Ciekawe, co powiedzieliby współcześni obrońcy wartości, gdyby usłyszeli, że to grecki Wschód ukształtował naszą myśl polityczną i prawną, a za wszystkim stał człowiek uważający się za młodszego kolegę Jezusa Chrystusa.

W debacie publicznej w Polsce cyklicznie powraca temat wartości Zachodu, kultury Zachodu, cywilizacji Zachodu itp. Za każdym razem wypływa wówczas XIX-wieczna koncepcja Ernsta Renana, zgodnie z którą fundamentami euroatlantyckiego kręgu kulturowego są: filozofia grecka, religia chrześcijańska oraz prawo rzymskie. Przez prawo rzymskie rozumiał zaś Renan materiał zebrany w justyniańskiej kompilacji znanej pod nazwą Corpus Iuris Civilis. To bardzo ciekawe, jako że historia powstania zbioru, a także osobista postawa monarchy, który użyczył mu swego imienia, wywołują poważne wątpliwości co do tego, że mamy do czynienia z „wartościami Zachodu”.

Dzieło

Kodyfikacja justyniańska, na którą składają się: Kodeks, Digesta, Instytucje oraz Nowele, budzi dziś zachwyt badaczy historii prawa. Poszczególne jej elementy powstawały stopniowo w VI w. n.e., kiedy na cesarskim tronie w Konstantynopolu zasiadał Justynian. W związku z tym, że prawo ówczesne było rozproszone i niespójne, a także w obiegu krążyło mnóstwo fałszywek, władca postanowił zebrać całe obowiązujące prawo w kilku urzędowych księgach. W Kodeksie pomieszczono rozstrzygnięcia cesarzy, w Digestach zebrano opinie uczonych prawników, a w Instytucjach zamknięto krótki wykład na temat prawa. Wiele ustaw wydanych później zebrano w osobnym zbiorze o nazwie Nowele. Kwestie techniczne (selekcja materiału oraz jego opracowanie redakcyjne) powierzono komisji, w której skład weszli nauczyciele prawa z Konstantynopola, Berytu (dzisiejszego Bejrutu) oraz Aleksandrii.

Paradoksalnie dzieła tego formatu nie udałoby się stworzyć, gdyby inicjator reformy nie był tyranem i despotą. Czas pokazał, że pozostawienie tak ambitnego projektu wyłącznie w rękach profesorskich unicestwiłoby go już w zarodku – wszak niemal natychmiast po powołaniu komisji w jej łonie rozpoczął się rozgwar związany z odmiennym rozumieniem pojęć i ich interpretacją. Osobiste ambicje poczęły fermentować i rozsadzać prace zespołu od wewnątrz.

Chociaż cesarza nie proszono o pomoc, to on sam nie zamierzał biernie przyglądać się jałowym sporom. Dogmatyka prawa interesowała go mało lub wcale. Dla niego dyskusje na temat, powiedzmy, natury depozytu nieprawidłowego czy też odsetek od pożyczki nie były warte więcej niż utarczki dzieci w piaskownicy o to, czyj tata jest silniejszy. Władca myślał zadaniowo. Nie mógł i nie chciał dopuścić do tego, by cokolwiek paraliżowało przedsięwzięcie, które firmował swoim imieniem. Zadziałał więc tak, jak zadziałałby każdy inny biurokrata na jego miejscu. Wszelkie wątpliwości, na które raz po raz natykali się profesorowie, zaczął przecinać krótkim, acz ostrym jak nóż słowem. Sprzeciwów nie odnotowano.

Biorąc udział w procesie kodyfikacji, Justynian postępował w duchu zasady: „mam rację, ponieważ to ja”. Kiedy nie miał czasu lub ochoty, aby „tworzyć prawo”, zastępował go w tym jego minister sprawiedliwości. Mowa o słynnym Trybonianie, przeciw któremu lud Konstantynopola zbuntował się w 532 r. Ludzie domagali się natychmiastowej dymisji dworaka, któremu zarzucano ogromne malwersacje, kumoterstwo oraz nieprawdopodobne łapówkarstwo. Był Trybonian nieodrodnym sługą swego pana.

Nie taki święty

Mozaiki i monety z epoki ukazują Justyniana jako majestatycznego monarchę, którego głowę okala nimb aureoli. W wydawanych przez niego ustawach często pojawia się przymiotnik „najświętszy” (łac. sacratissimus) stosowany wobec niego samego, jego dworu, a nawet miejsca zamieszkania. Jeszcze w średniowiecznych rękopisach i nowożytnych drukach nadawano też temu arcychrześcijańskiemu monarsze starożytny przydomek „boski” (łac. divus), którym posługiwali się pogańscy rzymscy imperatorzy. Wrodzona megalomania nie pozwoliła mu na zrobienie uniku pozwalającego jakoś odciąć się od tego niedorzecznego nazewnictwa. Święty mąż, fenomenalny ustawodawca, obrońca wiary – tak chciał zostać zapamiętany.

