Zatwardziali antyszczepionkowcy są w mniejszości, choć głośnej. Do niezdecydowanych można dotrzeć, a przynajmniej spróbować

Czwarta fala. Za kilka tygodni zapewne odczujemy ją wszyscy i czeka nas kolejny lockdown. Ostatnio na Insta zrobiłem sondę, kto się zaszczepił. Wyszło, że ci, co tego nie zrobili, jako główny powód podają strach przed niepożądanymi odczynami. To normalne, ja też się bałem. Krzepiące jest to, że po moim wpisie kilka osób poszło się zaszczepić i, uwaga, nie umarli. Są też tacy, co wierzą w czipy reptilian i Wielki Spisek. Tych zapewne nie przekonamy. Stąd prośba: jeśli macie znajomych, którzy zwlekają ze strachu, zadzwońcie do nich, pogadajcie. Władza loterią i przekupstwem nic nie zrobi. Krótko mówiąc, jesteśmy w dupie i musimy jako społeczeństwo zadbać o siebie” – taki apel napisał w mediach społecznościowych Jacek Kloskowski. Nie lekarz, nie wirusolog. Montażysta z branży medialnej, który zaangażował się w przekonywanie do szczepień.
– To zaczęło się tutaj, jakieś trzy tygodnie temu – Agnieszka Wiktorska rozgląda się po kawiarni przy pl. Trzech Krzyży w Warszawie. Zjechali się do niej znajomi z różnych stron Polski. Wiadomo, w wakacje studenci mają nieco więcej czasu. Był Piotr z okolic Poznania, Wiktoria z Olsztyna i jeszcze dwie inne osoby. Znają się z mediów społecznościowych i obozu letniego, na który trafili kilka lat temu, jeszcze jako licealiści. – Zaczęliśmy dyskutować i od słowa do słowa okazało się, że każdy z nas ma w rodzinie i wśród znajomych kogoś, kto się nie zaszczepił. Po godzinie wyszło, że Piotr i Wiktoria również tego nie zrobili. Nie chcieli się przyznać. Bali się, że zarzucimy ich hasłami o foliarstwie. Otworzyliśmy laptopy. Wiktoria pokazała nam rozmowę jednego z bardziej znanych dziennikarzy telewizji publicznej z lekarką, która argumentowała, że prawdziwa liczba odczynów poszczepiennych nie jest zgłaszana, a pacjenci są pozostawiani sami sobie. Temperatura rośnie gwałtownie? Radź sobie sam, człowieku. Masz zawroty głowy, osłabienie przykuwa cię do łóżka? To samo – relacjonuje Agnieszka. Wiktoria opublikowała to nagranie w mediach społecznościowych. W odpowiedzi dostała od kilku osób linki do podobnych opinii. W efekcie nie tylko ona się nie zaszczepiła. Nie zrobiły tego również jej mama i babcia. Ta ostatnia także dlatego, że bierze duże dawki innych leków.
Podobnie brzmiała historia Piotra, choć on mocniej akcentował nieznane skutki uboczne szczepionki. Innymi słowy: czy ma wpływ na nasze DNA i może wywołać np. niepłodność?
– Podeszłam do sprawy metodycznie. Zadanie ułatwiało mi to, że wszyscy znamy angielski. Kolejne stanowiska Europejskiej Agencji Leków (EMA), publikacje w naukowych czasopismach typu „Lancet”, ale też profile polskich lekarzy, nie tylko z tytułami profesorskimi. Po kilku godzinach doszliśmy do wniosku, że korzyści ze szczepienia przeważają nad wątpliwościami – opowiada Agnieszka. Kilka dni później Wiktoria wysłała jej zdjęcie słynnej tekturowej karteczki. Czy Piotr się zaszczepił, nie wiadomo.
Agnieszka, Jacek i im podobni postanowili zająć się pracą u podstaw.
– Nie przekonam wyznawców teorii spiskowej – mówi Joanna Walewska, której mama ciężko przeszła zakażenie koronawirusem. – Nie przekonam sąsiada z parteru, który maseczki nazywał kagańcem i szczekał za ludźmi, którzy je nosili. Ale udało mi się chyba dotrzeć do jego żony, której opowiedziałam, jak chorowała moja mama.
Warto rozmawiać
Liczba wykonanych szczepień to ponad 33,8 mln. W pełni zaszczepionych jest ponad 17 mln osób. Zgłoszonych niepożądanych odczynów było 13,6 tys.
