Dorośli robią z testu ósmoklasisty straszak, zamiast dać uczniom narzędzia, by nauczyli się panować nad lękiem.

Nie mogę już ich słuchać”, „Przez nich się bardziej boję”, „Mówią, że nie zdamy”, „Cały czas stresują”, „Od czwartej klasy”, „Nie ma dnia, żeby nie padło to słowo”, „Mam wrażenie, że będziemy pisać egzamin życia i jak nie zdamy, to nie przeżyjemy” – tak ósmoklasiści z facebookowej grupy poświęconej testowi ósmoklasisty odpowiadają na pytanie „Czy was też już straszą?”. W szkołach rozpoczyna się drugi semestr nauki, co dla 380 tys. kończących podstawówkę oznacza ostatnią prostą przed pierwszym poważniejszym testem w życiu. Nie można go oblać, ale rodzice i nauczyciele podkręcają atmosferę – i tak napiętą po dwóch latach nauki w pandemicznych warunkach.
Mała matura
Egzamin ósmoklasisty to właściwie seria testów. Wprowadzono je po zaordynowanej przez Annę Zalewską, minister edukacji z ramienia PiS, likwidacji gimnazjów. Pierwsi uczniowie napisali go w 2019 r., mierząc się ze sprawdzianami z języka polskiego, matematyki i języka angielskiego. W przyszłości – kiedy mieli go pisać uczniowie, którzy od czwartej klasy kształcili się według zreformowanej podstawy programowej – miał dołączyć jeszcze jeden test – na wzór matury z przedmiotu do wyboru.
Plany wprowadzenia tej „małej matury” przerwała jednak pandemia. Obecny minister edukacji Przemysław Czarnek postanowił, że dodatkowego arkusza nie będzie co najmniej do 2024 r. Co więcej, obecne testy zostały uproszczone. Wcześniej obejmowały całą podstawę programową, w tym i ubiegłym roku materiał został okrojony o mniej więcej 20 proc. i zapisany w „wymaganiach egzaminacyjnych”. Ósmoklasistom odpuszczono np. „Syzyfowe prace” i geometrię przestrzenną.
To układ zawarty krakowskim targiem. W czasie pierwszego roku pandemii pojawiły się bowiem głosy, by od testowania dzieci odejść, a rekrutację do szkół ponadpodstawowych oprzeć tylko na konkursie świadectw. Taka opcja ma jednak wielki minus: ocena ocenie nierówna, bo gdy jeden nauczyciel uznaje, że uczniowi należy się trójka, inny za ten sam poziom wiedzy stawia dwóję. I to na szynach. W spokojniejszych czasach mówiło się, że powinniśmy uśrednić sposób oceniania, dzisiaj oświata mierzy się jednak z poważniejszymi problemami i dyskusji na ten temat nie ma. Tak samo jak o tym, czy licea i technika powinny w ramach rekrutacji organizować dodatkowe, wewnętrzne sprawdziany wiedzy – takie rozwiązanie funkcjonowało, zanim na edukacyjnej mapie pojawiły się gimnazja.
Czy to się komuś podoba, czy nie, egzamin ósmoklasisty pozostaje więc na razie jedynym sprawiedliwym narzędziem do oceny umiejętności uczniów. Ponieważ wszyscy piszą te same testy tego samego dnia, wyniki są porównywalne w roczniku, łatwo je też przełożyć na punkty rekrutacyjne do szkół średnich.
Nie ma jednak nic za darmo. Testy ułatwiają wprawdzie rekrutację, ale eksperci zwracają uwagę, że ich selekcyjna funkcja sprzyja kształtowaniu złych motywacji do nauki – zamiast poszerzać horyzonty, dzieci uczą się „pod test”.
Notatki z Instagrama
Fora dla ósmoklasistów są pełne wątków w stylu: „Podrzućcie mi 10–20 słów po angielsku, żebym mógł użyć w każdym wypracowaniu i dostać punkty za słownictwo”. Albo: „Którą lekturę mogę przeczytać, a potem wpier… wszędzie, żeby były punkty za odwołanie się?”. Nastolatkowie chętnie dzielą się swoimi patentami i notatkami. Zamiast starodawnego ksero, dziś po opracowania lektur uczniowie odsyłają się do swoich profili na Instagramie, Snapchacie czy TikToku.
