Sytuacja Iranek przypomina sinusoidę. Dziś znajdujemy się w jej dołku, z którego łatwego wyjścia nie będzie.

Protesty, które wybuchły w irańskim Kurdystanie po śmierci aresztowanej przez policję moralności za niewłaściwe nakrycie głowy Mahsy Amini, trwają niemal w każdym zakątku kraju. Iranki, wraz z solidaryzującymi się z nimi demonstrantami, mówią wprost: mamy dość reżimu, który zabija kobiety. Szacuje się, że w protestach zginęło nawet od 70 do 150 osób, aresztowanych zostało kilka tysięcy.
Informacje docierające z Iranu są jednak mocno ograniczone, bo władze zablokowały dostęp do mediów społecznościowych i komunikatorów internetowych. Do aresztów trafiają też ci, którzy protestują w sieci. Jeden z najpopularniejszych muzyków Szerwin Hadżipur opublikował pod koniec września utwór „Baraje”, który szybko stał się hymnem protestujących. Kilka dni później był już za kratami. Wypuszczono go po tym, jak został zmuszony do usunięcia nagrania z Instagrama. „Najlepszym sposobem na zrozumienie irańskiego powstania nie jest żadna książka czy esej, ale utwór Hadżipura” – napisał Karim Sadżapur z think tanku Carnegie Endowment.
Wiadomo, że Iranki są jednak coraz odważniejsze. W tym tygodniu w kilku miastach protestowały uczennice szkół średnich. Świat obiegły zdjęcia, na których zrzuciły hidżaby, wymachując środkowym palcem w kierunku powieszonych w salach lekcyjnych portretów najwyższego przywódcy Iranu ajatollaha Alego Chameneiego i założyciela Republiki Islamskiej ajatollaha Ruhollaha Chomejniego.

Wierzchołek góry lodowej

Przyczyn wybuchu protestów nie należy ograniczać do walki z obowiązkiem noszenia hidżabu. Kwestia ta – choć dla większości Iranek fundamentalna – była przyczynkiem do szerszego buntu wobec opresyjnej władzy islamskiej republiki. W opublikowanym w tym roku przez Światowe Forum Ekonomiczne rankingu równości płci Iran znalazł się w ostatniej dziesiątce – niżej od niego uplasowały się Afganistan, Pakistan, Irak, Demokratyczna Republika Konga, a także pogrążone w wojnie Syria i Jemen.
Irańskiej socjolożki z Uniwersytetu Paris Cité Azadeh Kian niska pozycja jej ojczyzny w zestawieniu nie dziwi. – Jeśli porównamy władze w Teheranie do talibów rządzących Afganistanem, to zaobserwujemy pewne różnice in plus. Ale od momentu objęcia stanowiska przez radykalnego prezydenta Ebrahima Ra’isiego w 2021 r. stają się one coraz mniejsze – mówi.
Dyskryminacja kobiet zaczyna się od najmłodszych lat. Tamtejsze prawo zezwala np. na zawieranie małżeństw z 13-letnimi dziewczynkami. Ślub z jeszcze młodszymi również jest możliwy – wystarczy zgoda sędziego oraz ojca. Dane udostępnione przez państwowy urząd statystyczny (ISC) wskazują, że w pierwszych trzech miesiącach tamtejszego ubiegłego roku kalendarzowego (21 marca – 20 czerwca) ślub wzięło 9750 dziewczynek w wieku od 10 do 14 lat. To wzrost o ponad 30 proc. w stosunku do tego samego okresu w roku poprzednim.
To dane oficjalne, bo jak podaje irańska studencka agencja informacyjna (ISNA), liczby opublikowane przez ISC nie uwzględniają małżeństw niezarejestrowanych, które są powszechne na obszarach wiejskich. – We współczesnym Iranie kobiety są obywatelami drugiej kategorii – podkreśla założycielka organizacji Alliance for Rights of All Minorities Marjan Keypour Greenblatt. Przypisuje im się przede wszystkim rolę matki. Szczególnie że władze są zdeterminowane, by zwiększyć populację kraju do 150 mln osób (dziś Irańczyków jest ok. 84 mln).
Jednak pogrążona w kryzysie gospodarka sprawiła, że wskaźnik urodzeń gwałtownie spada: według ISC w latach 2017–2020 aż o 25 proc. Dlatego najwyższy przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei otwarcie sprzeciwia się antykoncepcji – pod koniec 2021 r. w życie weszły nowe przepisy, które wprowadziły surowe ograniczenia w dostępie do niej. Zaś aborcja dozwolona jest tylko, jeśli ciąża zagraża życiu kobiety lub badania wskazują na poważne upośledzenie płodu. Ministerstwo zdrowia zabroniło również lekarzom oraz personelowi medycznemu używania w rozmowach z pacjentkami zwrotów takich jak „ciąża wysokiego ryzyka”.
W sprawach o mniejszej wadze pieczę nad kobietą sprawuje mąż. To on na mocy kodeksu cywilnego może zabronić małżonce wykonywania pewnych zawodów, jeśli uzna je za sprzeczne z wartościami rodzinnymi. Irańskie prawo przewiduje także, że mężatka nie może otrzymać paszportu ani wyjechać poza granice kraju bez pisemnej zgody męża. A nawet jeśli ją uzyska, partner może ją w każdej chwili wycofać. Także w przypadku rozwodów faworyzowani są mężczyźni, bo to im przyznawana jest opieka nad dziećmi.