W czołówce województw z najwyższą liczbą dziennych szczepień jest mazowieckie. W środę (28 lipca) było to 10 852. Po przeciwnej stronie skali znalazły się województwa podlaskie (1173) i opolskie (808). Przepaść. Liczba wykonywanych szczepień zaczęła rosnąć pod koniec kwietnia. Punkt kulminacyjny osiągnęła w pierwszych dniach czerwca, a potem rozpoczął się konsekwentny zjazd, którego wciąż nic nie jest w stanie powstrzymać. Ani popularni aktorzy, którzy mówią o tym, że warto się zaszczepić, by wróciła normalność, ani loterie z drogimi fantami, których fundatorem jest państwo.
Na rządowych stronach można przeczytać, że aby wziąć udział w loterii, trzeba mieć pełne szczepienie przeciw COVID-19 dowolnym preparatem dostępnym na terytorium Polski, nie później niż do 30 września 2021 r. Każdy ma szansę na kilka nagród: natychmiastową, tygodniową, miesięczną i finałową. Na graczy czekają pieniądze, dokładniej na co dwutysięcznego i co pięćsetnego. Są też hulajnogi i samochody. Obok tego jest osobny konkurs dla gmin. Ta z najwyższym odsetkiem zaszczepionych otrzyma 2 mln zł. Pierwszych 500 gmin, które zaszczepią 67 proc. mieszkańców, dostanie po 100 tys. zł.
Czy to działa? Niespecjalnie. „Spada liczba osób zapisujących się. W zeszłym tygodniu średnia dzienna to 44 tys. i to jest spadek o kilkanaście procent tydzień do tygodnia. W większości państw Unii Europejskich widzimy zwolnienie tempa szczepień, pula osób nimi zainteresowanych się wyczerpuje. Powinno to nas mobilizować do zachęcania innych do szczepień, żeby Polacy uzyskali odporność zbiorową w kontekście nadchodzącej czwartej fali” – mówił kilka dni temu szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michał Dworczyk.
Najwyraźniej dotychczasowe apele idące z góry już nie przynoszą rezultatów. Ci, którzy chcieli się zaszczepić, już to zrobili. Teraz trzeba pracować u podstaw. Stąd pomysły, by do akcji promowania szczepień włączyły się koła gospodyń wiejskich. Nie całkowicie pro bono, bo za przekonywaniem obywateli pójdą środki. „Koło, które uzyska pierwsze miejsce, otrzyma 100 tys. zł. Za drugie i trzecie miejsce po 50 tys. zł. Nagrody przewidziane są nawet dla tysiąca kół” – zachwalał Dworczyk.
W akcję angażowana jest też Ochotnicza Straż Pożarna, która dostała zadanie przygotowania lokalnych punktów szczepień w najmniejszych gminach, a także pomocy w szczepieniu pacjentów w domach. Chodzi o wykorzystanie autorytetu, jakim cieszą się w lokalnych społecznościach i (dosłownie) zapukanie do drzwi tych, którzy jeszcze się nie zaszczepili.
Obok mamy też system zachęt dla POZ, który ma mocniej zmotywować przychodnie rodzinne do wspierania akcji. Są premie za szczepienie, wypłacane w dwóch transzach: po 30 września i po 31 grudnia (zależnie od daty szczepienia). Efekty nie są spektakularne. – My już to robiliśmy, odkąd szczepionki się pojawiły. Tych pacjentów, których znam i prowadzę od lat, udało mi się przekonać kilka tygodni temu. Nie widzę siebie w roli naganiacza w stosunku do ludzi, których nie znam – mówi lekarka z przychodni z warszawskiego Mokotowa.
Fakty są takie: kobiety szczepią się częściej niż mężczyźni. Najbardziej karną grupą są osoby w wieku 61–70 lat, następnie: 41–50. Zdecydowanie najmniej zaszczepionych jest w najmłodszej grupie 12–17 lat (choć nie imponuje też wynik wśród 18–30-latków) i najstarszej (70 plus).
W rankingu gmin z najwyższym poziomem wyszczepienia mieszkańców prowadzi Podkowa Leśna (62,7 proc.), na drugim miejscu jest Warszawa (61,7 proc.). Dalej Poznań (60,3 proc.) i Wrocław (59,5 proc.). Krajową stawkę zamyka plejada gmin wiejskich. W ostatnich 300 od końca zaledwie kilka to te miejsko-wiejskie. Ostatni na liście w dniu pisania tego tekstu jest Czarny Dunajec z w pełni zaszczepionymi 3707 mieszkańcami (16,4 proc.).
