Perskie imperium było kluczowym pomostem cywilizacyjnym łączącym Wschód z Zachodem.

W programie szkolnym Persowie pojawiają się efemerycznie, gdy na lekcjach historii mowa o wojnach, jakie toczyły greckie polis w V w. przed naszą erą. Persowie są tu ową rozwiązłą, barbarzyńską, absolutystyczną siłą ze Wschodu, która przychodzi (i przypływa) z całą swą potęgą, by zniszczyć helleńską cywilizację, zdławić demokrację oraz inne tamtejsze wolności. W tej narracji Grecy zwyciężają, są bowiem nadludzko bohaterscy (Termopile) i nieziemsko sprytni (Salamina). Pokonani Persowie wracają do swoich azjatyckich mateczników, opuszczając zarazem kajety szkolnej dziatwy.

Owa opowieść jest matką wszystkich orientalizujących opowieści o wschodnich barbarzyńcach z ich mentalnością bezlitosnych satrapów i zidiociałych kacyków, z ich histerycznym, zniewieściałym temperamentem, z ich skłonnością do próżności, tchórzostwa, krętactwa i zdrady, wreszcie – z ich haremami pełnymi rozpustnych nałożnic. Ciągnie się za tą opowieścią aż po współczesność długi ogon europejskiego samozadowolenia i poczucia wyższości. Zaczęło się jednak od Greków.

Nienawistni Grecy

„Persowie i ich rozległe imperium niezmiernie pociągali grecką wyobraźnię. Grecy mieli obsesję na punkcie swoich potężnych sąsiadów ze wschodu. Grecka sztuka obejmuje bogaty katalog wyobrażeń Persów ukazywanych jako rozpieszczeni despoci i pokonani żołnierze, a grecka literatura obfituje w detale dotyczące rozmaitych przejawów perskiej egzotyki – pisze walijski historyk Lloyd Llewellyn-Jones w świetnej popularyzatorskiej książce «Persowie. Epoka wielkich królów». – Ta niekończąca się wyliczanka «persjanizmów» niewiele mówiła o realiach życia Persów, pomagała jednak ukształtować tożsamość Greków”, którzy w symbolicznej postaci Persa odnaleźli swojego Obcego i mogli tego obcego rytualnie szkalować i deprecjonować.

Pers został więc w wyobraźni klasycznej wzorcowym „Azjatą”. „Dokąd prowadzi nas ten obraz upokorzonej, pokonanej, niewydolnej Persji? – pyta Llewellyn-Jones. – Otóż prowadzi nas wprost do epoki europejskiego oświecenia, kiedy to intelektualiści zaczęli snuć rozważania na temat powodów, dla których Zachód zyskał dominującą pozycję w światowym porządku i odniósł taki sukces w krzewieniu białej cywilizacji. (...) Ludzie Zachodu postrzegali siebie jako bezpośrednich spadkobierców cudu cywilizacji greckiej. Logiczne było więc dla nich twierdzenie, że zachodnia kultura również musi być wyjątkowa. (...) Stara grecka wizja dekadenckiej i despotycznej Persji znalazła nowe zastosowanie jako symbol niedostatków i ułomności wszystkich nie-Europejczyków”.

ikona lupy />
Lloyd Llewellyn-Jones „Persowie. Epoka wielkich królów”, przeł. Norbert Radomski, Rebis, Poznań 2023 / nieznane

Problem w tym, że w potężnym imperium Persów – rozciągającym się przez dwa stulecia (od VI do IV wieku p.n.e.) od Egiptu i Azji Mniejszej po Hindukusz, od Armenii po Morze Arabskie, od Babilonu po Jezioro Aralskie – nikt nie uprawiał narracyjnej historiografii, w której mistrzami okazali się Grecy. „Brak narracji historycznej nie jest równoznaczny z poglądem, że Persowie nie rozumieli ani nie ustosunkowywali się do własnej historii. Znali ją, ale postanowili uwieczniać w inny sposób. Perska przeszłość była przekazywana w pieśniach, poezji, baśniach i legendach. Była odgrywaną historią” – pisze Llewellyn-Jones, zaznaczając wyraźną niechęć Persów, Babilończyków i Asyryjczyków wobec konkretnych faktów i dat. „Pojmowali swoją przeszłość w kategoriach mitów, zwłaszcza podań o stworzeniu świata oraz wspaniałych opowieści o bogach, bohaterach i królach”.

Składanie do kupy perskich dziejów jest więc żmudną układanką, złożoną z relacji zaciekłych wrogów (Grecy) i wdzięcznych przyjaciół (Żydzi uwolnieni przez perskiego króla Cyrusa Wielkiego z niewoli babilońskiej), królewskich inskrypcji, fragmentów pieśni i świętych tekstów, wykopalisk archeologicznych, analizy ruin, reliefów i zdobień. Oraz tabliczek zapisanych pismem klinowym, a dotyczących tego, komu dostarczyć jaki towar i kto jest komu winien pieniądze. Jedyną bowiem aktywnością piśmienną, w jakiej Persowie wykazywali nadzwyczajną pilność, była produkcja dokumentów biurokratycznych – bo też perskie imperium to jedno z pierwszych w dziejach świata państw centralistycznie zarządzanych przez zawodową biurokrację.

Z namiotów do pałaców

Llewellyn-Jones nie zajmuje się wybielaniem Persów. Stara się natomiast uzmysłowić czytelnikowi, że perskie imperium nie było wyłącznie dostarczycielem orientalizujących stereotypów. Przeciwnie. Stało się kluczowym pomostem cywilizacyjnym łączącym Wschód z Zachodem. „Perskie imperium otworzyło, po raz pierwszy w dziejach, międzynarodowy dialog, gdyż Persowie byli oświeconymi despotami” – zauważa autor.

