Śmiertelność wśród deportowanych w pierwszej wywózce była ogromna. Do drugiej i do kolejnych ludzie byli już przygotowani. Świadczy o tym chociażby to, że niektórzy mieli naszykowane wiadro albo wielki gar ze smalcem i worki z sucharami. Przygotowywali się na głód - opowiada w wywiadzie z Magdaleną Rigamonti Wojciech Śleszyński, polski historyk i politolog, dyrektor Muzeum Pamięci Sybiru.
Będzie o moim dziadku?
Był na Syberii?
Był. Z swoją mamą, bratem i z siostrą.
To jest opowieść także o nim, w sposób symboliczny. Niestety w naszych zbiorach nie ma eksponatów pani dziadka.
Już nie żyje.
To będzie o nim symbolicznie. Proszę wejść na wystawę do naszego muzeum i sprawdzić, czy ta opowieść, która była przekazywana przez pani dziadka, znajduje tutaj odbicie.
Znam wiele sybirackich opowieści. Kiedyś pojechaliśmy na Syberię koleją. W pociągu spotkaliśmy starszą panią, która w 1940 r. została tam wywieziona razem ze swoim trzymiesięcznym synkiem. Karmiła go piersią i dlatego przeżył. Kiedy się żegnaliśmy, po trzech albo czterech dniach wspólnej drogi (wysiadała w mieście Zima), okazało się, że ten jej prawie już teraz 80-letni syn czeka na nią na peronie…
Traktuję takie opowieści jako źródło historyczne, niezwykle ważne. Często przy tego typu źródłach, choć nie mówię o tym konkretnym, mieszają się fakty, coś się zaciera...
Pozostało
92%
treści
Reklama