyzję o zmianie odziedziczonej po juncie konstytucji. Przygotowanie projektu powierzono specjalnie wybranej Konwencji Konstytucyjnej (konstytuancie), a jego zatwierdzenie miało nastąpić w referendum.

Według zestawienia Unii Międzyparlamentarnej, skupiającej deputowanych ze 180 krajów świata, Polska pod względem liczby parlamentarzystek pozostaje daleko w tyle za większością krajów Europy. W 460-osobowym Sejmie kobiet jest 136 (29,6 proc.), w 100-osobowym Senacie zaś – 19 (19 proc.). Odsetek ten jest niższy nawet od państw zwykle uznawanych za konserwatywne pod względem norm dotyczących płci, jak Niemcy (odpowiednio: 35,3 proc. i 37,7 proc.) czy Austria (41 proc. i 48,3 proc.). Czy korzystając z doświadczeń innych krajów, możemy zmienić tę sytuację?

Ciekawym przykładem jest Chile. Po protestach społecznych w 2019 r. rząd podjął decyzję o zmianie odziedziczonej po juncie konstytucji. Przygotowanie projektu powierzono specjalnie wybranej Konwencji Konstytucyjnej (konstytuancie), a jego zatwierdzenie miało nastąpić w referendum. Aby wyegzekwować reprezentatywność Konwencji, ustalono, że zarówno 50 proc. kandydatów, jak i 50 proc. wybranych członków zgromadzenia powinny stanowić kobiety (ta równa reprezentacja została narzucona na poziomie lokalnym). Jeżeli po wyborach nastąpiłaby nadreprezentacja jednej płci, wówczas wybranego kandydata tej płci, na którego głosowano najrzadziej, zastępowałoby się kandydatem drugiej płci z tej samej partii, który otrzymał najwięcej głosów, lecz nie został wybrany. Oznacza to, że proces wyborczy skupił się na równości wyników, a nie tylko szans. Ostateczny skład konstytuanty odzwierciedla te wysiłki: zasiadło w niej 78 mężczyzn i 77 kobiet.

Czy narzucenie równości płci wpłynęło na jakość Konwencji? I czy była to świadoma decyzja wyborców? Odpowiedź na te pytania jest trudna, bo nie wiemy, czy wyborcy rozumieją, jak działał system wyborczy. Doktorantka z Uniwersytetu Yale Antonia Paredes-Haz zrobiła test: wysłała wyborcom z wybranych okręgów listy z informacją o tym, jak będą liczone ich głosy, wraz z przykładami. Nie mogła jednak ustalić, ilu wyborców je otworzyło. Udało jej się jednak zaobserwować pewną prawidłowość. Otóż kobiety wybrane do konstytuanty w okręgach, gdzie wyborcy otrzymali listy, miały podobne stopnie na chilijskiej maturze jak kobiety w pozostałych okręgach. Natomiast mężczyźni wybrani w „listowych” okręgach otrzymali znacznie wyższe oceny na maturze niż kandydaci w pozostałych okręgach. Oznacza to, że mechanizm wyborczy poprawił wyniki wyborów, odcinając tych ze słabszymi ocenami.

Głosujący, którzy byli bardziej świadomi zasad przydziału miejsc w Konwencji, częściej wskazywali kandydatów określonej płci. W ramach partii tradycyjnych, które w przeszłości preferowały mężczyzn, świadomi wyborcy przyznawali częściej głosy kobietom. Analogicznie, świadomi wyborcy partii niezależnych, którzy relatywnie częściej preferowali kandydatki, częściej wybierali mężczyzn.

Aby zrozumieć konsekwencje mechanizmów wyborczych, można również przeanalizować różnice w głosowaniach wybranych mężczyzn i kobiet nad artykułami nowej konstytucji. Paredes-Haz pokazuje, że kobiety głosowały częściej za bardziej liberalnymi rozwiązaniami. Różnica ta była też większa wśród członków partii tradycyjnych. Wynik ten podkreśla, że włączanie grup niedoreprezentowanych ma znaczenie i że zasady wyborcze pozwalają wprowadzić większą różnorodność.

Oryginalność chilijskiego mechanizmu w dużej mierze wynikała z niezwykłego charakteru wyborów do konstytuanty. Otwartym pytaniem pozostaje, czy przetrwa przy regularnych głosowaniach. Na razie chilijski eksperyment pokazał, że ordynacja, której celem było wyrównanie reprezentacji kobiet i mężczyzn, pozwoliła zachować, a nawet poprawić jakość wybieranego gremium. ©Ⓟ

Autor jest ekonomistą GRAPE