Tradycyjna europejska lewica nie otrzymała w ubiegłym roku prezentu pod choinkę. Choć prawicowy populizm został w ostatniej chwili powstrzymany w Austrii (jednak zrobił to przedstawiciel Zielonych!), to nadal stanowi poważne zagrożenie dla socjaldemokratycznych partii Europy. Wielu zwolenników lewicy (także tych potencjalnych) uwiodły obietnice oraz nacjonalistyczna retoryka prawej strony. Jak zatem lewicowe partie poradzą sobie z tym egzystencjalnym kryzysem?
Byłem niedawno w Pradze na kongresie Partii Europejskich Socjalistów. Na tym dorocznym spotkaniu socjalistycznej rodziny, jak lubią kongres nazywać jego uczestnicy, zebrali się wysłannicy brytyjskiej Partii Pracy, francuskiej Partii Socjalistycznej, niemieckiej SPD, reszty uznanych socjaldemokratycznych partii Europy, deputowani Parlamentu Europejskiego, aktywiści i przedstawiciele lewicowych think tanków i rozmaitych organizacji, takich jak tęczowe środowiska LGBT. Zapowiadało się na niezłą zabawę.
Nie tylko gender
Tak się zdarzyło, że jako jeden z pierwszych na kongresie wystąpił premier Słowacji Robert Fico. To bardzo barwna postać, jeden z delegatów nazwał go europejskim Donaldem Trumpem – z powodu ciętego języka i lekceważenia poprawności politycznej. Jednak Fico musi mieć w sobie coś więcej, skoro cały czas wygrywa wybory i od 2006 r. prawie nieprzerwanie zajmuje stanowisko szefa słowackiego rządu. Już na samym początku trafnie podsumował sytuację lewicy. „Ten kongres przypomina pogrzeb” – stwierdził.
Po czym ostro skrytykował lewicowe partie za obsesję na punkcie poprawności politycznej, za kłamstwa brytyjskiego premiera Tony’ego Blaira na temat Iraku, za hipokryzję tworzonych przez nie rządów, które głosowały za poparciem dla Kijowa, lecz chwilę później podpisały z Rosją umowę o budowie rurociągu omijającego Ukrainę. Słowacki premier wypominał lewicy ignorowanie kwestii ważnych dla jej potencjalnych wyborców, jak poziom życia i lepsze warunki socjalne. Był bezlitosny dla polityków, takich jak lider włoskich demokratów Matteo Renzi, promujących posunięcia polityczne niemające nic wspólnego z potrzebami obywateli swoich państw. „Czy jesteśmy pewni, że mówimy o rzeczach, o których nasi wyborcy chcieliby słyszeć?” – pytał. To było oczywiste nawiązanie do obsesji lewicy na punkcie gender i LGBT.
Tęczowa koalicja odpowiedziała na te słowa improwizowaną demonstracją w sali konferencyjnej (pewnie już mieli dosyć bezczynności przy swoim stoisku i chcieli coś zrobić – to było całkiem zabawne, choć dziecinne). Mnie uwagi Fico wydały się słuszne i nawet orzeźwiające, choć słowacki premier zepsuł efekt powrotem do poprawności politycznej i przepraszającym tonem na późniejszej konferencji prasowej. Jestem za prawami mniejszości i równością płci, lecz ta walka została już wygrana, choć jeszcze nie jest skończona, a ciągłe skupianie uwagi na tych kwestiach nie pozwala zająć się „chlebem codziennym” – problemami mającymi wpływ na życie wszystkich obywateli, takimi jak nierówności społeczne i godne zarobki.
Na kongresie wyczuwało się świadomość kryzysu lewicy – i tego odczucia nie łagodziło hasło: „Ratując Europę: Partia Europejskich Socjalistów dla Młodzieży i Postępu”. Pierwsza część jest nerwowo defensywna, a druga pusta i nic nieznacząca. Z innej strony, decyzja François Hollande’a o nieubieganiu się o reelekcję poprawiła nastrój francuskiej delegacji, wszystkich zaś podekscytowała wizyta w Pradze Jeremy’ego Corbyna (zwykle na podobnych spotkaniach rzuca się w oczy brak przedstawicieli Wielkiej Brytanii), który został powitany przez delegatów z ekstazą godną gwiazdy popu.
Ale w miarę trwania kongresu pojawiło się poczucie, że lewica zaczęła brać się w garść. Rośnie w jej szeregach akceptacja diagnozy przyczyn kryzysu, który skłonił wyborców w Europie do poparcia prawicy. To niezdolność lewicowych partii oraz UE do walki z rosnącą nierównością i marginalizacją społeczną oraz stagnacją poziomu życia. Jak przypominał delegatom przewodniczący PES Sergej Staniszew – 1/4 mieszkańców Europy żyje w biedzie lub znajduje się na pograniczu wykluczenia społecznego, a nierówności zwiększają się w 1/3 państw członkowskich. A podstawowym problemem pozostaje „fetysz oszczędzania”.