Inna perspektywa
Bartosz Fiałek jest lekarzem. Po wyjściu ze szpitala pracuje u podstaw w mediach społecznościowych. – Reaguję na hasła, które trafiają do obiegu. Dostarczam źródła do najnowszych badań, czytam światową literaturę i wrzucam informacje na swój profil – mówi. On również celuje w niezdecydowanych. Jak ocenia liczebność tej grupy? – To już zostało udowodnione, że gdy pojawia się nowa technologia, 30 proc. ludzi podchodzi do niej z niepewnością.
Może pochwalić się kilkuset osobami, które udało mu się przekonać. – Wysyłają mi zdjęcia certyfikatów. To mój mały sukces – podkreśla. Zwykle zaczyna się od dyskusji pod postami. – Nigdy z nikogo nie drwię. Nie ma głupich pytań. Nie każdy ma szczegółową wiedzę z zakresu wakcynologii, immunologii. Nie każdy wie, gdzie szukać rzetelnych, wiarygodnych badań. Mało kto, nie posiadając fundamentalnej wiedzy, potrafi interpretować dowody naukowe. Czasami wystarczy zostawić niektórych czytelników z lekturą, by sami wyciągnęli wnioski – opisuje dr Fiałek. Jego zdaniem najbardziej niebezpieczni w dyskusji o szczepieniach są ci, którzy manipulują. Wykorzystują fragmenty z badań zamiast całości, sami nierzetelnie tłumaczą je ze specjalistycznego języka. – Polskę toczy choroba półprawd, która trafiła na podatny grunt, jakim są braki w edukacji. Nie tylko zdrowotnej, jakiejkolwiek. Ludzie nie wiedzą, jak działa ich organizm, jak wyleczyć ból, dlaczego oddychają, a serce bije. A potem nagle pojawia się COVID-19 i zaawansowane słowa z zakresu immunologii, które brzmią, jak czarna magia. Efekt? Już jakiś czas temu naukowcy z amerykańskiego Massachusetts Institute of Technology udowodnili, że kłamstwo rozprzestrzenia się w dzisiejszym świecie ok. sześć razy szybciej niż prawda. Kłamstwo jest atrakcyjne.
Czy uważa się za popularyzatora wiedzy medycznej? Dziś już tak. Choć, jak przyznaje, z upływem czasu zmienił język, uprościł przekaz. – Musi być dostosowany do odbiorcy. Moim celem jest opowiadać tak, jak to robił Stephen Hawking o czarnych dziurach i kosmosie czy Richard Feynman o fizyce – żartuje. Niezdecydowani, z którymi rozmawia, to m.in. ci, którzy wcześniej gdzieś usłyszeli, że lepiej jest przechorować COVID-19 niż przyjąć szczepienie. – Ja na to, że odporność hybrydowa jest lepsza, sam chorowałem i się zaszczepiłem. Często też rozmawiam z ludźmi, którzy chorują na reumatoidalne zapalenie stawów czy astmę oskrzelową i znów coś usłyszeli... Dostarczam im opracowania, które pozwalają przyjąć inną perspektywę. Kolejni uważają, że szczepionka jest zbyt nowa, że to wciąż eksperyment. Ja, że technologii mRNA nie wynaleziono wczoraj, że badania trwają od lat 90. XX w. Poza tym po raz pierwszy w historii naukowcy przy pracy nad preparatem nie musieli liczyć na granty i drżeć o budżet. Na wynalezienie szczepionki przeciw COVID-19 wyłożono wielkie pieniądze. Uproszczono biurokrację tak, że przechodzenie do kolejnej fazy badań klinicznych nie musiało trwać rok, aż ktoś sprawdzi i podsumuje dokumenty. I najważniejsze: mieliśmy nieograniczoną liczbę wolontariuszy, na których można było sprawdzać skuteczność oraz bezpieczeństwo preparatów. Dla porównania: Amerykanie mają świetną szczepionkę przeciw zika, która do dziś nie weszła na rynek. Dlaczego? Ponieważ jest zbyt mało zachorowań, by móc ocenić skuteczność oraz bezpieczeństwo tego preparatu.