Lektury to zresztą bardzo gorący temat dyskusji ósmoklasistów. Największy lęk wzbudzają „Pan Tadeusz”, „Zemsta” i „Quo vadis”. Wielu uczniów podkreśla, że to kompletnie niezrozumiałe utwory i natrafienie na nie na teście oznacza kompletną porażkę. – Uczniowie gorzej sobie radzą z „Panem Tadeuszem”, z trenami Kochanowskiego, z lekturami pisanymi trudniejszą polszczyzną. A lepiej jest choćby z „Małym Księciem”. Wynik to wypadkowa wielu zmiennych, nie tylko formy edukacji – mówił w rozmowie z DGP szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej dr Marcin Smolik. Ta ostatnia lektura należy zresztą do ulubionych wśród przygotowujących się do testu. Zaraz obok „Kamieni na szaniec”.
Co ciekawe, zadania związane z lekturami i tak wychodzą nastolatkom najlepiej. Poza tym nieźle radzą sobie z wyszukiwaniem informacji, odróżnianiem bardziej i mniej istotnych, wyciąganiem wniosków z tekstu. Gorzej jest z gramatyką (jednym z najtrudniejszych zadań na ubiegłorocznym teście była odmiana rzeczownika przez przypadki), a także interpunkcją. Wielu uczniów ma również problemy z wypracowaniami – prowadzeniem logicznego wywodu, argumentacją. W matematyce od lat najtrudniejsze jest dowodzenie. Zdający popełniają też błędy rachunkowe i przez to wielu z nich wybiera złe odpowiedzi w arkuszu.
Trudno się jednak nie zgubić, kiedy stajemy przed egzaminem przedstawianym jako najważniejszy w dotychczasowym życiu. „Ja, wchodząc na salę, cała drżałam, bolał mnie brzuch od rana. Nie wiem, jak dojechałam do tej szkoły, tak się trzęsłam. Tak się bałam tych egzaminów” – tak nastoletnia youtuberka Joanna Pietrzyk opisywała na swoim kanale pierwszy dzień testów. Jej film obejrzało ponad 100 tys. osób.
Z podobnymi objawami mierzy się wielu zdających. – To pierwsze tak stresujące doświadczenie związane ze sprawdzaniem wiedzy, więc nic dziwnego, że młodzi bardzo się denerwują. Test jest traktowany poważnie przez dorosłych, którzy przypominają, że wiele od niego zależy. Także jego forma buduje dodatkowo atmosferę napięcia: komisja, odświętne ubranie – zauważa dr Marta Majorczyk, psycholog, pedagog, doradca rodzinny w poradni psychologiczno-pedagogicznej przy Uniwersytecie SWPS. – Nie uważam tego jednak za złe doświadczenie. Wręcz przeciwnie, świat dorosłych tak działa, że człowiek jest nieustannie oceniany. Im więcej doświadczeń z tym związanych zbierzemy po drodze, tym później będzie lepiej – twierdzi.
Co czwarty na korkach
– Stres egzaminacyjny może być niszczący, powoduje takie reakcje, jak: pustka w głowie, pocenie się dłoni, problemy ze złapaniem oddechu. To bardzo obciążające, ale młody człowiek musi się nauczyć sobie z tym radzić, a my, dorośli, jesteśmy od tego, żeby mu w tym pomóc – mówi Marta Majorczyk. Jak? – W gruncie rzeczy to bardzo proste. Nauczyciele mogliby przy okazji klasówki czy sprawdzianu uczyć uczniów, jak radzić sobie z tego rodzajem stresem, mówiąc np.: „Tak, muszę sprawdzić waszą wiedzę, wiem, że to stresujące, ale takie są zasady. Wyciągamy kartki, spróbujcie opanować emocje, napiszcie teraz wasze nazwiska, klasę. Na tablicy są pytania, przeczytajcie na spokojnie, a teraz weźcie trzy głębokie wdechy”. A po skończonej pracy też można by powiedzieć, że już po wszystkim, teraz czas się rozluźnić. Można zapytać uczniów, jak się czują, pocieszyć, że jeśli komuś nie poszło, będzie mógł spróbować jeszcze raz – radzi dr Majorczyk i dodaje, że takie postępowanie powinno być elementem nauczycielskiej rutyny.
