Iran zatrzymuje osoby z obcym paszportem dla korzyści politycznych i ekonomicznych. Głównie Irańczyków z amerykańskim paszportem, ale w teherańskim więzieniu w 2022 r. przetrzymywano też Polaka.

Błagam, by postawił pan życie i wolność niewinnych Amerykanów ponad politykę. I zrobił to, co konieczne, by zakończyć ten koszmar i sprowadzić nas do domu – apelował do prezydenta Stanów Zjednoczonych Joego Bidena tydzień temu na antenie CNN Siamak Namazi. Irańsko-amerykańskiego biznesmena zatrzymano podczas podróży służbowej w 2015 r. Zaledwie cztery dni po osiągnięciu porozumienia nuklearnego.

Mohammad, ojciec Siamaka, były pracownik UNICEF, został aresztowany cztery miesiące później. Pojechał ratować syna. W 2016 r. obu skazano na 10 lat więzienia pod zarzutem współpracy z wrogim rządem, czyli amerykańską administracją. Zarówno rodzina Namazich, jak i władze w Waszyngtonie oraz organizacje działające na rzecz ochrony praw człowieka uznały oskarżenia za bezpodstawne.

Dziś Siamak Namazi jest najdłużej przetrzymywanym amerykańskim więźniem w Iranie. „Sam fakt, że zdecydowałem się podjąć ryzyko, występując w CNN prosto z więzienia Evin, powinien być dowodem na to, jak tragiczna jest moja sytuacja” – mówił.

„Rewolucyjne marzenia tych, którzy obalili szacha, umarły w Evin po 1979 r., kiedy uciskani stali się uciskającymi, a nowy reżim wykorzystał więzienie jako scenę dla swoich fikcyjnych trybunałów i tysięcy doraźnych egzekucji” – pisał Kian Tajbakhsh, irańsko-amerykański socjolog i urbanista z Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku, na łamach „The Atlantic”. Sam spędził w tym więzieniu rok. Skazano go m.in za pracę dla fundacji Open Society George’a Sorosa.

Dziś w Evin jest osadzonych prawie jedna czwarta irańskich więźniów politycznych, wśród nich znani aktywiści i artyści. Jesienią na krótko trafił tam np. Szerwin Hadżipur, autor utworu „Baraye”, który szybko stał się hymnem protestujących po śmierci 22-letniej Mahsy Amini.

Zagraniczne paszporty

Namazi nie jest dziś jedynym przetrzymywanym tam Amerykaninem. Towarzyszą mu biznesmen Emad Sharghi i ekolog Morad Tahbaz, obaj aresztowani w 2018 r. Na Amerykanach lista się zresztą nie kończy, choć to oni najczęściej wpadają w sidła reżimu. Iran na powiązania ze Stanami Zjednoczonymi patrzy ze szczególną podejrzliwością, ale na celowniku Teheranu znajdują się również osoby z australijskim, brytyjskim, kanadyjskim, francuskim czy niemieckim paszportem. To z jednej strony oczywisty efekt trudnych relacji ajatollahów z całym Zachodem, a z drugiej – świadomości, że państwa te są na tyle zamożne, by zapłacić za uwolnienie swoich obywateli.

Historia zatrzymań ma też polski wątek. W styczniu rzecznik MSZ Łukasz Jasina informował, że do kraju wrócił prof. Maciej Walczak, biolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. We wrześniu 2021 r. przebywał w państwie ajatollahów wraz z dwoma innymi polskimi naukowcami w ramach programu Erasmus. Wszyscy zostali wezwani na przesłuchania, ale tylko Walczak z nich nie wrócił. Irańska agencja prasowa IRNA podała, że UMK współpracował z Izraelem. Naukowca – podobnie jak większość zatrzymanych – oskarżono więc o szpiegostwo.

Przypadek Walczaka wpisuje się w strategię reżimu, który najczęściej celuje w cudzoziemców i osoby o podwójnym obywatelstwie zajmujące się biznesem, dziennikarstwem i nauką. Szczególnie jeśli praca ta związana jest z ochroną środowiska. Według Human Rights Watch tylko w 2018 r. zatrzymano co najmniej sześciu ekologów, a ich liczba stale rośnie.