Liczba szczepień spada od początku czerwca. I nie zmieniają tego ani loterie z drogimi fantami, ani spoty z popularnymi aktorami
Zdaniem Bartosza Fiałka Polacy nie potrzebują dziś hulajnóg i samochodów w nagrodę, a Pazura i Musiał zachęcili już tych, którzy byli do zachęcenia tym sposobem. – Na pewno trzeba im podziękować za zaangażowanie, bo nie każda gwiazda mówi dziś publicznie, że jest zwolennikiem szczepień. Milczenie jest bezpieczne, bo nie opowiadasz się po żadnej ze stron – ocenia lekarz. – Teraz ludziom trzeba patrzeć prosto w twarz, pukać do drzwi lub otwierać swoje, nawet te wirtualne. Widziałbym działania na wzór dawnych rachmistrzów spisowych. To również ukłon w stronę osób wykluczonych cyfrowo.
Jest jeszcze pytanie, po co to robi? – Już tak mam, że nie mogę być obojętny i milczeć, jeśli mam coś do powiedzenia. W szpitalu nie brakuje mi pracy, ale postawiłem sobie jeszcze jeden cel: nie pozwolić przejąć powszechnej narracji przeciwnikom szczepień. Grożą mi za to procesem norymberskim. Ale, żeby pozostać w konwencji, oceni nas historia – ucina.
Strach ma wielkie oczy
– Rzucamy siły na antyszczepionkowców, na osoby z własną wizją świata, której nie da się ruszyć w posadach. Lepiej przekierować energię na tych, którzy ciągle zadają pytania – mówi dr Tomasz Sobierajski specjalizujący się m.in. w socjologii zdrowia, w tym wakcynologii społecznej. Dodaje, że on każdego dnia dyskutuje w mediach społecznościowych. „Czy zaszczepić dzieci?”, „Co z mamą chorą na cukrzycę?” – pytań jest wiele. – Gdy nie starcza mi własnej wiedzy, przekierowuję do znajomych lekarzy. Staram się nie zostawiać nikogo bez odpowiedzi – podkreśla. W tych działaniach przyjął jedną zasadę: nie brać nazbyt do siebie tego, w jakim tonie ludzie się do niego zwracają. Bo na początku pytania mają znamiona agresji. Tak, jakby zadający je liczyli na konflikt. – Ja tymczasem kłótnie gaszę w zarodku.
Wszystkich pytających zbiera do jednej grupy – ludzi trwających w lęku. – Nie chodzi o strach przed wstrząsem anafilaktycznym. To organiczny lęk, który został w nich wlany przez wyznawców teorii spiskowych. Sparaliżował ich do tego stopnia, że nie są w stanie podjąć jakiejkolwiek decyzji – mówi Tomasz Sobierajski. – A stara polska prawda głosi: jak nie wiesz, co robić, nie rób nic.
Ten strach jest też zdaniem socjologa dowodem na to, że zawiedli eksperci. – Ci, którzy milczą – zaznacza. Bo biorąc pod uwagę, ilu mamy w Polsce wakcynologów, zakaźników, socjologów zajmujących się edukacją medyczną, psychologów, zebrałoby się kilkanaście tysięcy nazwisk. Tymczasem aktywnych jest może kilkadziesiąt osób. – Niestety, część osób z tej grupy się wycofała, mają dość ataków, hejtu. Ja ich rozumiem. Brakuje mi także mocnego głosu Kościoła. Z jakiego powodu w każdej parafii po mszy przez np. kolejne trzy niedziele nie można odczytywać listu Episkopatu, który wyjaśniałby niejasności względem szczepień, edukował wiernych? – pyta.
Dlatego, kiedy zbliża się czwarta fala, liczy się każde działanie zachęcające do szczepień. – Nawet to w stylu, że nie odmaluję mamie kuchni, jeśli się nie zaszczepi – ironizuje, ale dodaje, że wszystkie chwyty są dozwolone, jeśli nie narusza się godności drugiej osoby. – Tylko wąska część społeczeństwa rzeczywiście rozumie, na czym polega różnica między szczepionką wektorową a mRNA. Część środowiska już mnie skrytykowała za mało naukowe stawianie sprawy, ale w takich przypadkach trzeba czasem sprawić, by ludzie po prostu uwierzyli w szczepienia, co nie jest niewykonalne, patrząc na to, jak szybko w Polsce rośnie rynek suplementów diety i jak chętnie łykamy tabletki, choć ich faktyczny wpływ na organizm jest przereklamowany.
