W 1853 r. rodzina Wawrzyńca Gurasa zjadła klacz proboszcza – rzecz działa się we wsi Tumlin na Kielecczyźnie. Ta historia posłużyła historykowi Michałowi Narożniakowi jako punkt wyjścia do zrekonstruowania brakującego ogniwa w ludowej historii Polski.

Rozwój pańszczyzny następuje w Polsce szlacheckiej w XVI w., a jej apogeum to wieki XVII i XVIII. Potem nadchodzą zabory i w końcu wyzwolenie chłopstwa – w Prusach, w Austrii, na koniec nawet w carskiej Rosji. Wiek XIX i początek XX w. to już rewolucja przemysłowa. I ten rozdział historii, który zwykliśmy kojarzyć ze współczesnym wcieleniem kapitalizmu. Z jego nowymi sposobami opresji i wyzysku – nieopartych na formalnej niewoli, ale przecież pełną przejawów niewoli faktycznej. A co było pomiędzy? W czasach gdy „stare pieniądze”, pozyskiwane z wielkiej własności ziemskiej, zaczęły przegrywać z „pieniędzmi nowymi” zarabianymi na eksploatacji surowców potrzebnych do produkcji i na samej produkcji. Jak żył i pracował polski lud w okresie przejściowym? Gdy stare jeszcze nie odeszło (pańszczyzna wciąż istniała), a nowe (kapitalistyczny wyzysk) już się urodziło. Właśnie temu problemowi poświęceni są „Niewolnicy modernizacji”.
Autor wybrał perspektywę mikrohistoryczną. Czyli zamiast wycieczki po całej historii wielowiekowego wyzysku mamy tutaj jedność miejsca i czasu. Teatrem opowieści Narożniaka jest Górniczy Okręg Wschodni, rejon Kielecczyzny, na którym od pierwszej ćwiartki XIX w. zaczęły wyrastać kopalnie rud żelaza. Była to część wysiłków modernizacyjnych ministra Ksawerego Druckiego-Lubeckiego, inicjatora uprzemysłowienia ziem polskich.
To na terenie tego okręgu znajdowała się wieś Tumlin. Tam właśnie żyli owi nieszczęśnicy, którzy zjedli klacz proboszcza. Gurasowie rzucili się na zwierzę, bo byli głodni. Ale zanim to zrobili, zapytali o pozwolenie. Ksiądz się zgodził, bo klacz i tak wcześniej padła. Ale proboszcza ta prośba poruszyła, więc napisał do władz guberni oraz okręgu, alarmując o przypadkach szerzącego się w okolicy głodu oraz desperacji. Nie był jedyny. Pisali także inni. Jeszcze inni nie widzieli w tym większego problemu, bo chłopstwo na całym świecie umierało z przemęczenia, niedożywienia i chorób. Takie rzeczy na Kielecczyźnie (i nie tylko tam) zdarzały się często.
Dostępne dziś akta i raporty pozwoliły Narożniakowi rzucić nowe światło na ten ciekawy i trochę zapomniany rozdział polskiej historii społecznej. Na kartach tej książki można się więc dowiedzieć nie tylko o tym, jakie były ówczesne relacje społeczne na podkieleckiej wsi. Ale również jak w praktyce wyglądało łączenie ciągle istniejącej jeszcze pańszczyzny z nowymi kapitalistycznymi formami opresji pracownika. Jaka była organizacja pracy, jakie stosowano metody nadzoru, jak agresywnie w ramach tych kapitalistycznych procesów przeobrażano środowisko naturalne, jakie były sposoby dyscyplinowania krnąbrnych i buntujących się. Na przykład jedną z najbardziej dotkliwych form było wysyłanie do wsi oddziału kozaków, który tak długo tam stacjonował i objadał chłopstwo, aż wreszcie wracało ono do terminowego regulowania „obowiązków”.
Wszystko razem stanowi kolejny ciekawy tom redagowanej przez Przemysława Wielgosza serii „Ludowa historia Polski”. O jej poprzednich odcinkach pisałem już na łamach tej kolumny. A i o następnych nie omieszkam poinformować.