Kryzys zakładników

Zatrzymania osób z obcym paszportem dla korzyści politycznych i ekonomicznych nie są bynajmniej nowym zjawiskiem. Rozpoczęły się zaledwie dziewięć miesięcy po rewolucji 1979 r. W kraju wciąż toczyła się walka o władzę, a ówczesny amerykański przywódca Jimmy Carter zgodził się na przyjazd obalonego szacha na leczenie do USA. Ajatollah Ruhollah Chomejni wykorzystał okazję i przedstawił to jako próbę ingerencji w sytuację wewnętrzną kraju. A zradykalizowane środowiska studenckie były przekonane, że Amerykanie planują kolejny (po wydarzeniach z 1953 r.) zamach stanu w Iranie.

Na reakcję nie trzeba było długo czekać: 4 listopada kilkuset młodych ludzi rozpoczęło szturm na ambasadę USA w Teheranie, biorąc jako zakładników znajdujących się w niej dyplomatów i innych pracowników. W sumie 52 osoby. „Ten oryginalny akt wzięcia zakładników przez Republikę Islamską stał się podstawą do kontynuacji charakterystycznych zbrodni przeciwko ludzkości” – napisał w książce „Moje 544 dni w irańskim więzieniu” były korespondent „The Washington Post” Jason Rezaian. Jego również skazano za szpiegostwo.

Studenci żądali od USA powrotu do Iranu wygnanego i wspieranego przez Zachód szacha. Chcieli, by stanął przed obliczem rewolucyjnej sprawiedliwości. Choć ataku na ambasadę nie można było początkowo przypisać władzom, Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości (MTS) ustalił, że późniejsza polityka Chomeiniego (który 3 grudnia został mianowany najwyższym przywódcą kraju) polegająca na utrzymaniu okupacji ambasady przez 444 dni „sprawiła, że można było go uznać za działania państwa”.

Jak piszą badaczki Carla Ferstman i Marina Sharpe, główny cel Teheranu był wówczas związany ze sprawami wewnętrznymi – chodziło o konsolidację władzy Chomeiniego. Dziś przyczyny zatrzymań są ich zdaniem inne, bo do więzienia trafiają przede wszystkim pochodzące z Iranu osoby z podwójnym obywatelstwem. Dziennikarz „The Washington Post” wspominał, że jego uwolnienie było elementem negocjacji w ramach rozmów prowadzonych na temat irańskiego programu jądrowego, które ostatecznie doprowadziły do podpisania umowy nuklearnej. Dla Rezaiana był to wyraźny dowód, że jego uwięzienie było narzędziem nacisku. Aresztując obcokrajowców, zwłaszcza z Europy i ze Stanów Zjednoczonych, irańskie agencje bezpieczeństwa dbają również o to, by Teheran wciąż dysponował „rezerwą” osób, które w każdej chwili może wykorzystać do walki o kolejne ustępstwa.

Korpus na straży

Sytuacja może nie wyglądałaby tak tragicznie, gdyby nie Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej. Początkowo mieli być odpowiedzialni za obronę rewolucji islamskiej i jej osiągnięć. Ale ich władza bardzo szybko się rozszerzała. W 2009 r. status Jednostki Wywiadowczej Strażników Rewolucji został podniesiony do Organizacji Wywiadowczej, co uczyniło z niej główną instytucję tego typu w kraju. Korpus stał się jednocześnie wiodącą agencją w zakresie represjonowania dysydentów oraz arbitralnego zatrzymywania cudzoziemców i osób mających podwójne obywatelstwo. Dziś kontroluje również sądy rewolucyjne, utworzone w celu osądzenia ideologicznych przeciwników reżimu. To właśnie w nich skazuje się oskarżonych z zagranicznym paszportem za szpiegostwo lub przestępstwa przeciwko bezpieczeństwu narodowemu.

