W zaskakującym tempie Polska stała się krajem demokratycznym. Stała, bo, jak pamiętamy, od 2015 r. żyliśmy w dyktaturze – tak przynajmniej nauczał wpływowy nurt „demokratycznej opozycji”.

Był „nocny zamach stanu”, był „polski Putin”, „była wolność i swoboda, była demokracja, w Hradcu Kralowe polska okupacja”... I skończyła się ta okupacja 16 października rano, a dosłownie parę dni później media niezwiązane z PiS, w tym media społecznościowe (nazwa myląca, skoro z reguły chodzi w nich o promocję samego siebie), zapełniały już rozważania o skali, metodyce i przesłaniu czyszczenia Polski z PiS. PiS został, ale dyktaturę porwali chyba Marsjanie.

Oczywiście odkrycie, że dyktatury nie ma i nie było, bywa wykorzystywane przez pisowców jako retoryczny argument: no, proszę, my i dyktatura, ha, ha, ha... I dobrze robią, bo w sprawie dyktatury pisowcom debatuje się łatwo – smutna historia PiS to nie autorytaryzm, lecz horrendalne popisy sobiepaństwa, ocierające się o zdradę podstawowych interesów narodowych oddzielania Polski od UE, ideologia sitwy, notoryczne kłamstwa. Tego nie da się obronić. A przede wszystkim było puszenie się: umiemy rządzić krajem lepiej niż te sztywniaki z Zachodu, lepiej od nich rozumiemy grozę cywilizacji śmierci, a bardziej prozachodnia opozycja to post-Polacy i szlus.

Prowadzenie, by tak powiedzieć, dyskusji z dyktaturą było dla opozycji i wspierających ją mediów proste. Dyktatura jest amoralna, wystarczy stawiać opór, a po wszystkim wrócić do Polski sprzed 2015 r. Natomiast trudna była dyskusja z PiS, który wygrywał wybory demokratycznie i budował przyszłość, a przy tym swobodnie przekraczał granice prawa, ku zadowoleniu 40 proc. wyborców. Trzeba by się wtedy przyjrzeć klasowemu obliczu sporu PiS–anty-PiS. Trzeba by uznać, że RP bez PiS forowała wykładnie prawa, obyczaju i wzorców kulturowych naturalnych dla klasy średniej (i jeszcze liczniejszej grupy aspirującej do miana klasy średniej) z mocnym przesłaniem, że dla dobra Polski musi być tak, jak jest, i nie ma alternatywy. Trzeba by wreszcie zobaczyć, że pokrzywdzeni – nieraz tylko we własnej głowie – wygrali w Polsce w 2015 r. i że dalece nie wszyscy pokrzywdzeni są przekupną swołoczą, z którą się nie dyskutuje, bo dziedzic z fornalem nie wymienia opinii.

15 października, by tak ładnie powiedzieć, maski spadły. Walka z dyktaturą nie zastąpi niczego. Nie trzeba walki, trzeba przebudowy, tak by państwo najbliższych lat stanęło na fundamentach ładu demokratycznego atrakcyjnego dla tych Polek i Polaków, którzy za 5–10 lat będą mieli trzydziechę, a nie tych, którzy będą mieli osiemdziesiątkę. ©Ⓟ