Wszyscy zgadzali się z tym, że polityka gospodarcza musi się zmienić, a główną przyczyną forsowania oszczędzania w Europie jest Pakt Stabilności i Wzrostu. Kryteria porozumienia – ograniczenie do 3 proc. PKB deficytu budżetowego oraz relacja długu publicznego do PKB nie wyższa niż 60 proc. – to arbitralnie ustalone normy, niemające żadnego oparcia w teorii. Kongres potwierdził, że europejscy przywódcy zgadzają się co do konieczności poluzowania warunków paktu. Ale główną przeszkodą ku temu jest wielkie przywiązanie Niemiec do polityki oszczędności.
Wicekanclerz Niemiec Sigmar Gabriel podkreślił, że Europejczycy uważają, że ich interesy są ignorowane, a rząd dba przede wszystkim o interesy banków i bogaczy. Osobiście nie bardzo rozumiem, jak wicekanclerz mógł z bardzo surowym wyrazem twarzy perorować o tym, że priorytetem europejskiej polityki powinna być ochrona obywateli, kiedy jego własna partia tworzy koalicję z głównym zwolennikiem fetyszyzowania oszczędności. Nawet młodzi delegaci z Niemiec w kuluarowych rozmowach przyznawali, że problemy Europy po części są związane z niemiecką SPD, która wspiera partię niezmiennie popierającą politykę oszczędności. To dowodzi, że problemy Europy są w dużej mierze problemami Niemiec. One mają na tyle silny wpływ na unijną politykę gospodarczą, że to czyni UE niemal dysfunkcyjną!
Może za rok
Obiecującą oznaką było stwierdzenie, że filar praw socjalnych powinien mieć równy status ze wspólnym rynkiem. Niektórzy mówcy podkreślali, że dla dziesiątków milionów osób motywacyjne mówienie o aspiracjach i sukcesie mija się z celem. Godne życie, możliwość utrzymania rodziny, szacunek w miejscu pracy, prawo do zrzeszania się, dobra opieka zdrowotna i godne zarobki to dla wielu szczyt ambicji. Europejskie elity, przedstawiciele których byli obecni na kongresie, mówiące w wielu językach i pracujące w instytucjach europejskich straciły kontakt z rzeczywistością! Nie wiadomo, ile z tego to tylko czcze gadanie, jak przemówienia wicekanclerza Niemiec. Jak zauważył Staniszew, jest różnica między tym, co socjaldemokraci mówią na kongresie, a tym co zrobią, kiedy wrócą do domu. Tak czy inaczej, teza, że filar społeczny jest nie mniej ważny niż wspólny rynek i wymiar gospodarczy, była powtarzana zarówno na sali posiedzeń, jak i na spotkaniach kuluarowych.
Nie mogę, niestety, wiele powiedzieć o wkładzie w kongres polskiej SLD. Wystarczy zauważyć, że inspiracji i wyobraźni, tak potrzebnych dziś europejskiej lewicy, na próżno oczekiwać od Sojuszu pod przewodnictwem Włodzimierza Czarzastego. Przykro mi.
Na marginesie pojawił się również inny temat – kultura. Dyrektor wiedeńskiego Instytutu Rennera Maria Maltschnig we wnikliwej analizie przyczyn wzrostu popularności autorytarnego nacjonalizmu w Europie miała jedno bardzo trafne spostrzeżenie. Wartości kulturowe osób głosujących na skrajną prawicę zasadniczo różnią się od wartości zwolenników mainstreamowych partii. Prawicowy elektorat nie podziela globalnej/europejskiej filozofii, która jest integralną częścią Unii Europejskiej, i jest o wiele bardzie pesymistyczny niż zwolennicy UE. Pogodzenie kulturowych pragnień i potrzeb tych osób przy jednoczesnym zachowaniu lewicowej polityki tożsamości i wielokulturowego społeczeństwa to wyzwanie, przed którym stoi teraz socjaldemokratyczna lewica.
Zatem tradycyjna socjaldemokratyczna lewica zaczyna w końcu walczyć z problemami, które doprowadziły do spadku jej popularności. Pewny postęp udało się osiągnąć w sferze gospodarki i nacisk na podniesienie rangi filara socjalnego daje nadzieję na przyszłość. Jednak dziecinne wygłupy środowisk LGBT i nieradzenie sobie z problemami tożsamości kulturowej leżącymi u podstaw kryzysu w Europie każą wątpić w zdolność lewicy do odzyskania dawnego poparcia.
Ale zawsze jest kolejna Gwiazdka, i może lewica doczeka się wreszcie swojego prezentu, nawet jeśli w mijającym roku się nie udało.
Ciągłe skupianie uwagi przez lewicę na kwestiach gender nie pozwala zająć się „chlebem codziennym” – takimi problemami jak nierówności społeczne i godne zarobki.