Pozornie lepsze dni

Nie zawsze sytuacja kobiet w Iranie wyglądała tak jak obecnie. Na ich emancypację postawiła rządząca w latach 1925–1979 dynastia Pahlawich. Zainspirowany wizytą w przechodzącej szybki proces westernizacji Turcji Reza Szah Pahlawi postawił sobie za cel wzmocnienie udziału Iranek w społeczeństwie. – Jestem niezmiernie zachwycony, że kobiety stały się świadome swoich praw... Teraz, oprócz wielkiego przywileju, jakim jest macierzyństwo, są na drodze do zdobycia kolejnych uprawnień – mówił po powrocie.
Polityka, którą kontynuował jego syn Mohammad Reza, radykalnie zmieniła życie obywatelek kraju. Edukacja – zarówno dla chłopców, jak i dziewcząt – była bezpłatna. Kobiety przyjmowano na uniwersytety. W 1963 r. zdobyły prawo do głosowania oraz kandydowania do parlamentu. Ustawa o ochronie rodzin umożliwiła im składanie pozwów o rozwód i opiekę nad dziećmi. Mężczyzna nie mógł już rozwieść się jednostronnie ani automatycznie przejąć opieki nad potomstwem. Postępy poczyniono również w zakresie przedwczesnych małżeństw. Wiek zgody dla dziewcząt został podniesiony z 13. do 18. roku życia. Znacznie ograniczona została poligamia, bo na ślub z kolejną kobietą mężczyzna potrzebował w erze Pahlawich zgody sądu.
W 1978 r. 22 kobiety zasiadały w parlamencie, a 333 w radach lokalnych. Stanowiły jedną trzecią studentów. Dwa miliony pracowało, z czego ponad 146 tys. w służbie cywilnej. Nie oznacza to jednak, że społeczeństwo Iranu zerwało w tym czasie z patriarchatem. Reza Szah Pahlawi w 1936 r. odgórnie zabronił kobietom noszenia tradycyjnego czadoru i religijnych nakryć głowy. Choć część działaczek na rzecz praw kobiet uznała to za sukces ruchu, decyzja ta zmusiła Iranki o bardziej konserwatywnych poglądach do pozostania w domach, by nie narazić się na szykany ze strony policji.
W tym czasie reżim Pahlawich – uzależniony od amerykańskich spółek naftowych, a także Waszyngtonu, który mieszał się do wewnętrznej polityki (obalenie premiera Mohammada Mosaddegha) i pomagał w szkoleniu tajnej policji SAWAK – rozbudowywał aparat terroru, torturował oraz więził opozycjonistów. Sytuacja w kraju stale się pogarszała i w 1978 r. doszło do rewolucji. To ona ukształtowała też sytuację Iranek.