Tymczasem uczniowie czują, że przede wszystkim się od nich wymaga. Jak pokazały ankiety rozsyłane do uczniów przez stowarzyszenie dO!PAmina Lab, co czwarte dziecko w wieku szkolnym uważa, że rodzice zawsze lub często oczekują od niego zbyt wielu osiągnięć. Tyle samo czasami spotyka się z wysokimi oczekiwaniami.
Rodzice mają nadzieję, że dzieci dostaną się do dobrych szkół, które otworzą im ścieżkę dalszej edukacji. Część z nich nie wierzy jednak, że szkoła odpowiednio przygotuje je do egzaminu, i zatrudnia korepetytorów. Badania CBOS pokazują, że z dodatkowych płatnych lekcji korzysta 25 proc. uczniów, a korepetycje średnio kosztują 400 zł miesięcznie.
Co ciekawe, badania dO!PAmina Lab pokazały, że same szkoły narzucają uczniom jeszcze większy reżim niż rodzice. 43 proc. uczniów czuje się zawsze lub często pod presją nauczycieli, a 30 proc. – czasami. Choć badania nie można uznać za reprezentatywne, bo ankiety wysyłano kanałami nieformalnymi, a ponad połowa odpowiedzi pochodzi z Dąbrowy Górniczej (tam stowarzyszenie ma siedzibę), problemy, które zasygnalizowali w nim uczniowie, powinny dać do myślenia pedagogom. O czym, poza presją, pisali? Ponad połowa badanych często lub codziennie boi się o oceny. Choć nota w dzienniku powinna być dla uczniów informacją zwrotną, która motywuje do rozwoju, niemal 60 proc. ankiet pokazało, że nie pełni ona tej funkcji. Troje na czworo badanych przyznaje natomiast, że doświadczyło niesprawiedliwej oceny.
– Od uczniów nie wystarczy wymagać opanowania szkolnego materiału. Ich trzeba przede wszystkim nauczyć, jak się uczyć, czyli pokazać, jak rozłożyć sobie materiał, jak robić powtórki, jakie techniki zapamiętywania stosować. A także jak walczyć z egzaminacyjnym stresem – uważa dr Majorczyk i przekonuje, że dorośli nie powinni z testu robić straszaka, bo nakręcona wokół niego atmosfera tylko utrudnia uzyskanie dobrego wyniku.
Jak rodzic może pomóc dziecku przed egzaminami? – Dobrze jest rozmawiać z dziećmi o lęku. Kiedy o nim mówimy, w ten sposób go oswajamy – mówi dr Majorczyk. Ważne jest też, by stworzyć w domu dobrą atmosferę, czyli np. nie podkreślać nieustannie, że egzamin decyduje o przyszłości ucznia. Choć testu nie należy bagatelizować, warto dać młodemu człowiekowi przestrzeń na niepowodzenie. Psychologowie zwracają też uwagę, że w czasie przygotowań do testu nie warto rezygnować z innych aktywności, zwłaszcza sportowych. Ruch pomaga bowiem poradzić sobie ze stresem. Doktor Majorczyk poleca pracę z oddechem – Kiedy w głowie zagości pustka, trzeba zamknąć na chwilę oczy i skupić się na wdechu i wydechu. Potem przejść do prostych czynności: wpisać PESEL, rozciąć banderolki arkusza i zaczynać. ©℗
Ocena w dzienniku powinna być dla uczniów informacją zwrotną, która motywuje do rozwoju. 60 proc. ankietowanych nie dostrzega tej funkcji