Jednym z najbardziej uczęszczanych szlaków historycznych nad Wisłą jest ten o bzdurności polskich powstań. Z reguły przegrane, to raz. Usilnie chwalone za to, że przegrały, ale moralnie wygrały, zostawiając następnym pokoleniom przesłanie wolności, to dwa.

Rzeczywiście, tendencja do wmawiania sobie pięknych skutków wzniosłych porażek jest denerwująca. Z klęski powstania kościuszkowskiego mieliśmy koniec Polski, z klęski powstań XIX-wiecznych mieliśmy ogrom nieszczęść i rozpacz, z klęski powstania warszawskiego poczucie, że nic, ale to nic nie rozumiemy z polityki. Nadmiar uznania dla powstań, których lepiej było uniknąć, wywołuje zdrową reakcję obronną; klęska to klęska, psiakrew, przestańmy się pocieszać na grobach, że porażka miała głęboki sens…
Dziwnym trafem wszystkie zrywy polskie w epoce PRL wymykają się tej zdroworozsądkowej walce z mitologią. Czerwiec ,56 rozjechały w Poznaniu czołgi. Jednak czerwoni naprawdę nieźle się wtedy wystraszyli – Czerwiec zaczął się od protestu w sprawie płac, a w kilka godzin (!) zmienił się w narodowy bunt. Śpiewano nawet „My chcemy Boga…”. Kiedy kilka miesięcy później przyszedł polski październik 1956, skończył się w Polsce terror wzorowany na stalinowskim. Grudzień ,70 zdławiono. Nawet nie odwołano podwyżek, które wyprowadziły ludzi na ulice (odwołano je kilka tygodni później po nowej fali strajków). Ale nowe kierownictwo PRL złagodziło represyjność reżimu obalonego Gomułki, a na dodatek doszło do wniosku, oczywistego w świetle Czerwca i Grudnia, że bezpieczną drogą PRL nie będzie zastraszanie obywateli. Postawiono na ich przekupienie (z elementami zastraszania). Zaczęła się modernizacja, kredyty z Zachodu, promocja motoryzacji. Ba, w telewizji wystąpiła ABBA.
Dalej poszło z górki: długi, kryzys, papież i… Solidarność. Jak dobrze pamiętamy, stan wojenny z Solidarnością szybko skończył. Tyle że w umysłach jego sprawców wciąż huczał Grudzień ,70. Co by tu nie mówić, masowe represje stanu wojennego, z pamiętnymi okrutnymi epizodami, gdyby je zestawić z „normalnym” komunistycznym terrorem, były blade. Solidarność nadal walczyła, koniec znamy.
Przegrywaliśmy, a jednak te porażki miały sens i dużo nam pozytywnego przyniosły. Trzeba się z tym pogodzić!