Potęga Korpusu sprawiła, że na politykę zatrzymań niewielki wpływ mieli demokratycznie wybrani liderzy, w tym nastawiony nieco bardziej przychylnie do Zachodu reformatorski prezydent Hasan Rouhani. Gdy rozpoczynał kadencję w 2013 r., minister ds. wywiadu w jego rządzie Mahmoud Alavi próbował ułatwić koordynację działań obu instytucji wywiadowczych, regularnie zwołując spotkania Rady Koordynacji Wywiadu. A jednak Organizacja Wywiadowcza Korpusu miała taką władzę, że… aresztowała kilku działaczy bliskich rządowi.

Rozdwojenie władzy pomiędzy wybranymi i religijnymi władzami państwa, w połączeniu z kontrolą Korpusu Strażników nad wymiarem sprawiedliwości, ma istotny wpływ na losy zatrzymanych. Rząd Rouhaniego prowadził wprawdzie negocjacje z państwami, których obywatele byli przetrzymywani w Iranie, ale – jak każdy inny prezydent – miał niewielką kontrolę nad Korpusem, jego więźniami i procesami w sądach rewolucyjnych.

Małym sukcesem była wymiana więźniów z 2016 r. Po 14 miesiącach rozmów między Waszyngtonem a Teheranem (na marginesie negocjacji w sprawie porozumienia nuklearnego) Iran uwolnił wówczas czterech Amerykanów. Wśród nich znalazł się Rezaian. USA w zamian wypuściły siedmiu Irańczyków skazanych za naruszenie sankcji. Stany Zjednoczone zgodziły się też oddać Teheranowi 400 mln dol. za niedostarczony sprzęt wojskowy, który tamtejsze władze zamówiły w latach 70., a który po wybuchu rewolucji nigdy do Iranu nie dotarł.

Nuklearne nieporozumienia

Umowa jądrowa miała przynieść odwilż w relacjach z Zachodem. Ale ryzyko zatrzymań jedynie się nasiliło – zauważają Ferstman i Sharpe. Głównie za sprawą wypowiedzi Alego Chameneiego, następcy Chomeiniego. – Chcą mieć władcę Iranu, który myśli i działa jak oni i który podejmuje decyzje w oparciu o ich interesy – mówił przywódca religijny o zachodnich wrogach Teheranu po zawarciu paktu. W Stanach z kolei nadeszła era Donalda Trumpa, który w 2018 r. wycofał się z porozumienia nuklearnego. Wysiłki na rzecz jego przywrócenia podjęła co prawda administracja Joego Bidena. Negocjacje toczyły się w 2021 r. w Wiedniu, bez powodzenia. Po wybuchu wojny w Ukrainie i ujawnieniu, że władze w Teheranie dostarczają Rosji broń, zeszły na dalszy plan. „Naszą uwagę skupiamy teraz nie na porozumieniu, lecz brutalnej rozprawie reżimu z protestującymi, sprzedaży uzbrojonych dronów do Rosji i uwolnieniu naszych zakładników” – mówił w listopadzie specjalny wysłannik Białego Domu ds. Iranu Robert Malley.

Być może dlatego Namazi wciąż jest przetrzymywany w Evin (jego ojca wypuszczono w 2022 r. ze względu na stan zdrowia). Minister spraw zagranicznych Iranu Hossein Amir-Abdollahian zasygnalizował w ubiegły weekend, że wkrótce może dojść do wymiany więźniów. Teheran miał w zamian oczekiwać także uwolnienia należących do Iranu 7 mld dol., które zostały zamrożone przez Koreę Południową z powodu amerykańskich sankcji. „Niestety, irańscy urzędnicy nie zawahają się zmyślać. Te wypowiedzi sprawią tylko więcej bólu rodzinom Namaziego, Sharghiego i Tahbaza” – skomentowała Rada Bezpieczeństwa Narodowego Białego Domu. Nie wiadomo więc, jak potoczą się losy irańsko-amerykańskiego biznesmena.

– Wiem tylko, że zostałem porzucony. Obiecano mi, że rząd USA uwolni mnie po kilku tygodniach. Jestem wiecznie trzy tygodnie od wolności, która nigdy nie nadchodzi – powiedział Namazi w rozmowie z CNN. ©℗