Pojedynek na słowa
Jacek Kloskowski nie wie, ile do dziś osób przekonał. – Na pewno kilka. Pisały potem, że dziękują za treści, które udostępniłem i za rozwianie obaw. Ale nawet jedna taka osoba to sukces – ocenia. Na pytanie, dlaczego to robi, ma gotową odpowiedź. – Nie chcę siedzieć w domu kolejny rok. Obawiam się lockdownu, zdalnej nauki. Wkurza mnie, że słupki pokazujące poziom wyszczepienia wyhamowały. OK, z jednej strony można by mówić o nieudolności rządu, ale to problem, z którym mierzy się każdy kraj. Przykład Francji pokazuje, że ludzi trzeba wziąć sposobem. Tam powiedziano jasno: chcesz żyć normalnie, musisz mieć certyfikat.
Pierwsza osoba, którą przekonał? – Mama – mówi. – To bardzo mądra osoba, ale chyba za długo siedziała na FB. Nie potrafiła odróżnić fake newsów od informacji. Zresztą mechanizm jest chyba nawet prostszy. Ktoś udostępnia tekst o tym, że noszenie maseczek skutkuje grzybicą. Klik, zamyka komputer, idzie na spacer, a „news” wyrusza w świat, żyjąc własnym życiem. Zbiera żniwo komentarzy i jest wodą na młyn dla tych, którzy zawsze widzą drugie dno. Moja mama właśnie ich relacji się naczytała.
Pomogły długie rozmowy, wysłanie kilku linków do tekstów z innej bańki. – No i mój własny przykład – podkreśla Jacek. Mama się zaszczepiła, podobnie jego siostra, która ma guza mózgu i padaczkę. Decyzje o przyjęciu szczepionki konsultowała z lekarzami. – Dziś właśnie jej przykład jest dla mnie argumentem w rozmowach z innymi.
Czasem go ponosi. Jak wtedy, gdy usłyszał, że zespół Molesta nie wystąpi na festiwalu hiphopowym w Chorzowie, który ma być tylko dla zaszczepionych. Grupa wydała oświadczenie, że nie chce brać udziału w sanitarnej segregacji. – Nie rozumiem, czemu miało to służyć? Tym bardziej że pod tym komunikatem pojawiły się setki komentarzy w stylu: „gratulacje”, „nie dajmy się”. Taki „news” rozchodzi się lotem błyskawicy wśród młodych osób i potem dziwimy się, że jest tak niski poziom wyszczepienia wśród najmłodszych – ocenia. Jego niezrozumienie jest tym większe, że to w końcu branża muzyczna oberwała podczas lockdownu najmocniej. – Przyjdzie Delta i co? Znów będą obwiniać rząd? Tylko co rząd może na to poradzić? Tu nie chodzi o sympatie polityczne, tylko odpowiedzialność za słowa.
Przypomina mu się niedawna utarczka w sieci z dziewczyną, która również zarzuciła mu segregację. Udostępnił tekst z Defoliatora (grupy na FB): że Delta, że czwarta fala, żebyśmy się zaszczepili. Ona poszła w argumenty, że po pierwsze, każdy ma wolny wybór. Po drugie, zdrowo się odżywia, uprawia sport i bierze suplementy, a skoro do tej pory się nie zaraziła, to najwyraźniej jest dobrze zabezpieczona. I że zachorowania dotyczą osób otyłych, które jedzą chipsy i piją słodkie, gazowane napoje. – Powiedzieć, że to uproszczone rozumowanie, to jakby nic nie powiedzieć – wzdycha Jacek. Rozmawiali długo, on postawił sobie za punkt honoru zasiać w jej głowie choć ziarnko niepewności. – Nie wiem, czy się to udało – przyznaje.
Jacek ma 37 lat, jest ojcem. Przekonuje, że praca w mediach sprawiła, że doskonale rozumie, jak działa informacja i jak ważna jest umiejętność docierania z nią do rozmówcy. – Zatwardziali antyszczepionkowcy ze swoimi niezatapialnymi argumentami są w mniejszości, choć głośnej. Do reszty osób można próbować dotrzeć – mówi. Jemu te próby zajmują godzinę dziennie, czasem więcej. – Gdyby każdy ze zwolenników szczepień robił podobnie, zamiast pomstować na ignorancję innych…
Współpraca Klara Klinger