Mimo że wiele kobiet wzięło udział w buncie, w wyniku którego obalono dynastię Pahlawich, ograniczenie ich praw stało się głównym punktem programu nowej Islamskiej Republiki Iranu. Ajatollah Ruhollah Chomejni, fundamentalistyczny szyicki duchowny i symboliczny przywódca rewolucji, uznał równouprawnienie kobiet za sprzeczne z nauczaniem islamu. Zaledwie kilka tygodni po ucieczce szacha z kraju oświadczył, że chce znieść ustawę o ochronie rodziny, a kobiety powinny nosić czador, tradycyjny strój, który zakrywa całe ciało. To wtedy – 8 marca 1979 r. – Iranki po raz pierwszy wyszły na ulice, by zaprotestować. Demonstracje trwały sześć dni – i podobnie jak obecnie, ubiór był tylko symbolem szerszej opresji. Irańska prawniczka, a późniejsza laureatka Pokojowej Nagrody Nobla Szirin Ebadi wspomina w książce „Iran Awakening”, że „zaproszenie do zakrywania ciała było pierwszym sygnałem, że rewolucja zje własne siostry”.
Protesty przyniosły wątpliwe rezultaty. Ponieważ Chomejni wciąż dzielił rządy z prodemokratycznymi liberałami – w tym premierem Mehdim Bazarganem – to z planów się wycofał. Dopiął swego po umocnieniu władzy w 1980 r., dodatkowo zwalniając wszystkie kobiety pracujące na stanowiskach sędziowskich. Wśród nich znalazła się także Ebadi. Podobnie jak innym prawniczkom zaproponowano jej przeniesienie do działu analiz, gdzie praca polegała głównie na przepisywaniu dokumentów.
Iranki ponownie wyszły na ulice, ale tym razem nie udało się już powstrzymać ajatollaha. Republika Islamska oficjalnie wpisała obowiązek zakrywania włosów do prawa w 1983 r. Od tego czasu zorganizowany opór był niewielki, a represje coraz ostrzejsze. Władze inwigilowały obywateli i wymierzały brutalne kary każdemu, kto nie podporządkował się surowym zasadom. Irańska policja moralności zatrzymywała i aresztowała kobiety (rzadziej mężczyzn) za „niewłaściwy” ubiór. Rząd zmuszał Iranki do rezygnacji z niektórych zawodów, wprowadził segregację płciową na uczelniach, zakazał kobietom podejmowania nauki na niektórych kierunkach. Uchylił wprowadzone przez szacha prawo rodzinne, pozbawiając Iranki większości praw małżeńskich oraz dotyczących rozwodu i opieki nad dziećmi. Obniżył też minimalny wiek zawierania małżeństw dla dziewcząt: najpierw do 13 lat, a następnie do 9. roku życia (w 2002 r. ponownie podniósł go do 13 lat) i zachęcał do poligamii. Kobiety straciły swobodę poruszania się. Wyjazd z kraju wymagał pozwolenia męskiego opiekuna. Reżim systematycznie stosował wobec Iranek przemoc. To wtedy zaczęło dochodzić do egzekucji tych, które odmawiały zasłaniania włosów lub w inny sposób stawiały opór władzom w Teheranie. Rząd oskarżał je o prostytucję lub „prowadzenie wojny z Bogiem”.