Ich polityka imperialna polegała na maksymalnym dostosowaniu aparatu państwa do lokalnych realiów podbitych ziem: nie narzucali swojego języka, lubili prezentować się jako obrońcy regionalnych kultów i bóstw, nie wymuszali stosowania określonych stylów architektonicznych. Władcom perskim wystarczała nienaruszalna deklaracja lojalności – w zamian oferowali, między innymi, fenomenalny system dróg i konnej poczty, a także uważną kontrolę kupieckiej uczciwości dzięki stosowaniu monet o unormowanej wartości (świeżo po ich wynalezieniu w małoazjatyckiej Lidii).

Brudy prali natomiast we własnej rodzinie; przy opowieściach o intrygach w domowych pieleszach dynastii Achemenidów bledną okrucieństwa z „Gry o tron”. Sprzyjał temu nieco darwinistyczny system sukcesji, w którym po śmierci króla o jego berło konkurowali w zasadzie wszyscy synowie (a królowie perscy mieli ich wielu, z licznych żon i konkubin).

Najciekawsza w książce Llewellyna-Jonesa wydaje mi się chyba niebywała prędkość, z jaką Persowie (a ściślej: Persowie i Medowie) z koczowników przekształcili się w pałacową arystokrację umiejętnie, choć nie naśladowczo syntetyzującą wzorce kulturowe. U początków perskiej monarchii – w VI w. p.n.e. wciąż mamy hipermęskich plemiennych wodzów, którzy jeżdżą konno, własnoręcznie walczą i polują, chodzą w spodniach (tak! Persowie wnieśli spodnie do kultury materialnej ludzkości) i wygodnych skórzanych kaftanach, a mieszkają w namiotach, nie budując miast.

Pamięć o koczowniczo-pasterskich, indoeuropejskich korzeniach nadal jest żywa – i ma siłę legitymizacji władzy. Po kolejnych 100 latach ta pamięć owszem, istnieje, ale już czysto rytualnie: uroczystych pochówków królów dokonuje się w miejscach starych obozów, lecz kultura jest już w pełni i dojrzale dworska, kipiąca od hierarchii, reguł i konwenansów, łącząca płynnie wpływy babilońsko-elamickie, helleńskie, egipskie i rdzenną tradycję.

Rajskie ogrody

Nic chyba lepiej nie opisuje tego konglomeratu niż zamiłowanie Persów do zakładania ogrodów. W trudnym, suchym klimacie Persji „myśl, że król potrafi tworzyć żyzne ogrody, które wykazują symetrię i ład, była potężną deklaracją monarszej władzy. (...) Pomyślne ukończenie [tego przedsięwzięcia] dowodziło istnienia rozwiniętej struktury administracyjnej, która zajmowała się logistyką tak monumentalnej inwestycji. (...) Rozległy kwiecisty i zadrzewiony teren łączył bramę i pałace w spójną całość. Układ bujnych zielonych kwater, wśród których rozmieszczone były pałace, pawilony i sale audiencyjne, stał się znakiem rozpoznawczym perskich ogrodów. Obrzeżone kamiennymi płytami kanały z wodą nadawały temu miejscu jednolity charakter dzięki starannie rozplanowanemu geometrycznemu układowi, tworząc elegancki poczwórny wzór zwany «czahar bagh». Ten charakterystyczny element miał stać się głównym wyróżnikiem założeń ogrodowych w całym świecie islamskim od Samarkandy po Sewillę”.

Stąd również wzięło się tak żywe w późniejszej kulturze Zachodu wyobrażenie Raju. „Staroperskim słowem oznaczającym «ogród/ogrody» było «paridaida». W uszach Hebrajczyków brzmiało to jak «pardes», a Grecy transkrybowali je jako «paradeisos» – skąd pochodzi angielskie «paradise», czyli «raj». Ściśle mówiąc, «raj» był otoczoną murem zieloną przestrzenią z wyraźnie wytyczoną granicą między tym, co uprawiane i oswojone «wewnątrz», a tym, co dzikie i nieokiełznane «na zewnątrz» – koncepcja, którą znaleźć można w biblijnej Księdze Rodzaju. Kiedy żydowscy kapłani i skrybowie pracujący w okupowanej przez Persów Jerozolimie i Babilonii przedstawiali Eden, gdzie mieścił się «boski ogród», wzorowali go na perskim «raju» – pisze Llewellyn-Jones, a w innym miejscu dodaje: „Chęć stworzenia i utrzymania pięknie kwitnącego ogrodu była perską formą sztuki, obsesją, której przyziemni Grecy nigdy nie rozumieli. Dla Ateńczyka ogród był miejscem, gdzie się uprawia rzodkiewkę”.

Autora interesuje epoka wielkich królów perskich, zakończona nagle i niespodziewanie przez najazd wojsk Aleksandra Wielkiego w 330 r. p.n.e., ale oczywiście historia Persji na tym się nie kończy – jako pewna formacja cywilizacyjno-kulturowa Persja trwała przez kolejne tysiąclecia, nawet jeśli musiała ulegać obcej władzy politycznej (co widać doskonale choćby po historii imperium Osmanów, które chłonęło perską kulturę jak gąbka), i religijnej (islam). Temat trudnego związku Persji z islamem to już zresztą materiał na zupełnie inną opowieść. Tak czy owak – książka walijskiego profesora to kawał doskonale wykonanej roboty popularnonaukowej. Na pochwałę zasługuje też polski przekład: nie wyłapałem podczas lektury bodaj jednej niezręczności. ©Ⓟ