Wśród sobie współczesnych Justynian nie cieszył się wszelako kryształową opinią. Zapomnijmy na chwilę o kalumniach rzucanych na niego przez Prokopiusza z Cezarei, który uważał swego monarchę za wcielenie Antychrysta, a jego żonę Teodorę za prostytutkę i płytką intrygantkę. Prokopiusz zapewne miał ważne powody, by nienawidzić tronującej pary z całego serca. W swoich opisach wielokrotnie posunął się jednak do przesady. Fantazje na temat łóżkowych ekscesów Teodory (w tym wizje seksu grupowego) mógł sobie darować. Nie można również traktować poważnie świadectwa człowieka, który zaklina się, iż był świadkiem sceny, podczas której głowa cesarza oddzieliła się od ciała, zaczęła fruwać po komnacie, po czym spokojnie powróciła na swoje miejsce.

Niemniej także inne źródła, zwłaszcza wydawane wówczas ustawy, ukazują Justyniana jako człowieka małostkowego, okrutnego i mściwego. Do tego był religijnym fanatykiem. Przedstawicieli mniejszości seksualnych, którym wymyślał w najordynarniejszych słowach i których kazał palić żywcem, nienawidził równie mocno jak wszelkiej maści heretyków i odszczepieńców. Sprowadził do Konstantynopola relikwie 12 apostołów, dla których rozkazał wybudować okazałą bazylikę. Obok przeznaczonych dla nich sarkofagów – jeszcze za życia fundatora – znalazł się tam jeszcze jeden – dla niego samego. Imperator był przekonany, że w chwili zmartwychwstania serdecznie przywita się z uczniami Chrystusa i jako 13. apostoł dołączy do Bożego orszaku. To rozumowanie i zachowanie bardzo w jego stylu.

Ślepy traf

Jeżeli kiedykolwiek sformułowana przez Ulpiana zasada quod principi placuit, legis habet vigorem (co się podoba władcy, ma moc prawa) rozkwitła w całej pełni, stało się to w VI w. n.e. w Konstantynopolu właśnie pod rządami Justyniana. Czy więc taką postać można uznać za ideał „dobrego prawodawcy”? W świetle przywołanych wyżej opinii i faktów zdecydowanie nie. Przymioty moralne Justyniana miały się nijak do postulatów wysuwanych w średniowieczu m.in. przez św. Tomasza z Akwinu. A jednak jednym z ojców zachodniej myśli prawniczej stał się wschodni okrutnik i tyran. Jak to możliwe? Bardzo prosto. Otóż Justynian miał szczęście.

Przez długie wieki treść jego kompilacji pozostawała na Zachodzie nieznana. Sytuacja zmieniła się dopiero z chwilą powstania na północy Włoch szkół prawniczych. W XI w. poszczególne fragmenty kodyfikacji Justyniana przywieziono z Rawenny do Bolonii, gdzie tamtejsi uczeni zaczęli opatrywać je krótkimi komentarzami. W ten sposób powstała słynna szkoła glosatorów. W tamtym czasie pamięć o „pozaustawowych” wyczynach Justyniana zdążyła mocno spłowieć.

Uczonych oszołomiły natomiast treści uwiecznione w Corpus Iuris Civilis. Właściwie wszystkim liczącym się siłom społecznym do gustu przypadły zebrane tam wartości prawa rzymskiego. Niemieckim cesarzom bardzo spodobała się drobiazgowo opracowana idea imperializmu. Kościół zachwycił się jasnością, z jaką rzymscy juryści zdefiniowali własność i roztoczyli nad nią ochronę. Miasta włoskie zaś nareszcie otrzymały instrument pozwalający na prowadzenie rozległych operacji handlowych ze światem Lewantu.

Uczeni łapczywie rzucili się na ten materiał. Pojawiły się dziesiątki, a potem setki glos, komentarzy, omówień, suplementów i parafraz tworzonych w duchu własnych interesów. Profesorowie też muszą jeść. Zaszyci na uniwersytetach bądź w pałacowych kancelariach pisali więc to, czego wymagali ich polityczni chlebodawcy. Metoda scholastyczna pozwalała im znaleźć w kodyfikacji justyniańskiej uzasadnienie dla właściwie dowolnej tezy. W efekcie na rynku pojawiły się studia, których treść wprawiłaby w osłupienie nawet mocno elastycznego w sprawach prawnych Justyniana. Oblicze Europy zmieniło się w diametralnie.

Rewolucja prawna na Zachodzie Europy dokonała się w XII w. za sprawą człowieka, którego rozpierało ego wielkości Meksyku. Już za życia obdarzano go przydomkiem Wielki, choć on sam skromnie wolał, kiedy mówiono „Apostołom Równy”. W ostatnim czasie znowu często słychać apologie cywilizacji łacińskiej wygłaszane przez jej samozwańczych obrońców. Ciekawe, co powiedzieliby ci rycerze łacińskiego Zachodu, gdyby usłyszeli, że to grecki Wschód ukształtował naszą myśl polityczną i prawną, a za wszystkim stał megalomański wysiłek człowieka uważającego się za młodszego kolegę Jezusa Chrystusa. ©Ⓟ