Nieudolni liderzy

Po śmierci Chomejniego rozpoczęły się reformy, na których miały skorzystać kobiety. Prezydent Ali Rafsandżani zapewniał, że w islamie „nie ma żadnych barier dla edukacji kobiet”. Iranki studiowały więc stomatologię, statystykę czy radiologię. Wróciły do praktykowania prawa. Rozpowszechniony został dostęp do antykoncepcji i przywrócone prawa dotyczące m.in. rozwodów. W latach 90. kobiety poczuły się odważniej. W ramach „różowej rewolucji” Iranki – zwłaszcza w miastach – decydowały się wspólnie przekraczać granice prawa dotyczącego hidżabu, nosząc makijaż, kolorowe chusty i długie płaszcze zamiast czadorów, celowo pozwalając swoim włosom na wypadanie spod nakrycia.
Ale kolejne rządy tylko zawodziły. – Wiele kobiet w 2013 r. głosowało na prezydenta Hasana Rouhaniego, umiarkowanego konserwatystę. Podczas kampanii wyborczej obiecał zmienić prawo na ich korzyść – mówi Azadeh Kian. Choć w kampanii Rouhani publikował zdjęcia z kobietami w najbardziej liberalnym okryciu – odkrywającym znaczną część włosów, zaledwie kilka miesięcy później zażądał od wiceprezydentki Lai Joneidi, aby chustę uzupełniła czadorem, wyjaśniając, że jest to protokół rządowy. – Ostatecznie dla Iranek nie zrobił nic. Przepisy pozostają niezmienione, dyskryminacja jest widoczna wszędzie – dodaje Kian.

To dopiero początek

Nic nie wskazuje na to, by obecne protesty mogły zakończyć się ustępstwami ze strony reżimu. – Prezydent Ebrahim Ra’isi przemawiał podczas niedawnego szczytu ONZ i z łatwością używał zwrotów takich jak „prawa kobiet” czy „prawa człowieka”, krytykując USA i Kanadę za ich nieprzestrzeganie. Pokazuje to, że reżim wciąż posługuje się tą samą retoryką, uznając wydarzenia w Iranie za przypadkowy incydent. System sam w sobie wadliwy ich zdaniem nie jest – podkreślała niedawno na łamach DGP iranistka z Uniwersytetu Warszawskiego dr Sylwia Surdykowska-Konieczny.
Rząd głosi, że demonstracje to efekt spisku Zachodu, a nie społecznego oburzenia.
– Same protesty nie wystarczą, by można było oczekiwać, że sprawy potoczą się tak, jak chcą tego kobiety: reżim zniesie obowiązek zasłaniania włosów lub usunie policję moralności – tłumaczy socjolożka z Paryża. Jej zdaniem część żądań mogłaby zostać spełniona, gdyby do ruchu kobiet przyłączyły się inne społeczne grupy. To powoli się dzieje, bo w ramach solidarności z kobietami zastrajkowali studenci, niektórzy profesorowie uniwersyteccy, a nawet pracownicy sektora naftowego. Świat obiegły także zdjęcia irańskiej reprezentacji w piłce nożnej, która przed meczem z Senegalem hymn odśpiewała ubrana na czarno.
– Cały proces zajmie dużo czasu, ale zagwarantuje pewną podstawę. Dowiedzie, że rośnie zarówno poparcie dla ruchu, jak i przekonanie, że nie możemy mówić o przyszłości demokratycznego Iranu bez równych praw dla kobiet – mówi Azadeh Kian. Mniej optymistyczna jest Marjan Keypour Greenblatt. Tłumaczy, że zmiana nie będzie możliwa bez całkowitej przebudowy reżimu. – Przez 43 lata konstytucja Iranu traktowała kobietę jak połowę mężczyzny. Pod rządami administracji twardogłowych i reformatorskich utrzymane zostały te same przepisy. Zmiany były niewielkie. Najbardziej dyskryminujące prawa utrzymano. Niepowodzenie reformy, a nawet stosunków dyplomatycznych z Zachodem dowiodły, że wolność i równość kobiet nie będą możliwe bez zmiany podstawowych założeń irańskiego reżimu i jego konstytucji – przekonuje. ©℗
Iranki stają się coraz odważniejsze. W tym tygodniu w kilku miastach protestowały uczennice szkół średnich. Świat obiegły zdjęcia, na których zrzuciły hidżaby, wymachując środkowym palcem w kierunku powieszonych w salach lekcyjnych portretów najwyższego przywódcy Iranu ajatollaha Alego Chameneiego i założyciela Republiki Islamskiej ajatollaha Ruhollaha Chomejniego